piątek, 15 czerwca 2012

Takie coś na potrzeby gazetki parafialnej....


Tradycja i „inne” klimaty
Na tegoroczną procesję wybieraliśmy się całą rodziną. Jak zwykle od kilku lat. Najstarsza córka „sypie kwiatki” a chłopaki w sposób bardziej tradycyjny uczestniczą w procesji. Zawsze lękiem napawa mnie długość trasy oraz Eucharystia na ulicy. Z wiadomych względów. Jako mama wiem jak może wyglądać nasza wyprawa – może równie dobrze zakończyć się szybkim marszem i ewakuacją. Ale dzieci większe, mądrzejsze i bardziej wytrzymałe a tradycja procesji…. Ciągle kusi. Tym razem jednak miałam mieszane uczucia. Eucharystia w Parku – no cóż – nowość ale może oznaczać równie coś dobrego. Jak się potem okazało pomysł chyba spodobał się wielu osobom. Dla mnie najbardziej przekonywujące było oczywiście odprawienie Eucharystii tam, gdzie na co dzień słychać wszelkie słowa ale nie błogosławieństwa. Taki gest w stronę uświęcenia tego co ludzkie i całkiem normalne. Może to kogoś gorszyć ale czyż Chrystus nie jadał z celnikami? Czy nie przebywał z tymi, którzy nie grzeszyli elokwencją i dbałością o konwenanse?
Procesja …. Zawsze mnie fascynuje wędrówka Tego, który w zamknięciu i ciszy jakby czekał na ten Dzień Bożego Ciała, aby odwiedzić tych, którzy o nim zapomnieli. Z jednej strony przyznanie się do naszej wiary – choć jakże to bywa trudne właśnie w takich momentach. Z drugiej strony – to On chce przyznawać się do nas i nie wstydzi się właśnie naszych brudnych zakamarków, brudnych podwórek, okien, niesprzątniętych ulic.
Sypiące się kwiatki dziewczynek w bieli jakby chciały wynagrodzić te wszystkie „uszczerbki”. Ścielą dywan kwiatów niczym kobierzec a same dziewczynki idą przed Najświętszym Sakramentem niczym nie skrępowane, tańczące, z  lekkością jakby szły przed Kimś Całkiem Zwyczajnym.
Nowością jaką wzbudziła sensację ale także w niektórych sercach i zachwyt, była próba połączenia tradycji i nowych pieśni wspólnot neokatechumenalnych. Co prawda idąc w procesji słyszałam głosy przyglądających się nam, że to jakaś dziwna cygańska muzyka ale może ciut prawdy w tym jest….? Rytmy hiszpańskie są bardzo charakterystyczne i jakby naturalnie podrywają serca. Tradycyjne pieśni w których mądrość i nabożność wycisza nas i wprowadza w kontemplacje, mieszały się z nowymi, radosnymi rytmami śpiewanymi entuzjastycznie nie tylko przez młodzież. Takie rytmy wprowadziły dynamikę i naturalną radość. Wydawało się, że sam Chrystus tańczy na ulicach naszego miasta. W końcu Boże Ciało to święto radości a nie smutku. Procesja to właśnie radosne przejście i wykrzykiwanie z wiarą – Błogosławion niech będzie Pan, Bóg Izraela – bo nawiedził i odkupił swój lud….
I tak oto dotarliśmy całą rodzina do końca procesji. Wyczerpani długością trasy ale szczęśliwsi o to następne doświadczenie. Jak się później okazało – nowe pomysły czasem nie są takie złe.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Czas płynie ... pędzi jak pociąg włoski

  Nie dawno pisałam notatkę o tym, że za chwilę urlop. I rzeczywiście pamiętam tę chwilę. Jakby wczoraj... Siedzę w kawiarni i chłonę ciszę....