wtorek, 31 lipca 2012

Harcersko - hardkorowo.

Nie mam czasu na nic. Tydzień minął od przyjazdu a ja dopiero wychodzę z praniem na prostą. Prasowanie to zapomniana czynność w naszym domu. Mieszkanie jako tako ogarnięte a tu nastepny wyjazd się szykuje ku niezadowoleniu męża. Ale to wszystko zależy... od mojego samopoczucia, od tego czy Mieszkaniec nr 4 ma się dobrze, od kasy :(, i od... braku czasu. Tak, tak... matka na urlopie wychowawczym, z 3 dzieci i w dodatku Matka w ciąży cierpi na chroniczny brak czasu.
Tak więc w ekspersowym skrócie - jak było.
Było ciężko. Umawiałam się na opiekę nad 200 harcerzami i zuchami. Zastałam ciut inną rzaczywistość - 400 uczestników w porywach do 530 (?!) Niezapomniane za to zdziwienie komendanta wypłacającego mi moją gażę - no ale przecież nie było tak ciężko. No oczywiście... herbaty spokojnie nie mogłam wypić bo bywały dni gdy co chwila ktoś pukał i pytał - Czy jest Druhna Pielęgniarka albo co gorsza PIGUŁA :)
Do szewskiej pasji mnie doprowadzało - druhna - i piguła. Dziesiątki kleszczy. DZIESIĄTKI - u własnych dzieci wyjęłam po 4. Co prawda nie wielkie ale sztuk cztery na jednym osobniku.
Dzięki Bogu nic poważniejszego się nie wydarzyło. Dwie wywrotki w tym edna na jeziorze i małe dziecko (5 lat) w wodzie do pół godziny, złamanie ręki, skręcenia, uszkodzenie kanały słuchowego, zpalenia gardła, biegunki i wymioty w ograniczonych ilościach i moc zranień. Czyli... no rzeczywiście lajcik :)
Pogoda... nas nie rozpieszczała ale nie przeszkadzało biegać Jasiowi prawie bez przerwy w krótkich spodenkach i w bluzeczce z krótkim rękawkiem. Dla porównania - ja chodziłam w ostatnim tygodniu w bluzce, golfie i dwóch polarkach :))))
Ale dzieciom udało się kilka razy zażyć kąpieli w jeziorku. Szalały z innymi dzieciakami, na rowerkach - Janko już bezsprzecznie jeździ na dwóch kółkach - jakoś przez "przyadek" małe kółka wygięte są do maksimum i dają tylko spychiczne wsparcie dla naszego szaleńca rowerowego.
No i... Dzieci ciagle chodziły czarne. Był tam jakiś taki brudny piasek, że ja dałam sobie w pewnym momencie spokój z próbowaniem domycia ich w warunkach lekko ekstremalnych. W domu - po kilku kąpielach zaczęły przypominać miejskie dzieci. Za to resocjalizacja nadal trwa i niestety w niektórych wypadkach nie osiągnęła jeszcze poziomu aby dzieci pokazać światu. Jakoś mi zdziczały.
Ogólnie było ok... Dzieci miały raj. Ja ciut gorzej ale... Za rok na pewno nie pojadę więc o co kruszyć kopie? Dzieciaki miały fajne wakacje :)

piątek, 27 lipca 2012

Cud :)

Dzieci wszystkie - NAWET Największy Maruda - poza domem a ja leżę i zastanawiam się co mam zrobić aby NIC nie robić :) bo tak leżeć to grzech ale... na przykład pić soczek i sobie ciut popisać albo ruszyć makówę nad książką to już coś. Oczywiście okna do umycia się proszą, pranie do ułożenia, łazienka do wyszorowania... odkurzyć też by się przydało. Ciasto upiec... i takie tam drobnostki ale ... może innym razem. Nie ma Stasia, który wręcz doprowadza mnie do szewskiej pasji od kilku miesięcy. Odziedziczył paskudny charakter po swojej siostrze a Janko zaraził się marudzeniem więc obecnie mam w domu trzech a nawet czasem CZTERECH maruderów. A teraz... siedzę - BA! leżę i słucham Trójeczki a nie idiotycznego tv i delektuję się :)

czwartek, 26 lipca 2012

Czwartek - taki sobie zwykły dzień

Ale dzień Matki Polki nigdy nie jest zwykły bo nawet jeśli jest najzwyklejszy to jest w nim tyle ruchu, że nie sposób się nudzić. Rano polecieliśmy naszym Opelem na badanie krwi - ja i Jaś - bo Jaś nam coś podejrzanie się rozchorował i pani laryngolog wykluczając zapalenie ucha zasugerowała mononukleozę. No cóż... badania się przydadzą ... bo Jas dawno nie miał badań a potwierdzenie lub wykluczenie mononukleozy nam oczywiście też na rękę bo nie wiem jak ma się ten wirus do potomka nr 4. Oby więc to coś nie było jednak ani szkodliwe a najlepiej aby mononukleozą nie było.
Jasio ma się już lepiej więc może to li i jedynie jakaś grypa żołądkowa. Oby...
Dziś więc oprócz badań, które już za nami - mamy jeszcze wizytę w UM - w celu szczytnym a mianowicie załatwienia dodatku mieszkaniowego. Papierologia ogromna ale zawsze trochę grosza nam odejdzie gdy przyjdzie płacić czynsz.
W między czasie jakiś obiad, spacer, plac zabaw i koniec dnia ... a ja na nos padam i nawet nie mam sił rozmawiać z M. nie wpsominając już o rozmowach bardziej owocnych. Jestem więc kondycyjnie na wyczerpaniu i wniosek chyba taki, że lepiej już chyba nie będzie. Będę wiecznie zmęczona, senna i zagoniona :) Wizja następnych 10 lat urocza.
Sterty prania powoli maleją ku mojej uciesze. Paprotki są doprowadzone do stanu normlaności i nie mają już koloru zmęczonej zieleni (jedyny obowiązek M. aby raz, dwa razy podlać w tyg...) Kwiatki na balkonie, dzięki Bożemu Miłosierdziu i obfitych opadach wyglądają znośnie ale biedne paprotki przedstawiały obraz nędzy i rozpaczy. No cóż... Okna jeszcze trzeba doprowadzić do jako takiego stanu, balkon i będzie ok...
A jak wizyta u gina 6.08 będzie ok to 7.08 startuję do Warszawy - w ciąży, z trójką i pociagiem. Jak siwa całkiem lub z resztkami włosów nie wysiądę po tej podróży to znaczy, że jeszcze wiele mogę przejść. Wybieramy opcję IC aby zminimalizować czas przejazdu oraz opcję - ruszamy wczesnym rankiem - co by dzieci w pociągu uśpić :) Plan taki jest... a jak będzie. Najwyżej w Warszawie zostanę na zawsze bo powrót będzie ponad moje siły :)
I to na tyle a notka o obozie nadal przede mną :)

środa, 25 lipca 2012

Funkcja POPCHNĄĆ

M. dwa dni w domu. Widzę, że nosi więc proponuję... Może umyj okna?
- Ok - przygotuj mi wszystko to umyję - ale tylko szyby.
- To sama sobie umyję.... To odkurz ok? Też mam WSZYSTKO przygotować??? I jaką funkcję włączyć? Czy popchnąć? :))))

*****
Dziś poszedł do pracy. Wszystko wróciło do normy. Wniosek - Mężczyzna bez pracy - jest trudny do obsługi.

poniedziałek, 23 lipca 2012

Jesteśmy

Pranie zawala łazienkę i końca nie widać kiedy się to zakończy ... dzieci wymagają resocjalizacji bo jakoś zdziczały w lesie. Ja jestem ogrmomnie zmęczona bo okazło się, że tak lekko nie było. Wokół ludzie jakoś chyba zapomnieli, że jestem w 3 - 4 miesiącu ciąży. Ale ... już ok - wróciliśmy. Dochodzimy do siebie. Janko ma okropną skórę i chyba teraz miesiące stracimy aby ją doprowadzić do pożądku - no i full kasy bo oczywiście te leki są koszmarnie drogie.
A dzisiaj korzystamy z tego, że auto M. jest niesprawne i pracy w związku z tym brak - więc jedziemy nad morze :)))))
Matko jak to pięknie, że NIC ne muszę :))) Nie muszę wstawać rano, lecieć na kuchnię i pobierać próbki, nie muszę dyżurować w ambulatorium ani latać po obozie odwiedzając chorych.... NIC NIE MUSZĘ.....
Huuuuuurrrrraaaaaa!!!!!!
ps.... dla przestrogi :) NIE STUDIUJCIE :) Nie uczcie się ani nie podwyższajcie kwalifikacji :)))
Pracowałam za.... 1 zł za godzinę :)))))) 24 na dobę czyli.... 25 zł dziennie :))))) Komedia :) Najniższa stawka chyba w obozie :) Podejrzewam, że Palacz miał więcej bo NIGDZIE na liście płac tak niskiej stawki nie widziałam :))))
Pielęgniarstwo to jednak misja :) utwierdzam się w tym :)
Takim to optymistycznym akcentem, z lekkim niedosytem zostawiam Was do czasu kiedy zbiorę się w sobie i napiszę notkę jak to z nami było :)))) w obozie przetrwania :)

Czas płynie ... pędzi jak pociąg włoski

  Nie dawno pisałam notatkę o tym, że za chwilę urlop. I rzeczywiście pamiętam tę chwilę. Jakby wczoraj... Siedzę w kawiarni i chłonę ciszę....