czwartek, 31 grudnia 2015

Takie tam na koniec roku

Wczoraj umieściłam na FB kontrowersyjną (?) notatkę hm...? nawet nie. Umieściałam link do wypowiedzi ks. Bortkiewicza na temat Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy.
Długo nie trzeba było czekać na odzew.
Posypały się komentarze.
W sumie ludzie mają prawo. Niech komentują.
Jednak bardzo zastanowiły mnie te komentarze.
TUTAJ link  do wypowiedzi. Bardzo stonowana, powiedziałabym mądra - niczego nie narzucająca wypowiedź księdza - moralisty.
Komentarze były w stylu, że ludziom trzeba pomagać, że nie ważne jak ale liczy się co się osiąga. Że matactwa Owsiaka to domniemanie, że co zrobię jak moje dzieci będą musiały korzystać z takiego sprzętu...itd

Co ja myślę to nie napisałam. Umieściłam LINK ... i burza.
Fakt, że mam bardzo mieszane uczucia z Orkietrą. Nie od dziś.
Fakt, że nie jestem zwolennikiem zasady Cel uświęca środki.
Fakt, że moje dzieci leżały na oddziałach GDZIE oprócz serduszek (procentowo w małej ilości) był sprzęt kupiony z innych źródeł.
Fakt, że co roku się zastanawiam co ludzi tak napędza w jakąś dziwną histerię dobroczynności w jedną niedzielę stycznia kiedy w inne dni jesteśmy zamknięci i... przechodzimy obok kogoś leżącego na ziemi.
I fakt, że jest wiele osób które naprawdę chcą pomagać w tym Czasie i mają dobre intencje...

To wszystko FAKT
Ale dlaczego wymaga się ode mnie abym AKCEPTOWAŁA to dzieło?
Dlaczego wymaga się ode mnie abym NIE korzystała ze sprzętu WOSP kiedy na niego sie nie dokładam?
Dlaczego  w końcu nie pozwala mi się mieć własnego zdania i zmusza się mnie albo do milczenia albo do wrzucenia (przed kościołem!) pieniążka aby dostać serduszko i być wtedy cool.
Takie miałam wczoraj refleksje i to mnie niejako zmusiło do podjęcia pewnych kroków.

A na zakończenie Roku planujemy rodzinną imprezę

Ciasto - serniczek i snickers
Pizza na cienkim cieście
Konkurs rodzinny - poszukiwanie skarbów
Planszówki
Film
Dużo muzyki i chipsy

I niespodzianka dla dzieci - puszczanie sztucznych ogni w ilości masakrycznie małej ale... niech mają radochę

I podsumowując jaki był?

Dobry...
Mimo wszystko dobry.

A na sam koniec mała niespodzianka :)
To praca Stasia (lat 4.5) wykonana samodzielnie na plastyce w Klubie. Otrzymała 3 nagrodę w Ogólnopolskim Konkursie Plastycznym
Dumna jestem


Cudny prawda?



poniedziałek, 28 grudnia 2015

Powrót

Tyle jest do powiedzenia
że ąż nie wiem od czego zacząć
Blog będzie zamknięty bądź nie ... zastanowię się. Akcja na forum mało mnie już obchodzi. Wyszły kwasy, ludzie zdjęli maski, ci którzy mieli odwagę ale większość dalej trwa w tzw wszechwiedzy i wszechwładzy. Czytam, wtrącam komentarze ale generalnie mało mnie co rusza i obchodzi. Fakt,  że odeszły z forum bardzo dobre, lubiane osoby (i przy tym niekonfliktowe) mówi sam za siebie.
Chciałam zamknąć blog ze względu na duża krytykę i prześmiewsze posty na temat mam piszących blogi... obecnie mało mnie to obchodzi.


Cóż więcej...
mamy już poświąteczny czas. Czyli wigilia 2015 odeszła do historii...szkoda :( jakoś z upływem czasu nadal nie potrafię się pogodzić.
Przygotowania dla nas do Bożego Narodzenia były bardzo inetensywne.
Staraliśmy się chodzić na Roraty. Udawało się choć czasem nie. Ale i tak uważam, że osiągnęliśmy jakiś sukces bo wyjście o 6.15 z czwórką dzieci w tym dwójką maluchów jest nie lada wyzwaniem. Oczywiście prościej jest zostawić maluchy w domu o ile jest taka możliwość. W przeważającej ilości przypadków nie było to możliwe.
Ale  udało się uczestniczyć choć w części. Nawet otrzymaliśmy stosowną pamiątkową bombkę z napisem Roraty 2015 ale niestety żywotność owej bombki w rękach Jasia była zdecydowanie zbyt krótka.

Dodatkowym motorem napędowym tego czasu było akcja - Mama zakłada działalność gospodarczą.
Złożyłam wniosek o dotację w październiku. Cały miesiąc donosiłam stosowne zaświadczenia i w momencie kiedy straciłam nadzieję w sens czegokolwiek dostałam informację, że dotację otrzymam w takiej kwocie o którą prosiłam.
Tak więc od 15 go grudnia prowadzę działalność gospodarczą AS-Med Pielęgniarstwo Mobilne
Jeszcze przede mną akcja rozkręcania reklamy, uzyskanie wpisu do Rejestru Usług Medycznych oraz dokończenie zakupów :)

W sumie doświadczenie dobre, gdyż uwierzyłam, że mogę coś zacząć i skończyć. Uwierzyłam w siebie bo przebrnęłam przez sito spraw urzędowych. I ufam, że da nam to jakieś dochody.

I w sumie doświadczenie smutne ale dla nas dobre.
Stracilismy kolejne dziecko.
Tym razem (za kilka dni dowiem się) będziemy mieli możliwość pochówku.
Żal jest wielki tym bardziej, że było już serduszko, biło i można było zobaczyć malucha. Ale Bóg wiedział lepiej.
Pobyt w szpitalu i wizyty lekarskie tym razem dobrze wspominam. Wielki szacunek do mnie, do Nienarodzonego.
Tu dało się odczuć wpływ modlitwy jaką otaczali mnie nasi przyjaciele.


A przed świętami doświadczyliśmy swoistego błogosławieństwa obfitości. Mnóstwo jedzenia, słodyczy... mamy pełną lodówkę, zamrażalkę, balkon  i szafę :) Spływało to na nas całkiem niezasłużenie ale widok pełnej lodówki wywołuje we mnie poczucie spokoju i ufności.
Matko jaki człowiek jest przyziemny :))))

wtorek, 27 października 2015

Kampania i super pranie



Tak mała perła, a może tak wiele! 0 % wypełniaczy i 100% aktywnych składników robi wrażenie i daje efekt:
  • Najskuteczniejszy w działaniu
  • Połączenie proszku i żelu
  • Dodatek odplamiacza i odkamieniacza
  • Ochrona  koloru tkanin
  • Wybielanie i ochrona tkaniny przed szarzeniem
  • Długotrwały i przyjemny zapach
  • Zmiękczanie wody i ochrona pralki
  • Łatwość w zastosowaniu – jedna perła = jedno pranie
  • Bezpieczeństwo, brak pyłu przedostającego się do układu oddechowego. Ochrona przed alergiami.


Dostałam znów produkty do testowania... tym razem znów strzał w dziesiątkę. Jedna kapsułka a i doprane i zapach (aż mąż esteta zauważył)
Polecam :)

niedziela, 18 października 2015

Wieczór

inny niż zwykle... a to za sprawą braku tv od dłuższego czasu. Jestem naprawdę zadowolona, że tak się wydarzyło...
Słucham Trójki, koncert Elżbiety Adamiak, dzieci w miarę cicho ale może dlatego, że brak całości - bo Janko Artysta u kolegi.
A ja słucham...

Chodzą ulicami ludzie,
maj przechodzą, lipiec, grudzień,
zagubieni wśród ulic, bram.
Przemarznięte grzeją dłonie,
dokądś pędzą, za czymś gonią
i budują wciąż domki z kart

Refren:
A tam w mech odziany kamień,
tam zaduma w wiatru graniu,
tam powietrze ma inny smak.
Porzuć kroków rytm na bruku,
spróbuj, znajdziesz, jeśli szukać
zechcesz, nowy świat, własny świat.

Płyną ludzie, miastem, szarzy,
pozbawieni złudzeń, marzeń,
omijają wciąż główny nurt.
Kryją się w swych norach krecich
i śnić nawet o karecie,
co lśni złotem, nie potrafią już...


Uwielbiam ją :)
Piosenkę, Adamiak i ten czas :) Uwielbiam

A ogólnie czas pędzi ale staram się go nie gonić i wtedy mam poczucie, że nic mi nie ucieka. Pracy mnóstwo. Nie zawodowej ale innej - przyjemnej, szyciowej, domowej, mamowej, zwykłej.. fajnej.

Dzisiaj moja Mała Dziewczynka Marcysia miała domową imprezkę dla koleżanek. Patrzyłam na nią i nie mogłam się nadziwić jaka ona do mnie podobna, jak szybko urosła i że ma już swój świat. Miała pewnie od urodzenia ale rodzicom tak trudno w to uwierzyć.
Antoś też... zadziwił mnie bo zaczął o sobie mówić JA. To oznacza, że zrobił wielki krok. Ma świadomość swojej osoby. Trudno mi chyba przyjąć to dorastanie dzieci. Chciałabym aby były małe, bezbronne i ciągle tu... a przecież to złudzenie. W momencie porodu już nie są blisko. Już są poza ale nie jest to tak bolesne jak wtedy kiedy zaczynają swoje pierwsze wybory.

Ech... szkoda, że maluchów już nie ma w naszym domu... szkoda :) a tak by się chciało...





poniedziałek, 28 września 2015

Księżyc

Nocne czuwanie na szał księżyca trochę mnie wymęczyło. Był piękny. Widziałam początek zaćmienia, Przysnęłam... a o czwartej księżyc przykryły chmury i już czerwonej tarczycy nie zobaczyłam.
Wszystko zakończyło się mega niewysapniem. Bo ze mną zdecydował się czuwać Antek. Jaś zapragnął kaszleć a Staś przyjść nad ranem. A Marcelina oczywiście miała problem z zaśnięciem. I teraz jest jak jest. Jestem w lekkim niebycie - podtrzymując czynności życiowe kawą, która znów wybitnie mi nie smakuje.

A tak naprawdę to lubię poniedziałki a jeszcze bardziej wtorki. Są bezstresowe. Nie gonimy tak w szaleńczym tempie. A nawet wtorek mogę powiedzieć, że jest wybitnie leniwy i samotny, gdyż mam czas aby być z jednym dzieckiem nawet trzy godziny. Szok Ale oczywiście ten czas też muszę wykorzystać na kombinację obiadów lub pomysłów na obiady w dni kiedy tego czasu mam jak na lekarstwo. A że kasy mało a nawet bardzo mało - pomysły na obiady muszą być dodatkowo bardzo ekonomiczne.
I weź tu powiedz, że kobieta w domu się nie rozwija.. rozwija się pod każdym względem - czasem tylko ma ciut dosyć. Tak ja wczoraj...

Ale wczorajszy dzień był dość bogaty w doświadczenia. Wybraliśmy się (chciałabym powiedzieć całą rodziną ale M odmówił) na Rodzinne jazz session organizowanym w ramach Warsztatu Artystycznego dla dzieci. Było cudnie. Nasze dzieci pochłaniały muzykę i mimo, że było dość długo bo dwie godziny - dały radę. No i Marcelina zażyczyła sobie częściej takie atrakcje :)

A mi utkwiła szczególnie jedna piosenka. Fakt, że wykonana przez Magdę N była fenomenalnie i niestety w necie nie znalazłam podobnie dobrego wykonania. Ale słowa są naprawdę rewelacyjne... mądre i jak dla mnie na czasie....



W tobie świt, dobra miłość już od drzwi.
Jedno wiem, kocham dom , gdy jesteś ty.
Słodki czas, gdy w rodzinie ciepła smak.
Piękny czas mój,w takich chwilach chce się żyć
I pragnę by każdy zły sen, oddalić stąd
To wiem...

Nie ma jak dom, szczęśliwy dom
Na trudy życia jest lekiem.
Nie ma jak dom, i Boże broń...
...Przed samotnością w tym świecie.

A do stołu, gdy zasiądzie każdy z nas
To napotka czułe ręce, dobrą twarz.
Słodki czas gdy w rodzinie ciepła smak.
Piękny czas mój, w takich chwilach chce się żyć
I wtedy wiem, że wszystko co złe omija mnie.

wtorek, 22 września 2015

Kłódka

Zamykam bloga na jakiś czas. Takie a nie inne zdarzenia się do tego przyczyniły. Kto chce czytać wypociny proszę o kontakt - agasobczak@gazeta.pl. Wyslę kluczyk... Za kilka dni zamykam :)

wtorek, 15 września 2015

lekka dezorganizacja...

Siedzę sobie w piątek z koleżanką, pijemy kawę... powoli zaczynam dostosowywać swoje myśli do nowego planu. Organizacja powoli zaczyna nabierać sensu, płynności. Rozmawiamy o szkole muzycznej do której dzieci zdawały w czerwcu. No trudno, nie dostały się. Są na liście rezerwowej ale spokojnie będziemy zdawać w przyszłym roku. W tym się nie udało bo od września mieli zadzwonić... gadki szmatki i nagle czwarty telefon - ... tym razem nie odrzuciłam rozmowy bo oczom nie mogłam uwierzyć, że dzwonią ze Szkoły Muzycznej w sprawie Jasia.
Chwila rozmowy i już dzisiaj jesteśmy po pierwszej lekcji z kształcenia słuchu a Jaś jest uczniem pierwszej klasy Szkoły Muzycznej - uwaga - będzie uczył się grać na gitarze.
Jaś jak to Jaś, przyjmuje wszystko entuzjastycznie, z radością ale też z taką sobie tylko znaną oczywistością. Na luzie.
I tym chyba wygrywa.
Marcysi jest trochę przykro bo to ona zakochała się w tamtej szkole. Jasiowi aż tak nie zależało. I będziemy musieli jakieś lekcje gry na instrumencie zorganizować.
Więc na razie znów jesteśmy w fazie organizacji planu. Dostosowywania, dopasowania i dopinania... dzisiaj wywiadówka w Muzycznej. Tydzień temu w podstawowej.
Padam na nos. Nie wiem czemu. Choć może i powody mam ale jakoś słabuje i może wszystko jakoś trudniej przyjmuję. W sumie plan mamy napięty na maksa bo Staś w końcu nawet chce chodzić do Klubu więc korzystamy z dobrej passy.
Dzisiejszy dzień dodatkowo trochę trudniejszy bo chyba dopadły nas katary. I być moze z tego powodu słabujemy :)

środa, 9 września 2015

Trzeci

Kiedy ma się kilkoro dzieci - więcej niż dwoje w głowie może narodzić się jedna z takich myśli...
- wiem wszystko co mnie może zaskoczyć? Jestem już doświadczoną matką

albo
- nie wiem jednak wszystkiego - i pojawia się mega tolerancja dla większości zachowań dzieci, rodziców, babć, wujków... tolerancja taka pomieszana z pobłaźaniem. Sama nie wiem...

Tak jest i czasem te dwie myśli się wykluczają, czasem się panoszą a czasem po prostu uzupełniają. A czasem (tak jak dziś) staję się bezradna jak przy pierwszym dziecku. I tak jest - nic na to nie poradzę.
Nasze Trzecie dziecko, drugi syn miał swoja już drugą inaugurację w Klubie Małolata. I zabijcie mnie ale nie mam pojęcia DLACZEGO tak trudno mu wejść w to środowisko.
Rok temu odpuściłam. Nie chce, nie dorósł, nie dojrzał, nie mamy ciśnienia.
W tym roku widzę, że dobry czas. Śmiały jest choć nadal domatorski, mamusiowaty ale ze starszymi na dwór sam wychodzi. Dzielny jest i bardzo samodzielny.
Ale znów ta sama historia w Klubie. Wczoraj łaskawie został na plastyce (kocha rysować) i wracał bardzo zadowolony ale z nastawieniem, że dzisiaj to już nie koniecznie pójdzie.
Pojechałam, wśród łez i objetnic, że będę siedzieć blisko. Godzinę trwało aby chciał sam zostać w sali... Po czym został i oznajmił, że jeszcze na rytmikę idzie a w drodze powrotnej, że on chce iść jutro a ja mogę pojechać do domku. No szok... sam z siebie. Indywidualista jeden no...

Posiedziałam więc dzisiaj w klubie dwie godzinki, bez kawy, na głodzie ale w sumie jestem zadowolona ale jakoś mega zmęczona.
Ten pierwszy tydzień to ogarnięcie sytemu, logistyki dowożenia, walka jeszcze o finanse więc urzędy, inne... i niedługo już połowa września.
Zrobiło się zimno, deszczowo i buro. Na balkonie czekają mnie porządki bo już chyba nic nie posadzimy. Może wrzośce i chryzamentemy. Jesień...

"byle do wiosny"...

wtorek, 8 września 2015

Życie



Życie jest darem od nielicznych dla wielu...
A ostatnie doświadczenia pokazują mi wyraźnie, że życie jest niezaprzeczalnym darem od Boga. I On jest Panem życia i śmierci.
Mniej więcej rok temu dowiedzieliśmy się o chorobie J (naszym przyjaciół). l. 38 Piątka dzieci. Szpiczak... J. walczy. Chemia - jednak druga, mobilizacja komórek, ktoś schrzanił sprawę i komórek do autoprzeszczepu było mało. Więc zmiana chemii i nadal w zawieszeniu.

Przed wakacjami a może dokładnie wraz z wakacjami dowiedzieliśmy się o A. ;. 45. Trójka dzieci...Guz jelita grubego. Szybka diagnoza, szybka operacja i wczoraj w końcu po 8 tygodniach wynik, że w 40 próbkach preparatu nie ma komórek nowotworowych. Cud...

I niedawno ... W. l. 45 - jedenaścioro plus dwunaste w drodze... rak żołądka, chłoniak? Jest bardzo źle ale po czwartkowej diagnozie, że szans na leczenie nie ma ... nagle diameteralna zmiana. Lekka poprawa. Goi się to co goić się nie powinno, Żoładek drożny, pracuje. Lekarze w wielkim zdziwieniu patrzą na to i zmieniają decyzję. Może jednak chemia...? Sami są w szoku.
A W. dzwoni do mnie i mówi...
"Jestem szczęsliwy, że Bóg robi ze mną taką historię.Mam nadzieję, że Bóg nie zakończy tej historii w sposób tragiczny ale gdyby okazało się, że ma innym plan to jestem gotów umrzeć bo widze jakie cuda dzieją się dzięki tej chorobie."
A cuda się dzieją... sama jestem świadkiem. Co wieczór klękamy do modlitwy z dziećmi. Dzieci się modlą. My się zmieniamy...to cud.
A po ludzku można tylko usiąść i załamać ręce. I złorzeczyć i nic nie rozumieć.

wtorek, 1 września 2015

Wrzesień...

Od dzisiaj będzie mi się kojarzył z upałem, gorącym dniem i następnym dzieckiem w szkole.
Trochę smutno mi się zrobiło bo Jaś (taka dusza towarzystwa w zerówce) teraz usiadł w ostatniej ławce, sam... zamyślony i jakiś przestraszony.
Panią mają rewelacyjną więc tylko trzeba mieć nadzieję, że się rozkręci a ona znajdzie na niego sposób.
System szkolny jednak niestety coraz bardziej mniej strawialny jest dla mnie.

Pomyślimy za rok co z tym fantem zrobić w kwestii Stasia. Dzieci w domu mi nie przeszkadzają - są chwile kiedy dobrze jak jest pusto i cicho ale to naprawdę chwilowe. Z resztą obecnie maluchy super się razem bawią - jak się będą nie znosić to rozważę wysłanie do szkoły. Na razie Edukacja Domowa chyba będzie naszym sprzymierzeńcem. Chyba, że co innego stanie nam na drodze...
Tak więc wrzesień się zaczął - upalny wręcz lipcowy.
Jesteśmy po pierwszych spotkaniach w klasie ale jak widać dzieci się cieszą i (mają to po mamie) szykują się ochoczo do zajęć :)

Wygrana :)



W czerwcu, miesiącu dla nas trudnym finansowo udało nam się wziąć udział w Konkursie Caritasu - Nowe ze starego. Należało z czegoś starego zrobić coś nowego, użytecznego i najlepiej fajnego :)
Trochę popatrzyłam w necie i się udało...
I dzisiaj po ogłoszeniu wyników mogę wreszcie wizerunek szafki a raczej kuchenki upublicznić. Co prawda kuchenkę czekają jeszcze ostatnie szlify ale ... nagroda jest. Zmywareczka :)

niedziela, 30 sierpnia 2015

W górach jest wszystko co kocham...

 Pojechaliśmy (w czasie wakacji) w Tatry... mój zachwyt nadal trwa i chyba podtrzymuje mnie w istnieniu. Nie mogę narzekać ale góry mają swój urok i znów, na nowo i mocno wyryły się w moim sercu, w duszy i umyśle... kiedy tu byłam? 10 lat temu? Dawniej?


Pierwszy zachwyt - zachłyśnięcie się Tajemnicą...


cudnie...






A potem było jeszcze lepiej... a najpiękniejsze jest to, że nasze dzieci łyknęły bakcyla i były górami zaczarowane... Janek zażyczył sobie od Mikołaja górskie buty i specjalny plecak w góry :)))

I nawet weszliśmy na szlak :)











 


I wszystko z naszymi Przyjaciółmi od Serca



i to ostatnia fotka z gór. Tak nas pożegnały. To był cudowny dzień i po nim już nie zachwycało nas tak bardzo... niewdzięcznicy :)









czwartek, 27 sierpnia 2015

Chwila

Notki, pomysły piętrzą się w głowie ale czas nie jest z gumy a raczej mam wrażenie, że z materiałów kurczliwych :(
Mimo, że nie mam od wczoraj spiny czasu nadal mało bo zawsze coś się znajdzie do roboty. teraz siadłam na chwilę do kawy, więc piszę, z tyłu głowy już mam aby obiad, powiesić pranie, odebrać dowód, bilety... ciasto zrobić - schować pościel "gościową" i wiem, że wszystko jest na jednej nodze robione a wieczór naprawdę szybko nadchodzi. Dobrze, że Antek obecnie śpi a Trójka starsza na dworze...
Za chwilę spadam do zupy, ziemniaków i reszty...

Dwa dni miałam z głowy po powrocie w niedzielę bo chciałam oddać projekt biznespalnu aby dostać dotację na założenie działalności. Teoretycznie miałam czas do jutra ale wczoraj o 8.00 kiedy natchnęło mnie i zajrzałam na stronę UP okazało się, że przyjmowanie wniosków zostało wstrzymane - bo jest ich tak dużo!
No cóż - projekt napisany - mam go dopieszczać i czuwać nad terminem następnej transzy :(Fakt, że nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło ale ciut po ludzku żal, że znów się spóźniłam. Być może ten czas jest dobry bo projekt nabierze mocy i już mam informacje od znajomych, że warto o pewne sprawy już zadbać.
A działalność? Usługi Pielęgniarskie... no ... zobaczymy :) jak dla mnie to wymarzona forma samozatrudnienia. Przy małych dzieciach, nieobecności męża 12 na 24 godziny na dobę i wielu obowiązkach... cóż. Zobaczymy...


Tak więc kawę dopijam, Notatki z wakacji znów zabieram ze sobą :) i pędzę do obiadu bo jeszcze dwójką dzieci siostry ze wspólnoty pędzę się zająć.

Wakacje wakacje i ... po wakacjach :)

Jakby to mówiła Moja Mama już po 30 lipca...:)
A tak mamy 26 sierpnia i mamy już bliżej szkoły niż następnych wakacji. Trudno... ale mamy za co dziękować bo wakacje mieliśmy wyjątkowo piękne i obfite. Piękne są zawsze ale te były bogate w doświadczenia.

Próbowałam zapisywać sobie gdzie byliśmy - co robiliśmy ale właśnie zaginęła nam kartka z lipcowego, deszczowego dnia i będę musiała z mozołem uskuteczniać rekonstrukcję zdarzeń :)

Lipiec pokrótce opisałam poprzednio - ułamek tego i teraz spróbuję coś przypomnieć sobie z drugiego miesiąca.

Miesiąc zaczęliśmy intensywnymi naukami pływania. Było dobrze choć Jaś od stycznia nieźle się stresował (coś musiało się wtedy wydarzyć) ale teraz było całkiem znośnie. Marcelina zaś w grupie zaawansowanej z trudem ale dawała sobie radę. Grunt to nie dać się ...
Potem mieliśmy kilka dni oddechu i pojechaliśmy rodzinnie do Krakowa. To była tak zwana wymiana na mieszkania. Do nas przyjechali znajomi z Krakowa a my pojechaliśmy do nich. Doświadczenie dobre bo mieszkaliśmy w jednym pokoju (oni tak muszą non stop z trójką dzieci) więc doświadczyliśmy pewnego rodzaju braku.

Trochę zdjęć na zachętę

Cel Pielgrzymki :)
To miejsce oczarowuje mnie za każdym razem.


Miejsce, które pierwszy raz ujrzałam i zakochałam się w szczególnie w starej części, gdzie żyła, modliła się siostra Faustyna.


Wawel... mamy podobne zdjęcie sprzed dwóch lat tylko o dwa lata wszyscy młodsi i pogoda diametralnie różna


Ulica... bez komentarza. Nie padał wtedy deszcz.


Wadowice - moja druga miłość a poniżej seria po której wszystkim można wypisać żółte papiery - rodzicom również. Ustawianie zdjęć ... phi... :)






Przed synagogą - cudnie cudnie cudnie... Udało mi się zaciągnąć ich do jednej ale warto było


w Limanowej u stóp Miastowej Góry, gdzie stoi Krzyż Papieski


super zdjęcie szalonego rodzeństwa... brak mi jednak piątego do kompletu :)



Staś zawadiaka... kilka dni przed wyjazdem sturał się z łóżka i lekko uderzył w kącik oka... gula do tej pory ale przez cały wyjazd mieliśmy co rano inne kolory :)


Jaka Matka taka córka... uwielbiam ją :)

wtorek, 4 sierpnia 2015

Pocztówki z wakacji

Połowa wakacji już za nami...
oj działo się.
W pewien deszczowy dzień zrobiliśmy listę i ilość zdarzeń wakacyjnych - wypadów, atrakcji czy radości nas zaskoczyła.
Mamy w planie zrobić foto album pamiatkowy. Ale czekamy na wypłatę :) i na znów deszczowy dzień.
Mimo, że wakacje i wypoczynek ciągle coś u nas dzieje i ja sama koło 20,00 padam na nos. A jeszcze przecież wieczorem trzeba ogarnąć mieszkanie i przydałoby się  trochę do maszyny przysiąść, zrobić co nieco i szukać potencjalnych nabywców. Albo i usiąść w końcu i zrobić biznesplan na mój pomysł działalności. Termin dodatcji się zbliża a ja lenię się i wakacjuję.
Byliśmy na małym wypadzie. Niedaleko, na Kaszubach, w Łapalicach... wypoczęliśmy o tyle o ile. Dzieci było mnóstwo choć świadoma jestem, że niektórzy mają dziewiątkę dzieci na codzień :) choć na pewno nie w jednym przedziale wiekowym. Ja się jakoś odnalazłam w kuchni i robiłam ogromne ilości placków, gofrów i tostów...
W domu mieliśmy za to gości i kilka dni mieszkaliśmy też razem. W sumie też niezła ilość - dziewiątka dzieci i trzy osoby dorosłe. RAZEM z nami :)
Li i jedynie... wakacje więc były pod znakiem wielodzietności.
Doświadczenie mieliśmy takie, że wszystkiego nam starczało i mieliśmy w obfitości a Bóg błogosławił. Bardzo dobre doświaczenie... choć jak goście pojechali to z radością powitaliśmy ciszę panującą czasami.
Ale tak czy siak :) dobry to był czas - i dla nas i dla dzieci. A że przy okazji mogliśmy komuś umożliwić wakacje to tylko Dzięki Bogu.

Teraz od początku sierpnia znów basenujemy. I to ostro... Marcysia już dla torze dla zaawansowanych i sama się nie mogę nadziwić jak wielkie milowe kroki uczyniła. Pływa całkiem nieźle.
Jasio daje sobie też radę na torze dla początkujących i mimo, że poprzednim razem coś go przestraszyło - przełamał strach i z dumnie podniesionym czołem idzie dalej tą drogą. Motywacją co prawda są wymarzone spodenki do jazdy na rowerze ale...

Marcysia na początku wakacji była także na półkoloniach u Jezuitach. Była zadowolona ale chyba jednak preferuje wypoczynek spędzany z rodziną. No i dobrze. Jaś chyba jednak outsiderem będzie ... :)


Początek wakacji to także robienie nowej rzeczy ze starej czyli udział w konkursie Caritasu i walka o zmywarkę. Zrobiliśmy ze starej szafki :) kuchenke dla dzieci. Nawet ładnie na wyszła.
Teraz dzieci wiszą mi nad głową i krzyczą o bajkę więc muszę zmykać.

Z ostatnich wieści to jeszcze taka, że uczymy się żyć bez tv. Zepsuł sie nam i jakoś dajemy radę. Powiem nawet, że to bardzo dobre wydarzenie a goście, którzy u nas byli i przy których tv odmówił posłuszeństwa stwreidzili, że jesteśmy wariatami aby się cieszyć z tego, że się tv popsuło.
Z tego, że tablet mi dzieci zespuły już tak się nie cieszyłam. Wiadomo do czego jestem przywiązana.
Historia z tabletem ma głebszy sens... ale nie na bloga niestety. Napiszę tylko tak - też dobrze, że się zepsuł. Teraz dostęp do netu mam ograniczony - i tylko co konieczne. I bardzo bardzo dobrze... przynajmniej nie waży mi się humor przez zbędne uczestniczenie w czcych dyskusjach lub czytanie bzdur i dyrdymałów z kosmosu. I to wcale nie z onetu... niestety nie :(((


A przed nami dlasza część wakacji i dalsze pocztówki :)

czwartek, 9 lipca 2015

Wakacje




Zamilkłam na blogu ale rzeczywiście odkrywam dlaczego. Internet w telefonie to naprawdę kiepska sprawa. Pochałania jak każdy nałóg :(
Przez ostatnie tygodnie jednak nieco ograniczyłam wizyty albo przynajmniej starałam się ograniczyć bo inne sprawy wysunęły się na plan pierwszy.
Przede wszystkim ostatnie dwa tygodnie żyliśmy w zupełnej kruchości finansowej. Ale takiej z wyborem pomiędzy sukienką za 200 czy 150 ale z wyborem pomiędzy chelb czy mleko.
I ta sytuacja też otworzyła mi oczy na nowe możliwości... Bóg daje doświadczenie ale też i pomaga z niego wyjść
Całkowicie przypadkowo (ha ha) na urodziny na ktróe szedł Jasio uszyłam przybornik dla dziewczynki... taki tam...serduszka kwiatuszki... na kredki i inne.. nie wiem jak został przyjęty bo dziewczynka raczej z tych wyższych sfer ale zamieściłam zdjęcie na nieśmiertelnym FB i to co się potem wydarzyło mnie zaskoczyło.
Mogliśmy przeżyć (skromnie bo skromnie) następne dni do następnej okazji :)
I pomyślałam sobie - czemu by nie? Czemu by nie ...szyć?
no i szyję :)

obecnie mam na zbyciu pościel dla dziewczynki


A poniżej ów przybornik :)



Mam zamówienie na pościel dla chłopca ale ta czeka :) Rozmiar ikeowski :) na 160. Najwyzej Marcysia będzie wzbogacona o nową pościelkę :)

Ta sytuacja mi pokazała, że są pewne sytuacje które dodają nam odwagi i determinacji. I że te trudne doświadczenia są nam potrzebne aby się pozbyć przyzwyczajeń, instalowania w ciepełku, tzw. świętego spokoju...I to jest bardzo dobre.

Szyję zatem niepewnie ale zobaczymy - może uda się jakoś mi wcisnać w niszę klientów :)

Co jeszcze?
Wakacje to bardzo bogaty czas.
Marcysia właśnie skończyła półkolonie. Za tydzień wyjeżdzamy ze znajomymi na domek. Dzisiaj przyjeżdza znajoma z dziećmi. Potem dwa tygodnie basenu. I znów wyjazd.
Pieniędzy brak ale jak widzę niektóre prezenty nam spadają z nieba.
Tak więc jeśli mamy pojechac to pojedziemy ale gdyby nawet nie to wakacje mamy baaaardzo obfite i intensywne nawet tu na miejscu.

Wycieczka do Marszewa Szlakiem Wiewiórki :)




Szaleństwa nad morzem :)))


Konsumpcja Czegosięda po plaży w Sopocie :)



Jak na pierwszy raz po kilku dobrych tygodniach to na razie tyle...

Na koniec smutna wiadmość i refleksyjna dla mnie. Dzisiaj dowiedziałam się, że rozwiodła się i na nowo wyszła za mąż Moja Dobra Znajoma. Wokoł mnie rozwody rozprzestrzeniają się jak grypa. Jakoś tak smutno i straszno zarazem... :(
A resztę pewnie za niedługo bo rzeczywiście nalezy wziąć się w garść :)





sobota, 23 maja 2015

Matka Jedynaka

ugotowałam dzisiaj budyń dla siebie i dla Antka z jednej paczki... czyli z pół litra mleka. I nie musiałam dzielić i robić małych porcji i rezygnować z jedzenia po komuś zamarzyło się aby zjeść dokładkę. NIE ...
Dzieci poszły z wujkiem i ciocią E na festyn a teraz z babcią B do McDonalda a ja... uśpiwszy Antoniego ugotowałam sobie budyń z PÓŁ porcji niż zwykle i jeszcze się najadałam po uszy :)
Przyczyna tego stanu już nie jest taka radosna.
Otóż rozchorowałam się i na 99 procent mam mononukleozę i na 99 procent już mi lżej ale byłam w środę i w czwartek w innym wymiarze :(
Dzieci prawdopodobnie przechorowały z miesiąc temu a Staś dwa tygodnie temu.
I tak w ramach rekonwalnscencji siedzę sobie dzisiaj i lenię się na potęgę. Miało być czuwanie. Miał być Michał w domu. Jest inaczej ale cóż. Wygląda na to, że jest lepiej i zostało mi darowany ewentualny szpital i inne atrakcje. Miejmy nadzieję.

A co poza tym?
To nie lubię być chora i już. Wszystko leży wtedy. Logistyka leży. Obiad leży. Dzieci leżą. Michał wraca pod wieczór a mi trudno tak prosić obcych o pomoc. Ale w tych dniach prosić musiałam i pomoc się znajdowała.

I tak mam przymusowo domowy tryb życia o ile się da. Bo czasem jednak trzeba wyjść z domu :)



niedziela, 17 maja 2015

zadziwienie

Tak mozna określić także mój ostatni stan ducha. Zadziwienie... zdziwienie? czasem coś więcej. Czym? Hm... ludźmi. Ich reakcjami. Tym jak bardzo się różnimy z naciskiem na JAK.

Sytuacja 1
Plac zabaw w pobliżu. Wreszcie ktoś ruszył mury i górka jaka była kilkakrotnie już obsiewana trawą i oczywiście pozostawiana sama sobie została - w r e s z c i e - porządnie obsadzona płatami darni. Nawieziona. Na placyku zostało wygospodarowane miejsce na zabawę dla dzieci i na odpoczynek - czyli znów posiana trawa.
Normalne jest aby wszystko się przyjęło potrzeba CZASU. Podlewania i nie używania placyku. Normalne to jest tylko dla niektórych. Otóż nie pomogły taśmy zabezpieczające, nie pomaga kłódka na jednej z furtek i nie pomaga KARTKA gdzie jest napisane, że pożadanym jest nie korzystanie z placyku do 1.06. TYLKO dwa tygodnie.
Cóż... niestety wczoraj zobaczyłam na placyku kilkoro rodziców z dziećmi. Czyli kartka z prośbą została zignorowana, taśma zabezpieczająca zerwana i ...
W między czasie na forum dzielnicy przeczytałam, że plac zabaw jest dla dzieci i mają tam dzieci się bawić a nie ma rosnąć głupia trawka.
No doprawdy. Tak trudno zrozumieć, że potrzeba czasu. Że taki stan rzeczy nie będzie trwał wiecznie i że nie jest to zrobione przez złośliwe starsze osoby bo mają taki kaprys.
I tu moje zdziwienie naprawdę jest wielkie. Dorośli ludzie nie są w stanie pojąć takiej oczywistości, którą pojmują moje dzieci. Cóż... życie.

Sytuacja 2
Czytam z zainteresowaniem ale jak widać już coraz mniejszym pewien blog. O adopcji. Obecnie o macierzyństwie. Nawet teraz o cudzie nowego życia. Uwielbiam oglądać dobre fotografie. A tam dziewczyna ma wybitny talent.
Ale również otwieram oczy ze zdumienia. Ale już nie wywołuje u mnie ta sytuacja jakiejś złości tylko czyste zdziwienie. Trochę staram się przypomnieć siebie kiedy miałam jedno, dwoje dzieci.
Dlaczego matki, czekające TAK długo na dar macierzyństwa po roku decydują się na żłobek, nianię? A jeśli pojawia się w miedzy czasie kolejne dziecko to już mus bo przecież będzie ciężko. Nie dam rady... Dziecko ma potrzebę bycia z dziećmi.
Dziecko dwuletnie ma potrzebę bycia w domu z Mamą. Być może jest bardzo uspołecznione i ma ochotę się pobawić z innymi dziećmi ale to nie oznacza, że należy mu zapewniac miejsce w żłobku. Te podstawowe potrzeby wypełnia Mama i Tata. Do 3-4 roku życia dzieci nie mają innych potrzeb między innymi uspołeczniania. I nie chodzi mi tu o sytuację kiedy rodzice idą do pracy bo muszą bo coś tam. Nie... chodzi mi o konkret. Rodzi się dziecko kolejne. Starsze wysyłamy do przedszkola lub do żłobka.
Dla mnie szok. Ale staram się nieco zrozumieć sytuację kiedy NIE wiem jak się będę odnjadywac w takiej sytuacji. Nie wiem... szkoda mi tylko, że starszak w tym wypadku idzie do instytuacji gdzie większy wpływ na jego wychowanie zaczyna mieć obca kobieta niż własna Mama. Na wszystko przyjdzie czas. Dla mnie ten czas to nie jest wiek pomiedzy 1 a 3 rokiem życia. Kiedy nie muszę, nie wysyłam.
Sama chcę mieć wpływ na nasze dzieci. Chcę im wykształtować taki kręgosłup aby kiedy będą starsze potrafiły już się obronić. To jest ta idea bycia z Mamą. To moja idea i mojego Męża.

Sytuacja 3
Jestem na jednym z forum. Z coraz mniejszą chęcią chyba tam zaglądam. Cóż. Forum katolickie a ja coraz częściej jestem zgorszona postawą osób. Brakiem miłosierdzia, miłości. Zrozumienia... Jedne osoby mogą komuś dokuczać, drwić. Inne zostają napietnowane za to że przyznały się do przynależności do innej grupy? do wyznawania innej doktryny. I jestem zdziwiona. No po prostu jestem zdziwiona ale już niemile, że powinniśmy świadectwem miłości zachwycać świat, Pociągac do Kościoła a zrażamy.

Sytuacja 4
Spotkałam się ostatnio z koleżanką, która chciała mnie zaprosić do tzw siatki w jednej z grup marketingowych. Nic nowego jak amway. Jedynie byłam zadziwiona jej ideologią dopisaną do tego. Wszystko wytłumaczone Bogiem. To Bóg chciał, tego Bóg nie chciał. Usłyszałam o tzw przekleńswe biedy. Że trzeba to łamać bo Bóg tego nie chce w naszym życiu. I czy wierzę w to, że Bóg może uzdrowić naszych synów z rybiej łuski...Ulotka firmy dla której pracuje K między innymi ma taką reklamę... O czym marzysz? Wakacje, pieniądze, dom, edukacja i satysfakcja. No przepraszam ale jakoś kłóci mi się z cnotami ewangelicznymi. Rozumiem, że chrześcijanin może być bogaty i zdrowy i nie jest w tym nic złego. Ale jeśli robi z tego piorytet? Moim piorytetem nie jest satysfakcja. Ani posiadanie wspaniałego domu. Ani posiadanie pieniędzy. Oczywiście GDYBYM miała to wszystko byłabym wdzięczna Panu Bogu ale czy to oznacza, że nie dotykałoby mnie cierpienie?

Jestem zdziwiona... No po prostu jestem. I rzeczywiscie - bardzo się różnimy. BARDZO. I nie wkurza mnie to, że ktoś myśli inaczej ale zadziwia, że może nas TYLE różnić.


I ciagle do przodu

           Wczoraj minęło mi już 42 lata...matko ... jakoś ciągle nie mogę w to uwierzyć. Wokół ludzie ciągle tacy młodzi. Ciągle ktoś w ciąży. A ja tutaj skończyłam 42 lata i mam z tym problem. Bo wcale nie chcę się starzeć. Jakoś trudno mi zaakceptować taki stan rzeczy. Ale nie mam innego wyjścia. Po prostu nie mam...

Dzień wyjatkowo smutny - byc może ze względu na stratę Mamy. Ale miałam kilka perełek.
Janko ryzykując niezłą reprymendę od sąsiadów zerwał mi kilka gałązek bzu i przyniósł razem z Marcysią do domu. Michał przywiózł całe naręcze tego cudnego kwiecia.
Byliśmy na Eucharystii.
Byłam na cmentarzu u rodziców i odbierałam nowy pomnik. Nawet ładny...
Tak więc kilka perełek jest. Choć nie powiem - wolałam te urodziny wcześniejsze. Wczoraj ... smutny dzień.

A co poza tym?
Dzieci rosną i to w zastraszającym tempie. Nie mam złudzeń na następne więc rozdaję ciuszki. Antoni nieźle rozrabia. Mało gada - to znaczy gada po swojemu. Kontaktowy jest bardzo ale język ubogi.
Zęby ma jak Janek :( i to wraz z gadką plus robienie w pieluchę jest jakimś moim dołem wychowawczym.
Wczoraj patrzyłam na rówieśniczkę Antka i zżerała mnie zazdrość i depres z powodu tego, że mam jakieś niedopieszczone dziecko.
Myjemy im zęby. MYJEMY... Marcelina i Staś mają super. Antoni i Jaś... tragedia.
Gadamy z nimi... za mało? Może rzeczywiście mniej niż przy samej Marcelinie... ale od Jasia gadają mniej i to wszyscy chłopacy mają WADĘ wymowy...
Skóra - rybia łuska - ciągle nie dopieszczona, nie do smarowana...
No i Antoni kompletnie odmawia współpracy w kwestii sikania na nocnik. I nie wiem czy przypadkiem nie uprę się i nie załaduję go w gacie bo chłopak wie kiedy sika i wali kupsko ale nocnik omija wielkim łukiem.

Nie wspomnę już o zachowaniu.
No mam depres wychowawczy, rodzicielski i jaki tam bądź
Może przejdzie? Ale na razie mam i nałożyło się to z moim wiekiem. I jest to niestrawialna jak dla mnie pigułka.

A dla rozweselenia atmosfery smutnego postu kilka fotek...




Antoni śmieszek...




Antoni przytulas....




Antoni ma wyłączone bateryjki...




Wspólny wypad.


Rodzeństwo :)



niedziela, 12 kwietnia 2015

Normlane życie

Ten świat wciąż trwa

Tak mi śpiewa Antonina K. Słucham bez hałasu, marudzenia, że smętne piosenki. Słucham sama bo M zabrał dzieci na naszą działkę. Wszystkie dzieci!! szok...
Ja odpoczywam, wzięłam tabletki na ból głowy, zjadłam truskawki z cukrem i piję herbatę.
Czas zmyka szybko...

Dzisiaj w parafii obchodziliśmy uroczytą Eucharystię z okazji 100 lecia parafii. Pięknie. Uroczyście, wspólnoty zaangażowane, wszyscy mili i uśmiechnięciu. Niektórzy lepiej ubrani niż na Triduum - cóż Marcysia zauważyła  - bo chcą ładnie wyglądac w TV. Ano tak... telewizja była :) Parafia poszła na cały świat... :)

A przed świętami mieliśmy intensywny czas. Przygotowania, trochę gotowania, trochę sprzątania... jak zwykle. Dodatkowo starszaki chore. Takie zwyczajne normalne życie.

Przy okazji znów pochałaniałam audiobooka. Dzięki uprzejmości www.audioteka.pl - tym razem słuchałam Małgorztay Kalicińskiej - Dom nad Rozlewiskiem



Znana mi książka. Znany film... ale dobrze się słucha. Bardzo dobrze. Życie nie jest biało czarne. Wybory naprawdę czasem są trudne a ludzie utrudniają nam wybieranie dobra. Lub przynajmniej rozeznawanie...

Dobra książka. Polecam...
Sama mam chrapkę na Lilkę jeszcze...

Mam trudności z czytaniem. Więc audiobooki dla mnie to naprawde wybawienie. Już nawet nie chodzi o czas a raczej brak czasu. Muszę iść do okulisty. I to bardzo szybko i bardzo pilnie...
Wzrok jakoś się pogorszył i bardzo mi to przeszkadza. I to następna sprawa, która przypomina mi o przemijaniu.
Dzieci, które dorastają. Zmieniają się. Znajomi, których nie poznaję a oni się zamieniają nieprawdopodobnie w swoich rodziców.
A przecież niedawno ... tak  niedawno biegalismy po lesie i nie obchodziło nas co mówią dorośli.
A teraz? Dzisiaj patrzyłam na znajome, które jakoś tak szybko zmieniły się. Ale przecież i ja się zmieniam. Nie jestem już taka jak 10 lat temu kiedy wychodziałam za mąż. Nie jestem taka nawet jak 2 lata temu kiedy rodziłam Najmłodszego...

Ech ten upływ czasu. Zmieniamy się. Szkoda mi tego. Bardzo ...

czwartek, 9 kwietnia 2015

Taki Dzień

Pozwolę sobie umieścić zdjęcia... nie moje - niestety :( a piękne bardzo. Jeden Pan z Parafii był taki miły i sfotografował także nasze dzieci. Pięknie... Niektóre z tych zdjęć... perełki :)
Zdjęcia by MICHAŁ CHOJNOWSKI







Czas płynie ... pędzi jak pociąg włoski

  Nie dawno pisałam notatkę o tym, że za chwilę urlop. I rzeczywiście pamiętam tę chwilę. Jakby wczoraj... Siedzę w kawiarni i chłonę ciszę....