Tak mozna określić także mój ostatni stan ducha. Zadziwienie... zdziwienie? czasem coś więcej. Czym? Hm... ludźmi. Ich reakcjami. Tym jak bardzo się różnimy z naciskiem na JAK.
Sytuacja 1
Plac zabaw w pobliżu. Wreszcie ktoś ruszył mury i górka jaka była kilkakrotnie już obsiewana trawą i oczywiście pozostawiana sama sobie została - w r e s z c i e - porządnie obsadzona płatami darni. Nawieziona. Na placyku zostało wygospodarowane miejsce na zabawę dla dzieci i na odpoczynek - czyli znów posiana trawa.
Normalne jest aby wszystko się przyjęło potrzeba CZASU. Podlewania i nie używania placyku. Normalne to jest tylko dla niektórych. Otóż nie pomogły taśmy zabezpieczające, nie pomaga kłódka na jednej z furtek i nie pomaga KARTKA gdzie jest napisane, że pożadanym jest nie korzystanie z placyku do 1.06. TYLKO dwa tygodnie.
Cóż... niestety wczoraj zobaczyłam na placyku kilkoro rodziców z dziećmi. Czyli kartka z prośbą została zignorowana, taśma zabezpieczająca zerwana i ...
W między czasie na forum dzielnicy przeczytałam, że plac zabaw jest dla dzieci i mają tam dzieci się bawić a nie ma rosnąć głupia trawka.
No doprawdy. Tak trudno zrozumieć, że potrzeba czasu. Że taki stan rzeczy nie będzie trwał wiecznie i że nie jest to zrobione przez złośliwe starsze osoby bo mają taki kaprys.
I tu moje zdziwienie naprawdę jest wielkie. Dorośli ludzie nie są w stanie pojąć takiej oczywistości, którą pojmują moje dzieci. Cóż... życie.
Sytuacja 2
Czytam z zainteresowaniem ale jak widać już coraz mniejszym pewien blog. O adopcji. Obecnie o macierzyństwie. Nawet teraz o cudzie nowego życia. Uwielbiam oglądać dobre fotografie. A tam dziewczyna ma wybitny talent.
Ale również otwieram oczy ze zdumienia. Ale już nie wywołuje u mnie ta sytuacja jakiejś złości tylko czyste zdziwienie. Trochę staram się przypomnieć siebie kiedy miałam jedno, dwoje dzieci.
Dlaczego matki, czekające TAK długo na dar macierzyństwa po roku decydują się na żłobek, nianię? A jeśli pojawia się w miedzy czasie kolejne dziecko to już mus bo przecież będzie ciężko. Nie dam rady... Dziecko ma potrzebę bycia z dziećmi.
Dziecko dwuletnie ma potrzebę bycia w domu z Mamą. Być może jest bardzo uspołecznione i ma ochotę się pobawić z innymi dziećmi ale to nie oznacza, że należy mu zapewniac miejsce w żłobku. Te podstawowe potrzeby wypełnia Mama i Tata. Do 3-4 roku życia dzieci nie mają innych potrzeb między innymi uspołeczniania. I nie chodzi mi tu o sytuację kiedy rodzice idą do pracy bo muszą bo coś tam. Nie... chodzi mi o konkret. Rodzi się dziecko kolejne. Starsze wysyłamy do przedszkola lub do żłobka.
Dla mnie szok. Ale staram się nieco zrozumieć sytuację kiedy NIE wiem jak się będę odnjadywac w takiej sytuacji. Nie wiem... szkoda mi tylko, że starszak w tym wypadku idzie do instytuacji gdzie większy wpływ na jego wychowanie zaczyna mieć obca kobieta niż własna Mama. Na wszystko przyjdzie czas. Dla mnie ten czas to nie jest wiek pomiedzy 1 a 3 rokiem życia. Kiedy nie muszę, nie wysyłam.
Sama chcę mieć wpływ na nasze dzieci. Chcę im wykształtować taki kręgosłup aby kiedy będą starsze potrafiły już się obronić. To jest ta idea bycia z Mamą. To moja idea i mojego Męża.
Sytuacja 3
Jestem na jednym z forum. Z coraz mniejszą chęcią chyba tam zaglądam. Cóż. Forum katolickie a ja coraz częściej jestem zgorszona postawą osób. Brakiem miłosierdzia, miłości. Zrozumienia... Jedne osoby mogą komuś dokuczać, drwić. Inne zostają napietnowane za to że przyznały się do przynależności do innej grupy? do wyznawania innej doktryny. I jestem zdziwiona. No po prostu jestem zdziwiona ale już niemile, że powinniśmy świadectwem miłości zachwycać świat, Pociągac do Kościoła a zrażamy.
Sytuacja 4
Spotkałam się ostatnio z koleżanką, która chciała mnie zaprosić do tzw siatki w jednej z grup marketingowych. Nic nowego jak amway. Jedynie byłam zadziwiona jej ideologią dopisaną do tego. Wszystko wytłumaczone Bogiem. To Bóg chciał, tego Bóg nie chciał. Usłyszałam o tzw przekleńswe biedy. Że trzeba to łamać bo Bóg tego nie chce w naszym życiu. I czy wierzę w to, że Bóg może uzdrowić naszych synów z rybiej łuski...Ulotka firmy dla której pracuje K między innymi ma taką reklamę... O czym marzysz? Wakacje, pieniądze, dom, edukacja i satysfakcja. No przepraszam ale jakoś kłóci mi się z cnotami ewangelicznymi. Rozumiem, że chrześcijanin może być bogaty i zdrowy i nie jest w tym nic złego. Ale jeśli robi z tego piorytet? Moim piorytetem nie jest satysfakcja. Ani posiadanie wspaniałego domu. Ani posiadanie pieniędzy. Oczywiście GDYBYM miała to wszystko byłabym wdzięczna Panu Bogu ale czy to oznacza, że nie dotykałoby mnie cierpienie?
Jestem zdziwiona... No po prostu jestem. I rzeczywiscie - bardzo się różnimy. BARDZO. I nie wkurza mnie to, że ktoś myśli inaczej ale zadziwia, że może nas TYLE różnić.