poniedziałek, 25 czerwca 2012

Zero energii

Nic mi się nie chce. Absolutnie nic. Jak pomyślę, że COŚ mam zrobić to robi mi się niedobrze. Ciuchy leżą, pranie wieczne. Wizja pakowania - brrr....
Byliśmy wczoraj na pikniku, wycieczce do Gdyni z okazji Święta Marynarki Wojennej i wizycie u kuzynki M. Wieczorem mycie dzieci, usypianie i ja ... na dziób padam jak nieżywa. Jak to tak dalej pójdzie to totalnie osiwieję bo naprawdę czuję, że na nic nie mam sił. A tu wyjazd za pasem...
Nawet zdjęć mi się nie chce ściągać z aparatu...
Ogarnął mnie marazm totalny i brak chęci. Pogoda - tragedia choć plus jest bo kwiatków podelwac na balkonie nie muszę a one i tak rosną jak szalone - tyle deszczu mają.
Aaa.... spadają na mnie ostatnio różne rzeczy. Wyjazd do lasu. Bach - proszę bardzo. Buciki dla Marcysi - Bach i proszę bardzo. Biały sweterek... a nawet dwa.... Jestem W SZOKU :)))))
Aż boję się pomyśleć, że przydałby nam się jakiś większy pojazd - 7 osobowy :))))))) za nieduże pieniądze oczywiście :)))
I tak sobie siedzę i piszę. Jem czereśnie bo i co mam robić. Staś zasnął a dzieci w Klubie (ostatnie dni) i życie mi przepływa.... ucieka niczym zajączek.
Matko chyba mi naprawdę z głową gorzej. Chlapnę się do kąpieli. A co tam... może się mi polepszy? :D

czwartek, 21 czerwca 2012

Spadło mi z nieba

Najpierw telefon i propozycja :) Pracy i równocześnie wyjazdu wakacyjnego dla całej rodziny plus opiekunka jeśli M. nie może jechać a jechać nie może.
I... jeśli wszystko będzie po Myśli Tego Co Kwiaty Ubiera to jadę na obóz harcerski jako pielęgniarka od 30.06 do 21.07 :))))
Cieszę się jak głupia ale jednocześnie lekko stresuję... przecież to już dobre z 10 lat kiedy przestałam jeżdzić na wypady z dzieciakami :)))))
Tak więc... Bloga chyba pożegnam na ten czas ... a na razie - mnóstwo pracy mnie czeka. No i pakowanie...
A dzieci są bardzo podekscytowane. Oczywiście będa marudzić - jak zwykle. Szczególnie Marcelina :))))

wtorek, 19 czerwca 2012

Takie tam... zwyczajności

Więc - mimo, że nie zaczyna się zdania od więc - byłam wczoraj u G. i trochę sobie pogadałyśmy. Starszaki są świetne - bo wsiąkły całkiem i nie było ich ani widac ani słychać - siedziały cały czas na dworzu i nie zawracały głowy. Ale Staś... masakra. Jako to G. powiedziała (a matka G. ma 3 dzieci) - Staśko ma pieprz w tyłku. Ano ma. Nie można spokojnie usiąść na trawce - trzeba chodzić, wywracać się i najlepiej piszczeć co chwila bo to piciu, to kiełbaskę i cycusia na dokładkę. Potem skok na ławkę i można przecież zejść z ławki ale przez oparcie, żeby było łatwiej a potem tą samą droga zaraz wejść ale konieczna w tym wypadku jest pomoc mamy. Potem znów można zejść albo wejść na plecy mamy. I tak 4 godziny.... na okrągło. A jak matka już naprawdę była padnięta S. wpadł na pomysł ucueczek pod górkę. Super... przy okazji można jeść kamyki, patyki i liście - czemu nie. Z digoxinem ma już doświadczenie to może natrafi na naparstnicę? to samo działanie.
Wyjście więc jest równoznaczne z mega zmęczeniem matki - szczegół - ciężarnej. No po prostu miodzio... i co z tego, że mam trójkę dzieci kiedy to najmłodsze daje popalić na dworze i nie tylko jak czwórka razem wzięta. Wieczorem jestem tak padnięta, że nie wiem jak się nazywam a obiady są przygotowywane w po śpiechu i byle jak, że zahacza to jużo patologię. Cud, że wczoraj umyłam lodówkę - wyczyn i szczyt możliwości. Do przedszkola Cię wyślę Niewdzięczniku Jeden - :) a czwrate to naprawdę poprosze MEGA spokojne. :))))))) Bo padne trupem na zgon w zaniedługim czasie. Normalnie padnę i się nakryję długimi kończynami plus kapcie na twarz :)

niedziela, 17 czerwca 2012

Nowenna

Do Matki Boskiej z Guadelupe
Kilkakrotnie o tym słyszałam, okazjonalnie - nagle przybrało na sile
Dzień 1.

Najdroższa Maryjo z Guadalupe, pełna łaski Matko świętości, naucz mnie swojej czułości i wytrwałości. Wysłuchaj mojej pokornej modlitwy, ofiarowanej ze szczerą pewnością, by wyprosić tę łaskę ......

Ojcze nasz, Zdrowaś Maryjo, Chwała Ojcu.



Dzień 2.

O, Maryjo bez grzechu poczęta, przybywam do twojego tronu łaski, by dzielić tę żarliwą pobożność wiernych Tobie meksykańskich dzieci, które przyzywają Ciebie przez chwalebny aztecki tytuł: Guadalupe. Uproś dla mnie żywą wiarę, bym zawsze mógł wypełniać wolę twojego Syna: niech Jego wola się stanie tak na ziemi jak i w niebie.

Ojcze nasz, Zdrowaś Maryjo, Chwała Ojcu.



Dzień 3.

O, Maryjo, której Niepokalane Serce przeniknięte zostało mieczem boleści, pomóż mi odważnie podążać pośród ostrych cierni, rozrzuconych na mojej drodze. Wyjednaj dla mnie siłę, abym był prawdziwym naśladowcą Ciebie. O to Ciebie proszę, moja najdroższa Matko.

Ojcze nasz, Zdrowaś Maryjo, Chwała Ojcu.



Dzień 4.

Najdroższa Matko z Guadalupe, błagam Ciebie o umocnioną wolę naśladowania ofiarności twojego Boskiego Syna, by zawsze czynić dobrze będącym w potrzebie. Udziel mi tego, pokornie Ciebie proszę.

Ojcze nasz, Zdrowaś Maryjo, Chwała Ojcu.



Dzień 5.

O, najświętsza Maryjo, błagam Cię byś uprosiła dla mnie przebaczenie moich wszystkich grzechów; bogatych łask, by móc wierniej służyć Twojemu Synowi w każdej chwili oraz łaski chwalenia Go z Tobą przez całą wieczność w niebie.

Ojcze nasz, Zdrowaś Maryjo, Chwała Ojcu.



Dzień 6.

Maryjo, Matko powołań do szczególnej służby Bogu, pomnażaj powołania kapłańskie i zapełniaj ziemię kościołami, które będą światłem i ciepłem dla świata, bezpieczeństwem podczas nocnych burz. Błagaj Twojego Syna, by zesłał nam wielu księży i zakonników. O to Ciebie prosimy, nasza Matko.

Ojcze nasz, Zdrowaś Maryjo, Chwała Ojcu.



Dzień 7.

O, Pani z Guadalupe, błagamy Ciebie o świętość życia rodziców i aby wychowywali swoje dzieci w duchu chrześcijańskim; aby dzieci słuchały się i podążały za wskazaniami swoich rodziców; by wszyscy w rodzinie byli pobożni i wspólnie się modlili.

Prosimy Cię o to, o Matko.

Ojcze nasz, Zdrowaś Maryjo, Chwała Ojcu.



Dzień 8.

Z sercem przepełnionym najgłębszą czcią, upadam przed Tobą, o Matko, by prosić Cię o łaskę, abym spełniał wszystkie obowiązki co do mojego stanu z wiernością i stałością.

Ojcze nasz, Zdrowaś Maryjo, Chwała Ojcu.



Dzień 9.

Boże, Ty w swojej dobroci zsyłasz na nas swoje niegasnące łaski przez objęcie nas specjalną obroną Najświętszej Maryi Panny. Daj nam, swoim pokornym sługom, którzy dzisiaj radują się oddawaniem Jej czci tutaj na ziemi, szczęśliwość widzenia Ją twarzą w twarz, stojącą po Twojej Prawicy.

Ojcze nasz, Zdrowaś Maryjo, Chwała Ojcu.


***************************************************************************


A TUTAJ więcej o samych objawieniach.

piątek, 15 czerwca 2012

Takie coś na potrzeby gazetki parafialnej....


Tradycja i „inne” klimaty
Na tegoroczną procesję wybieraliśmy się całą rodziną. Jak zwykle od kilku lat. Najstarsza córka „sypie kwiatki” a chłopaki w sposób bardziej tradycyjny uczestniczą w procesji. Zawsze lękiem napawa mnie długość trasy oraz Eucharystia na ulicy. Z wiadomych względów. Jako mama wiem jak może wyglądać nasza wyprawa – może równie dobrze zakończyć się szybkim marszem i ewakuacją. Ale dzieci większe, mądrzejsze i bardziej wytrzymałe a tradycja procesji…. Ciągle kusi. Tym razem jednak miałam mieszane uczucia. Eucharystia w Parku – no cóż – nowość ale może oznaczać równie coś dobrego. Jak się potem okazało pomysł chyba spodobał się wielu osobom. Dla mnie najbardziej przekonywujące było oczywiście odprawienie Eucharystii tam, gdzie na co dzień słychać wszelkie słowa ale nie błogosławieństwa. Taki gest w stronę uświęcenia tego co ludzkie i całkiem normalne. Może to kogoś gorszyć ale czyż Chrystus nie jadał z celnikami? Czy nie przebywał z tymi, którzy nie grzeszyli elokwencją i dbałością o konwenanse?
Procesja …. Zawsze mnie fascynuje wędrówka Tego, który w zamknięciu i ciszy jakby czekał na ten Dzień Bożego Ciała, aby odwiedzić tych, którzy o nim zapomnieli. Z jednej strony przyznanie się do naszej wiary – choć jakże to bywa trudne właśnie w takich momentach. Z drugiej strony – to On chce przyznawać się do nas i nie wstydzi się właśnie naszych brudnych zakamarków, brudnych podwórek, okien, niesprzątniętych ulic.
Sypiące się kwiatki dziewczynek w bieli jakby chciały wynagrodzić te wszystkie „uszczerbki”. Ścielą dywan kwiatów niczym kobierzec a same dziewczynki idą przed Najświętszym Sakramentem niczym nie skrępowane, tańczące, z  lekkością jakby szły przed Kimś Całkiem Zwyczajnym.
Nowością jaką wzbudziła sensację ale także w niektórych sercach i zachwyt, była próba połączenia tradycji i nowych pieśni wspólnot neokatechumenalnych. Co prawda idąc w procesji słyszałam głosy przyglądających się nam, że to jakaś dziwna cygańska muzyka ale może ciut prawdy w tym jest….? Rytmy hiszpańskie są bardzo charakterystyczne i jakby naturalnie podrywają serca. Tradycyjne pieśni w których mądrość i nabożność wycisza nas i wprowadza w kontemplacje, mieszały się z nowymi, radosnymi rytmami śpiewanymi entuzjastycznie nie tylko przez młodzież. Takie rytmy wprowadziły dynamikę i naturalną radość. Wydawało się, że sam Chrystus tańczy na ulicach naszego miasta. W końcu Boże Ciało to święto radości a nie smutku. Procesja to właśnie radosne przejście i wykrzykiwanie z wiarą – Błogosławion niech będzie Pan, Bóg Izraela – bo nawiedził i odkupił swój lud….
I tak oto dotarliśmy całą rodzina do końca procesji. Wyczerpani długością trasy ale szczęśliwsi o to następne doświadczenie. Jak się później okazało – nowe pomysły czasem nie są takie złe.

czwartek, 14 czerwca 2012

Czasem słońce, czasem deszcz...

Na kontroli byliśmy. Maluch jest i urósł - ma wielkościowo 10 tygodni czyli tyle ile powinien mieć. Serducho bije równo i mocno. Krwiak niestety jeszcze jest. Ale i płynu owodniowego jest na 9 tygodni więc mniej niż powinno być. Doktor podejrzewa zatorowość (zespół antyfosfolipidowy) więc mam łykać acard albo lepiej brać clexane. To drugie lepsze i pewniejsze ale drogie jak cholera bo przy "podejrzeniu" nie należy się refundacja. Takie ble ble ble... całe szczęście, że jeszcze możemy zapłacić (najmniej 180 zł miesięcznie za leki) albo coś załatwić od znajomych. 
Entuzjastą nie był (doktor) ale i fatalistą też. Czekać i nic innego nie wynajdywać. Nic innego nie możemy zrobić.
Sytuacja cała dla nas trudna. Coś nam Pan Bóg chce powiedzieć przez to - tyle tylko, że na razie nie umiem odczytać co. Może, że tak niewiele od nas zależy? Że wszystko jest w Rękach Tego, który daje życie? I je zabiera? Że możemy sobie planować i planować a wszystko to psu na budę. Że najważniejsze nie jest w życiu ani dobrobyt, ani zdrowie, ani mieć ani posiadać ale najażniejszy jest Ten który jest Miłością. Że to co ma przygotowane jest lepsze choć wydaje nam się, że spotyka nas cało zło?
A i jeszcze mam przeświadczenie, że czas jaki dzieciom poświęcam w domu nie idzie na marne. Że powinnam więcej i pełniej się angażować bo czas może być krótki a nam się wydaje, że jesteśmy nieśmiertelni. Że śmierć jest dodatkiem do życia innych a nie nas.
Takie oto myśli mi chodzą po głowie. 
Trochę z niepokojem patrzę na moje reakcje na widok Malucha. Jakoś mnie nie rusza jak przy poprzednich. Czy jakaś obojętność na mnie spływa? Czy wręcz reakcja obronna? Wydaje mi się, że zbyt mało kocham tego malucha a ono tak bardzo chce żyć? 

A i jeszcze przybiła mnie wieść o znajomej. Smutno mi ogromnie bo pierwszego nie karmiła, ani drugiego... zbyt wiele rzeczy na to się składało. Teraz przy trzecim takie problemy z karmieniem ale je przezwyciężyła i oto dzwoni do mnie i mówi, że odstawia (6 tygodni maluch) bo.... mąż sobie nie życzy aby karmiła. Bo wszystko leży odłogiem i takie dyrdymały. Załamana zupełnie. Ja nie potrafię jej pomóc. Co prawda - mam lekką obawę, czy na butelce maluch również nie będzie absorbujący a i ona nie będzie miała więcej pracy. Trzecie dziecko rozwala całkiem organizację w chacie. U nas wszystko leży a przy moim pomysle na studiowanie to chyba wręcz zarosło wszystko brudem. M. mój to święty. Choć go często krytykuję i osądzam ale M. rozumie potrzebę karmienia, piorytetu na początku życia dziecka. Tak małego przecież....
M. sam z resztą zszokowany postawą męża P.
I tak mi smutno... jakoś ogólnie. Niby w ciąży jestem a w stu procentach cieszyć się nie umiem. Jakbym bała się do końca zaufać. Nie że będzie dobrze - ale, że to co będzie - będzie dla mnie (nas) najlepsze.
Powiedzieliśmy dzieciom... nie da się z resztą ukrywać bo w nr 42 wskoczyłam, z rosnącym nad wyraz brzuszkiem.
Marceliny tekst - Ciekawe Kto to będzie :))))) Oj my też jesteśmy ciekawi. KTO i czy w ogóle BĘDZIE.

środa, 13 czerwca 2012

A miałam sprzątać :)

I tak jakoś wyszło, że się lenię. Czyli nic nowego. Pranie nie powieszone, odkurzyć mi się nie chce. A na dodatek słabo mi się zrobiło w sklepie i d... musiałam godzinę poleżeć. I tak oto mój normalny dzien wygląda. Lenistwo i lenistwo.
Więc tak sobie siedze i czekam na cud. A może jednak jakoś się zbiorę? Może kawka mi pomoże?
Matko jakie to super uczucie - NIC NIE MUSZĘ ZROBIĆ na cito :)))))))))))

wtorek, 12 czerwca 2012

No to prosze Panstwa :)

ZDAAAAAŁAM :) obroniłam się na piątkę. Z całości studiów mam czwórkę ale jest ok. Pytania mi podpasowaly a zaplusowałam ogromnie tematem pracy no i recenzją Pani Dokotr :))) No i co tu dużo mówić - głupi ma szczęście :))))
Ale cieszę się jak gwizdek - bo coś zaczęłam i coś skończyłam. No i wyższe mam. Ot co :) a w przyszłości 150 zł może więcej do pensji :)))))
Szalony dzień.... zmęczona jestem okropnie. Ciekawe co ja takiego będę teraz robić??? Sama jestem w wielkim szoku. Chyba powieje nudą w moim życiu i na blogu :)
Z tego wszystkiego nawet winka nie kupiłam bo głowy nie miałam. Może jutro nadrobię zaległość dla mężulka. Jutro za to usg i kontrolna wizyta u doktorka. Zobaczymy co z Maleństwem? Chyba jakoś to bardziej mnie obchodzi niż te całe studia. I tak powinno być.
ps. Czy lic. robi jakąś różnicę? dla mnie ten Maluch w brzuszku to ... sukces. Nic innego.

piątek, 8 czerwca 2012

Przymusowe lenistwo

Wczoraj - długa Eucharystia - i jeszcze dłuższa procesja, dzieci wcale nie chciały wczesniej spać - a dzisiaj ja sama ledwo żyję. Więc leżę, podsypiam o ile się da, dzieci szaleją bo do Klubu dzisiaj nie idą ... i tak mi jakoś oprócz tego, że gorzej się czuję to jakoś błogo i olewacko. Egzamin za kilka dni a ja mam to w szanownym poważaniu. Jakoś mnie nic już nie rusza. Może to i dobrze?
Dostałam nieopisanej chęci jedzenia wszystkiego co ma w sobie choć trochę śledzia, rybki i pikantności więc wszelkie sałatki, śledzie w sosie musztardowym są na pierwszym miejscu. Do tego piwo. Lekki szok dla mnie, zważywszy na moją awersję do ryb .... Nie cierpiałam :) I do piwa... - nie było moim ulubionym napojem. A teraz oddałabym życie za szklankę zimnego piwa. A mogę jedynie łyczek.... Ale ryb... jem co niemiara :))))
Przez krótką chwilę wydawało mi się, że może to i dziewczynka? :D:D:D bo przy Marcysi piwa mi się chciało szalenie, melka od krowy i ciepłego chleba.... szczawiowej oraz ogórkowej.
No proszę jakie te ciąże różne.
A teraz śledziki, torcik i miseczka truskawek.... że jakoś to wszystko bez zgagi na razie wytrzymuję to szok.
(...) właśnie miałam scysję z Jankiem. Jakoś z łóżka ciężko zawiadować drużyną. Jestem lekko w ciężkim szoku co to będzie z czwórką. Chyba antydepresanty będą na stałej liście zakupów.


A teraz.... mała perełka z sprzed chwili...

- Jasiu - znowu pierdnąłeś :))) - to wcale nie jest śmieszne (JA)
- Ale to co powiedziałaś jest śmieszne. (MARCYSIA)
- Czyli, że jest to śmieszne (JANEK)

(no po prostu no coments.... wygrali z Matką)

środa, 6 czerwca 2012

W skrócie

Wszystko dobrze ale....
- czasu brak
- egzamin wczoraj zaliczony ale niestety poszło mi gorzej niź średnio. Doła złapałam
- za tydzień ostatni egzamin z obroną
- czuję się gicio co oczywiście dobrze ale mnie stresuje, że może jednak nie dobrze
- zapuszczone mam mieszkanie więc przyjdzie mi chyba pół wakacji sprzatać
- Staś marudzi tak okropnie, że nie mam sił na nic wieczorami
- byliśmy w sbotę w szpitalu na obserwacji bo połknął digoxin (prawdopodobnie) ale wszystko jest ok

Ogólnie... ok ale dzieje się mnóstwo.

Czas płynie ... pędzi jak pociąg włoski

  Nie dawno pisałam notatkę o tym, że za chwilę urlop. I rzeczywiście pamiętam tę chwilę. Jakby wczoraj... Siedzę w kawiarni i chłonę ciszę....