poniedziałek, 30 stycznia 2012

Oj nie umiem znosić porażek

OJ nie umiem. Wczoraj dostałam ochrzan za sprawozdanie i ... nie spodobało mi się :( Ech jak to człowiek sam siebie czasem zaskakuje.
Dzisiaj siedzę przed kompem i zamiast poprawiać sprawozdanie, zmieniam szablony, bunt strzelam przeciwko całemu światu i myślę co by tu zrobić aby postawić na swoim. Ale po co?

Zimno za oknem. Mróz okropny. Po południu wyściubimy nosy. Na razie Marcysia w Klubie. W przeciwieństwie do szkoły tutaj nawet nie chce słyszeć o jakiej kolwiek przerwie.
Ja sama jutro muszę wybrać się do Dziekanatu z podaniem. Ciekawe na jaki humor Najważniejszych Pań Na Studiach trafię.... (czyli pań sekretarek). I już na samym wstępie mam dwie różne relacje. Że do podania nie trzeba motywacji (Najważniejsze Osoby) oraz coś przeciwnego - że trzeba - relacja mojego Promotora. Czy taka sytuacja nazywa się między Młotem a Kowadłem? Chyba tak się czuję...
Poza tym nie lubię końca stycznia....

niedziela, 29 stycznia 2012

Minęło 9 miesięcy....

Nawet nie wiem kiedy. Nasz Stasio wczoraj skończył 9 miesiąć i jest juz sporym chłopcem :)
ma 4 zęby, które z wielkimi boleściami, gorączkami i okropnym marudzeniem w końcu się pojawiły. Myślę nawet, że górne jedynki były bolesniejsze niż dolne... Chętnie zjada wszystko co mu w rękę wleci a jak niedobra Matka coś wrzuci w paszczę bez palapacyjnego zbadania Głownego Zainteresowanego, Stanisław ZAWSZE to coś wyjmie, obejrzy, wymemła i włoży spowrotem albo i nie.
Staś uwielbia mięso. Oczywiście najlepiej do ręki. Nie cierpi zaś wszelki dań dzieciowych czy to ze słoiczków (bleee...) czy to jak mama ugotuje. Zatem Mama nie gotuje dla dziecia osobno. Mama gotuje dla wszystkich. Staś kocha makaron, kopytka i pierogi :) KOCHA to za mało powiedziane... obóstwia, piszczy i pieje z zachwytu. Placki tudzież też kocha.
Staś może i jęczący, szybki i obrotny zdecydowanie nadal ma swój język. Jedynym słowem NADUŻYWANYM przez Nasze Dziecko to da... Da da da..... szczególnie kiedy widzi, że jest pominiety w czynnościach konsupcyjnych :)
Ku mojej rozpaczy - mama ani nic mamopodobnego nie wychodzi z tych kochanych usteczek :(

No i na koniec....Staś preferuje postawę stojącą! Stojącą w różnych wariacjach a nawet .... stojącą bez jakiej kolwiek trzymanki :) Postawa stojąca na razie jest postawą constans... o ile można constans nazwać to co Staś wyprawia.... w każdym bądź razie ruch posuwisty do przodu ogranicza się do jednego kroczku do przodu samodzielnie i padnięciu na pupę albo chwyceniu czegoś lub kogoś. Mały cwaniaczek :)

piątek, 27 stycznia 2012

A takie tam....

W domu siedzę, Staś miał raczje trzydniówkę... ufff.... ale druga jedynka górna daje się we znaki i Stach marudzi jak Wielki Marud... W nocy i w dzień. Mało śpi, je już normalnie ale marudzi mega nieziemsko. Trudno...
Dni mijają niczym ziarenka piasku w ręku.... te same i przeciekają przez palce... uciekają...
Wczoraj E. napisała, że jednak mają czwrate dzieciątko w niebie... ból wielki ... od nowa odżywa to co ja przezywałam.
J. z kolei mówiła, że z synkiem nie najlepiej. Zoabczymy po porodzie - już za dwa tygodnie. Może to wszystko zły sen?
Dzień Niedobrych Nowin choć ufam w to, że wszystko dzieje się w jakimś określonym celu. Tylkow jakim?
Przy okazji usypiania, pogawędek o róznych rzeczach i tych smutnych też... niestety ale usmiałam się do łez. Dzieci dowiedziały się, że dzieciątko cioci E. nie żyje i poszło do Nieba.
- Takie małe i poszło do Nieba - dziwi sie Marcysia
- A co ono tam będzie robić? Leżeć sobie? i nic nie robić?
- Może Pan Bóg mu da skrzydełka, żeby sie nie nudził?
- A nam też da? Bardzo bym chciała mieć skrzydełka
- Ja też... ja też Mamo.... ja chcę mieć skrzydełka.

Myślę, że Pan Bóg coś wymyśli, nieprawdaż?

czwartek, 26 stycznia 2012

Konstruktor :)

Czy ktoś zgadnie CO TO JEST?


......


Otóż moi Drodzy to jest LAMPA OKSYDACYJNA - cokolwiek to oznacza :)

A oto Młody Kontsruktor....



I jeszcze bardzo ważna rzecz.... w lampie są BAKTERIE a nie BATERIE :P

środa, 25 stycznia 2012

Jak zatrzyamć czas....?

Uwielbiam leniuchować? Totalnie nic nie robić. Słuchać ciszy lub oddechu albo spadającego cicho śniegu. Pić gorąca kawę i absolutnie nic nie musieć.
A musieć muszę...
- napisać podanie do szkoły
- napisać podanie do szkoły (mojej)
- napisać sprawozdanie z projektu :(
- napisać usprawiedliwienie dla Marcysi
- iść do szkoły
- posprzątać ciuchy, zabawki i papiery
- wymyslić obiad
- wyprasować, wyprać i ugotować
- kuchnię sprzątnąć

ble ble... ble... Obowiązki więc zrobić muszę ale czy mi się chce. Jak zatrzyamć czas, aby nikt mi nie wlazł w moją ciszę i w mój rewir?
Tęsknię do czegoś swojego... swojego małego kawałka podłogi. Gdzie nikt nie wytknie, nie zabierze moich długopisów, kartek czy lapka. Gdzie nie przełoży książki... na inne swoje miejsce.

Trochę nam po konwiwencji odeszło obowiązków. Na Eucharystię idziemy na gotowca (inna grupa przygotowuje). Uf.... :)
Leń na mnie przychodzi ....
a jeszcze bym chciała poszyć i poczytać. Ale nie da się... zima przyszła, sanki czekają, Staś chory.... w sumie nie wiadomo co mu jest bo ma tylko gorączkę.
A propos sanek.... maż w końcu dojrzał aby te samoskręcające w lewo wywalić na zbite płozy.... W KOŃCU :) Kupmy im saneczki NORMALNE :) Matko a jak ja od kilku lat mu mówię to nie nie nie... w końcu M. sam wpadł na ten pomysł i W KOŃCU pomysł jest wart realizacji :) Czy wszyscy panowie tak mają :)

wtorek, 24 stycznia 2012

Cisza i spokój...

Otóż... ostatni egzamin ZALICZONY! Z tej okazji dzisiaj obiad z dwóch dań. Pomidorówka i nalesniki z mięsem :) Mniam.
W dodatku kończyłam w pośpiechu sukienkę dla Marcysi (przerabiać). Najpierw miałam inną wizję ale trzeba było wszystko SKORYGOWAĆ bo zaszły nieoczekiwane zmiany.
Dziewczę więc zostało kwiatową księżniczką a Jaś koziołkiem :)
Za pół godziny wychodzimy... reszta później :)
ZACZYNAM cieszyć się, że pozostała mi tylko.... praca :) no i w czerwcu dyplom. O ile Pani Dziekan zezwoli :D

poniedziałek, 23 stycznia 2012

Bez komentarza...

LINK

No takiej wypowiedzi rzeczywiście po Pani Minister (byłej) można by się spowiedziewać... Po porstu no comments...

Tragedia.... :(

czwartek, 19 stycznia 2012

Zimowy spacer :)


Dwa zęby Stasia :) jestem i się uśmiecham. Kiedy w końcu pozwolicie mi wyjść?


Jaś w pilotce :D


Marzyła o tym cały grudzień... śnieg i aniołki na śniegu.

Na sankach. Chłopaki. Zdecydowanie trzeba kupić większy rozmiar... sanek



 Na koniec "płacząca" choinka... :( nie wiem dlaczego sama miałam okropny humor kiedy choinke "likwidowaliśmy"...

Koń ... królestwo za konia :)

Wybieramy się na bal przebierańców. Marysia - wiadomo... księżniczka :) Choć jak to powiedziała - wszyscy chcą być księżniczkami..
- Naprawdę ?- z nadzieją w głosie zapytałam
- Może wtedy wymyślimy inny strój?
- Nie - ja chcę by KSIĘŻNICZKĄ
- ok....

- A ty Janeczku... chcesz iść na bal?
- Tak...
- A w co chcesz być przebrany???
- W konika ... :) chcę być KONIKIEM

O MATKO!!! rozuemiem, że dziecko ma wybujałą wyobraźnię ale Matka Polka ma ograniczenia... wybraźni i zdolności też:)

Samodzielność Janka czyli jak zaczyna być niebezpiecznie :)

Otóż... chyba czas już zamykac drzwi do naszej Sypilani - Pokoju...
Do tej pory wystarczało jedynie - li i jedynie przymykanie a po dzisiejszej nocy... zdecydowanie jest to zbyt stresujące dla nas.
Wieczorem - późnym a raczej w głebokiej nocy, kiedy to toczą się po ciemku różne Polaków rozmowy albo i nie :)...  w najbardziej inetersującym momencie naszej rozmowy stuknęło coś w kuchni...
M. zirytowany...
- Matko ... Ta babcia to albo chodzi jak ducha albo stuka talerzami, że umarłego obudzi.
Ja nie mówiłam nic bo zaczynało tykac mnię przeczucie dziwne i dotąd nie znane...
W kuchni stukało dalej, poczym ustało i nagle cień przemknął w drugą stronę....
- Ojej ta babcia - pieklił się M. Niemiłosierny....
- Babcia?!!! - krzyknęłam szeptem!!! - taka mała?! - ubierając się pospiesznie - chyba, żeby szła na czworakach!!! M. już nie na żarty wystraszony również zbierał swoje części... a ja wpadłam do pokoiku dzieci.
Marcysia śpi a Jan...? Jan przytulony do poduszki, oczy zamknięte...
- Janek...? byłeś w kuchnie
- Tak... - odpowiada cicho. - Pić mi się chciało...
- Soczku sobie nalewałeś?
- Tak...
- A wchodziłeś do pokoju rodziców - pytam mdlejącym głosem?
- Nie - po co? Przecież tylko pić mi się chciało :)

Umarłam... PO PROSTU UMARŁAM :)

środa, 18 stycznia 2012

Wolny dzień

Ostatnio mi się nie zdarza. Jak nie wspólnota to egzaminy lub wykłady. Jak nie wykłady to przygotowanie a jak nie przygotowanie to gdzieś pędzimy.
Dziś się zdarzył. WOLNY dzień. No nie taki kosmicznie wolny bez dzieci. Ale przynajmniej bez żadnych OBOWIĄZKOWYCH i niezbędnych zajęć. Jeste fajnie. Ostatnie egzaminy za kilka dni. A ja już czuję, że nic mnie nie goni, nic nie wisi na plecach. Nie czuję oddechu żadnego niespełnionego zadania. Fajnie...Posiedzę z dziećmi i je dopieszczę. Maszynę wyciągnę i poszyję w końcu. Odetchnę... Może na zapas się cieszę ale ten spokój mnie upaja :D
Wczoraj szybka kolęda. Swoją drogą nie cierpię kolęd i tego skrępowanego milczenia, gadania na siłę. A co pani robi? A... dziećmi sie panie zajmuje. A pracowała pani kiedyś. Tak - 12 lat. NAPRAWDĘ!!! Matko..., jak już siedzę w chacie to pracować nie mogłam czy jak? I takie tam gadanie. I my i ksiądz skrępowani.
Jasio biegał przed kolędą i dopytywał się CO ksiądz zaczaruje? I jak?
Choinka całkiem posypała się - choć dość długo stała - prawie miesiąc. W asysście dzieci rozebraliśmy choinkę i ją wdzięcznie pożeganliśmy. Pa pa choineczko. Do zobaczenia za rok...
Po czym Janek, niecnota, nawet nie czekał kiedy choineczka opuści nasz dom...
- Mamo - malujemy jajka? I to pytanie padało wczoraj tysiąc jeden razy.
- Nie - Janku - nie ma jeszcze Wielkanocy.
- Ale dlaczego ...? Zróbmy sobie Wielkanoc.

no właśnie... zróbmy sobie Wielkanoc :D

Cisza i biel

NAPADAŁO!!! Śnieg... BIały i puszysty. Wreszcie! Trzeba dzieci wziąć na sanki i wariować i cieszyć się... Zasypane ulice, wiało i padało. Zamieć jak za dawnych lat. Super :) Nad ranem obudzona przez Najmłodszego i Średniaka usłyszałam ciszę za oknem. Wszystko cudownie uciszszone poprzez biały puch.

Ja sama po dwóch egzaminach. Pozostały jeszcze jedne wykłady i dwa egzaminy. Najgorszy w niedzielę. W niedzielę też konwiwencja we wspólnocie. To dobrze.

czwartek, 12 stycznia 2012

Trójząb!

No i wszystko jasne!!! Stasiowi w paszczy zaczyna światć coraz bardziej górna jedynka (lewa)!!! Marudzenie w dzień, marudzenie w nocy - wszystko zaczyna się wyjaśniać. Tylko dlaczego Staś krzyczy?! Staś porozumiewa się ze wszystkimi albo wdzięcznym głosikiem - ta ta ta... albo WRZASKIEM - DA!!! DAAAAAAA!!!! Najczęściej jednak tą drugą formą. I tak to wyrzucił mnie ze spotkania bo skutecznie zagłuszał wszystkich i wszystko. I tak dalej jęczał... i krzyczał oczywiście.
Zmęczenie mi sięga zenitu a do tego teraz ja boleję na rwę (mąż w zeszłym tygodniu) i ledwo sie ruszam. Prawa strona boli przeokrutnie ... :( A za chwilę, za momencik ... egzamin z rehabilitacji, jutro z paliatywnej, pojutrze z psychiatrycznego pielęgniarstwa (bleeeee.....) za tydzień anestezjologia i geriatria .... A uczyć się nie ma kiedy. A ten jęczy i jęczy.

A powyżej umieściłam książkę, jaką dzieci dostały pod choinkę. I powiem szczerze, że trochę kupiłam ją dla siebie. Kiedy czytam wieczorem szukam w moich pokładach podświadomości tamtych wspomnień z dzieciństwa kiedy te bajeczki czytałam... czasem uda się uchwicić tamten czar :) Książkę polecam :D jak najbardziej ....

środa, 11 stycznia 2012

Światełko!!!

Jest jest jest!!! jest nadzieja, że nasz problem szkolno - Marcysiowy ma jakieś szanse na rozwiązanie :D:D:D
OKAZAŁO się, że podobną sytuację mieli rodzice Karolka ze wspólnoty starszej i .... uzyskali odroczenie. No proszę - jak się chce to się może. Ciekawe :)

wtorek, 10 stycznia 2012

Zmęczona

Jestem okrutnie zmęczona. A to za przyczyną Stasia Marudy, Stasia Krzykacza, Stasia Jęczydła...
Międli, międli i okropnie krzyczy. Nauczył się od Jasia i myśli, że jak krzyknie to coś osiagnie. Krzyczy DA - jak chce coś uzyskać. Krzyczy - Eeee.... - jak mu się oddalam. Krzyczy - Tata - jak chce do Taty.... A poza tym. Krzyczy i marudzi bo chce na rączki a na rączkach krzyczy bo chce iść nie w tę stronę co mama... Istny sajgon.
Poza tym we wspólnocie nawał spotkań (tak będzie do pierwszej konwiwencji) i ciagle coś się dzieje. W tym tygodniu mam dwa egzaminy - nie mam złudzień, że spokojnie usiądę i pouczę się.
A Marcysia dzisiaj po długiej przerwie poszła do szkoły w celach odhaczenia obecności :( Zadowolenie sięgało raczej dna niż wyżyn... ale jakoś się udało. Po 12.00 będę dopiero wysłuchiwać jej żali :(

A za oknem?.... poraz pierwszy spadł śnieg :)

A to jeszcze zdjęcie naszej gwiazdeczki :D


niedziela, 8 stycznia 2012

Występ Naszej Gwiazdeczki :D

Udało się! Marcysia pokonała strach (nieco z moim krętactwem) i wyszła na scenę a my ukryci w ciemnościach widowni patrzyliśmy na występy naszej Pierworodnej :))))


czwartek, 5 stycznia 2012

Jaś - artysta



Tak to nam Jaś Muzykant przekształcił się w Janko malarza... Na pierwszym rysunku - szczerze powiem nie wiem co jest bo wersje się zmieniają. Ale był to pierwszy rysunek po serii bazgrołów... po czym Janek usiadł i narysował. A po dwóch tygodniach proszę... cała rodzinka (rys. nr 2) tylko Babci nie ma... Jak to Janek powiedział - No po plostu nie było miejsca już na kaltce... No biedna Babcia... A rysunek cudowny :)))))

Takie tam stare foteczki










Panna Marcelina :) dobrych kilka lat temu :))))




A to Stasiulek... oj głowy to oni mają wielkie ... mam nadzieję, że Stasio nie ma tego DW co Marcycha...


A to Stasinek w chuście innego koloru :) Uwielbia tak zasypiać a najśmieszniejsze jest to, że skubany wie kiedy będe go chustować - cieszy się i skacze z radości :) No co za smyk mały...

Ciężka nocka i takie tam dyrdymały

Ciężki czas nam nastał. Psychicznie i w ogóle. Nie lubie chyba stycznia. Zawsze jakoś w styczniu bylejakość mnie dopada.
A u nas nocka koszmarna. Janek kaszlał jak piesek aż do wyplucia płuc. Koszmar. Podałam diphergan i nieco się wyciszył po godzinie. Do tego gorączka, marudzenie (jak nie Janek), wędrowanie Marcysi, jęczenie Stasia... I moja bezsenność, wiatr za oknem co nie nastraja mnie za optymistycznie.
A wczorajsza próba pisania pracy? Masakra jakaś. Staś jak mnie nie widzi to cichy, zajęty sobą. Nie dziwię się, że opiekunka na niego nie narzeka. Staś jak Matkę zobaczy zmienia się diametralnie. Międli i piszczy, marudzi, na rączki nie, na cyca nie... albo tak. Sam nie wie czego chce.
Chcę pisać - mąż co chwilę - i jak? Napisałaś??? NO OCZYWIŚCIE!!!! już 5 rozdziałów - przecież jak usiądę to wręcz już jeden rozdział sam się pisze. Nic to, że Marcysia koniecznie chce rysować więc zadanie trzeba dać i przeczytać (nic to, że Ojciec rodzony siedzi obok). Siadam znów. Jaś chce rysować. Podaję, czytam co ma zrobić. Siadam. Marcysia skończyła - ładnie mamo??? Super. Znów wymyślić pracę. Podać. Dać pić. Zrobiłam sobie kawę. Staś na razie zasnął. Jaś skończył. Pochwalić. Przytulić. I pytanie męża - jak ci idzie???? TRZYMAJCIE MNIE bo mnie szlag trafi! Stron nie umiem wstawiać. Wnerwiam się. Cała koncepcja pracy się giba. Mąż daje rady. Super...
Staś się budzi. Międli. Maż się pyta... nie piszesz już? (wrrrr)
Idę farbować włosy. Wychodzę za 10 minut bo wrzaski i piski.... i co widzę??? M. ze słuchawkami na uszach a dzieci wariactwo. M. - ja też chcę mieć chwilę dla siebie. Cudowny wieczór a moja depresja się pogłebia. I cóż z tego, że wieczorem przeprosiny i buźki... jakoś mnie to nie cieszy.

Zatęskniłam za dzieciństwem. Tak nagle. Pojawiła się "stop klatka" i uczucie było tak nagłe i silne. Szok!
Kiedy chorowałam, zostawałam sama w domu. Wszystko przygotowane. Kanapki (sama robiłam i najczęściej ze smalcem - lat siedem), herbatka, taboret przy łóżku, specjalna "półeczka" z gazety a na tym kredki i książeczki, Świat Młodych, i wieczorem mama przychodząca z pracy i niosąca w torbie. Chłodne od zimna i smaczne na długie dni chorowania. Uwielbiałam ten chłód książek i oczywiście TE książki bo Mama w swojej blibliotece miała przemiłą panią, która wybierała mi czytadła niczym smakowite ciasteczka. Super bibliteka, Pani z powołaniem a książki po prostu miód malina :D
Zatęskniłam....

wtorek, 3 stycznia 2012

No to ładnie się zaczyna.

OJ ten Nowy Rok pięknie się zaczyna - nie ma co. Jaki Sylwester.... no ładnie. Znów dzisiaj spięcie. Tym razem o rower. M. nie rozumie (nie chce), że zakup roweru na raty (i to nei byle jakiego!!!) dla niego jest pomysłem idiotycznym, nieodpowiedzialnym, żałosnym i co najmiej dziwnym. Nie rozumie mojej irytacji, argumentacji i NIC w ogóle nie rozumie!!!
Już w pewnym momencie zastanawiałam się czy ja z normalnym człowiekiem rozmawiam czy może na tych rowerach w sobotę z kuzynem gdzieś spadł i uderzył się może w głowę?
Modlitwa mi nic nie pomaga - muszę chyba to przeżuć. Jedyna nadzieja w tym, że żaden NORMALNY bank nie da mu kredytu na takie zarobki i trójkę dzieci plus bezrobotna żona.
W takich momentach chciałbym pracować, zarabiac krocie, śmiać się z M. że zarabia mniej (ha! ha ha!!) co oczywiście jest nierzyczywiste i nie możliwe. Bo gdzie kobieta u nas w Polsce zarabia więcej od męża? Nawet kobieta z licencjatem.
Tak więc M. pewnie przechodzi kryzys czterdziestolatka i mimo, że dwa lata młodszy ode mnie - przechodzi ten kryzys szybciej niż ja...
Wr..... warczę dzisiaj. A M. jest NADAL obrażony. No bo jak ja mogłam podważyć słuszność jego pomysłu?!

poniedziałek, 2 stycznia 2012

Jestem inny



To Jaś ... Jaś mniej więcej ośmiomiesięczny. Niby do Stasia podobny. Z tym, że grubszy :) i z włosami. Staś włosów ma mało a jak je ma to przejawiają jednak tendencję ciemną ? Oj coś mi się wydaje, że Staś jednak za Marcysią podąża w wyglądzie ;)



A to Staś ale jakoś zdjęcia coś mi się skiepsciła :D


Braterska solidarność

- Mamo - nudzi nam się... prawda Janek?
- Tak - stlasznie nam się nudzi
- Możesz mamo - wiesz co (włączyć bajki dla niewtajemniczonych)
- No nie mam pojęcia - odpowiadam
- No włącz nam Bajki - bo jak się bawimy u Babci to jest cicho. A my nie lubimy ciszy
- Nie lubimy stlasznie ciszy - Malcysia - stlasznie - my lubimy glosno...


- Janek idziemy robić kupę razem?
- Nie chce mi się...
- To chodź ze mną - posiedzisz sobie i pogadamy sobie...

(!!! Nie jestem AŻ tak spragniona kontaktów jak Moje Dzieci :) uf.....

niedziela, 1 stycznia 2012

No to mamy Nowy Rok czyli wiele hałasu o nic

Strzelali i pukali. I Nowy Rok nastał - 2012. Jaś miał mocne postanowienie aby do 24 poczekać ale padł (mimo snu koło 18.00) o 22.30
Za to Marcysia!!! Dzielna wytrzymała i nawet sobie popatrzyła. Pierwszy raz w życiu. Staśko padł pierwszy gdzieś po 21 więc przy scrabbelkach z Jednym z Gości doczekałam do 24.00
Potem jeszcze gadaliśmy sobie ze Znajomymi i koło 2.00 poszliśmy spać.
Generalnie Sylwester dla mnie osobiście jest jakimś umęczeniem bo niby dlaczego mam czekać do 24? I witać Nowy Rok? Bez mojego czekania nie przyjdzie czy jak?
Wczoraj keks piekłam - nie wyszedł. Bułeczki z parówkami - nie wyszły. Drożdżówka - średnio.... czyli co? Cały rok gnioty będę piekła?
Zabieram się zatem teraz za pizzę i jak nei wyjdzie to .... biada!!!

Czas płynie ... pędzi jak pociąg włoski

  Nie dawno pisałam notatkę o tym, że za chwilę urlop. I rzeczywiście pamiętam tę chwilę. Jakby wczoraj... Siedzę w kawiarni i chłonę ciszę....