sobota, 31 grudnia 2016

Nowy Rok - nowy zeszyt

Jakie postanowienia na Nowy Rok?
jakieś macie?
W sumie nie mieć NIC to też jakieś postanowienie nie?
W szkole zawsze lubiłam zaczynać nowe zeszyty. Wtedy mi się wydawało, że ze wszystkim też tak można. Okazuje się, że nie :) Ale zawsze Nowy Rok z jakąś nadzieją się wiąże. Z biegiem lat, kiedy staję się starsza widzę, że mijający Rok jest błogosławieństwem - jaki bądź nie był. A Nowy zaczyna być niepewnością. Jest niepewnością... zagadką?
Pamiętam jeszcze kiedy byłam sama, stałam z Mamą w naszym wielkim oknie i patrzyłyśmy na fajerwerki - cudny widok mamy fakt. I pamiętam moje myśli wtedy... jak długo będziemy razem? co nam ten rok przyniesie (wtedy akurat życie mi się diametralnie zmieniało bo M poznałam) ale ... kiedy patrzę na ten widok... widzę Mamę i pokazuje mi to jak mało mamy czasu. A każdy ROK jest darem. każdy dzień. Że tak naprawdę nie mamy czasu na kłótnie, obrażania, sądy.
Chciałabym zacząć Nowy Rok jak kiedyś w szkole takim Nowym Zeszytem. 


czwartek, 29 grudnia 2016

Sukcesy i porażki

Taki temat ostatnio przewija się wśród rozmów czy tematów czytanych na forach. Mamy tendencję rozliczania roku i raczej lubimy to robić. Też planować, robić postanowienia.
W tym roku mam jakieś inne doświadczenia.
Eschatologiczne.
Rok jak rok prowadziłam działalność. Raz lepiej, raz gorzej. Trochę szyłam.
We wspólnocie różnie się działo. Ale nadal trwamy. Zaczęliśmy w końcu w wakacje odmawiać Laudesy rodzinnie.
Mieliśmy gości a raczej Gości Pielgrzymów, którzy bardzo zaważyli na naszym życiu.
Wybraliśmy się w Podróż Życia - Włochy - Rzym i Asyż, Zobaczyliśmy Alpy. Spędziliśmy razem piękną podróż.
Na początku Roku pochowaliśmy Michalinę.
Michał zmienił pracę. Ja więcej szyję. Finansowo jest lepiej.

Pewnie wielu rzeczy zapomniałam bo pamięć ulotna ale czy te wszystkie sprawy można rozpatrywać w kontekście porażek i sukcesów? Kim jesteśmy aby mówić o sukcesie kiedy mówimy o zmianie pracy? Fakt ruszyliśmy tyłek i zmiana nastąpiła ale jak w tym nasza zasługa? Sukces?
Sukces, że nikt nie umarł? Jaki sukces? Albo, że ktoś się urodził?

Bóg jest tu tym, który daje. On jest Panem sukcesu. A to co uważamy za porażkę w ostateczności porażką nie musi się okazać.

Byłam ostatnio na warsztatach, na które czekałam, na które wbrew mężowi się zapisałam. I ogólnie były wielką porażką. Ale wróciłam do domu z niesmakiem ale też z pewnością, że po coś się to wydarzyło. Aby nie widzieć w ludziach tyko białych i czarnych barw? Aby nie pokładać ufności w człowieku? Aby słuchać serca bardziej? Aby posłuszną Mężowi? Po coś się wydarzyło...

Sukces i porażka tak blisko siebie stoją. Dzisiaj porażka a jutro się może okazać, że ona jest sukcesem.

I jeszcze coś co jest najtrudniejsze. Za wszystko dziękować Bogu... za wszystko.

wtorek, 27 grudnia 2016

Święta, świąta i po świętach

Przygotowania, stresy, nerwy i brak pieniędzy. A potem chwila moment i święta mijają utwierdzając mnie w przekonaniu, że w czymś innym trzeba mieć nadzieję. Że to co stwarzamy wokół świąt zagłusza naszą pustkę. Że kiedy w sercu mamy TO coś, to wtedy każde święta, każda niedziela, każda chwila nabiera sensu i innego wymiaru a my nie skupiamy się na tym co ulotne i chwilowe, na tym co widoczne na zewnątrz.

Wigilię spędziliśmy już tradycyjnie w domu. Było inaczej niż zamarzyłam czy zaplanowałam ale mimo wszystko było w porządku. Spokojnie. Cicho i spokojnie. Marcysia nawet odważyła się i zagrała dwie kolędy. Jaś tym razem nie poćwiczył i wstyd mu było grać. Przeżywał to bardzo ale trudno. Może następnym razem.
Pierwszy dzień świąt spędziliśmy na błogim nic nie robieniu. Jeden film obejrzany razem. A w między czasie wspólne jedzenie, Eucharystia, składanie lego, piłkarzyków. Ja zabrałam się za czyszczenie wiadomości sprzed 3 lat w komórce. I tak nic to nie dało :)
Ale czas spędzony cicho i spokojnie. Dobrze jednym słowem.

A drugi dzień trochę szalony. Pojechaliśmy do Bojana do przyjaciół. Wieczór spędzony na pogaduchach, wspomnieniach, graniu w planszówkę (PRL) - swoją drogą polecam.
Dzieci szalały z psem. Łyknęliśmy trochę atmosfery domku. Jakoś zatęskniło mi się do takich klimatów. Czy kiedykolwiek się to spełni?

A od wczoraj wieczorem wieje i leje. Nawet burza chwilę nas postraszyła. Czekamy na zmianę pogody jaką tak wichura przyniesie.
Dzisiaj powrót do normalności. Na razie leżę w łóżku :D

niedziela, 18 grudnia 2016

Muzyka świąteczna, która towarzyszy...

przy myciu naczyń, robieniu kartek, okien. Ona jest. Początek grudnia zaczynam tęsknić. Każdy ma swoje ulubione. I oczywistym jest, że są to kolędy, które przywołują nam obraz dzieciństwa. Ale są też takie utwory, które dźwiękami kojarzą nam się z pewnymi naszymi historiami - świątecznymi.
Które kojarzą się nam już raz na zawsze z osobami, których nie ma z nami przy stole. Które były i ze zdziwieniem patrzymy, że są już poza naszym wzrokiem. Gdzieś za śnieżną zadymką, chmurą wspomnień. Były ale też i są z nami, dzięki pamięci, dzięki miłości, muzyce i dzięki temu, że były.



piątek, 16 grudnia 2016

Czy tylko magia świąt?

W kalendarzu adwentowym dzisiejszym zadaniem było udekorowanie okien. A tak mi się nie chciało ruszyć z fotela i sięgnąć po karton z lampkami i światełkami. Ale ruszyłam się i w czasie nieobecności trójki najstarszych dzieci tradycyjnie upiększyłam okna.
Jest ładnie.
I tak się zastanawiałam, że kiedyś nie kładliśmy na to takiego nacisku. Nie było wtedy możliwości, materiałów, tylu ładnych rzeczy. Lampki były cudem zdobyte. Jeden komplet na choinkę i tato dbał o nie szczególnie.
Nie piekło się pierniczków. Nie było jakiejś zbiorowej histerii pierniczkowej. Teraz dużo siły wkładamy w to aby było pięknie i miło. Ładnie i kolorowo. I oby nie skończyło się tylko na tym. Sama łapię się na tym, że to przygotowanie jakby mnie przeciąża, pochłania i zapominam co jest naprawdę sensem. Na Kogo czekamy i dlaczego?
Na Laudesach w niedzielę Antek wylosował Ewangelię o śmierci Pana Jezusa. I na początku dzieci naprawdę marudziły, że źle wylosował, że mamy jeszcze raz.
Ale potem w czasie katechezy usłyszały, że tak naprawdę czekamy na powtórne przyjście Jezusa. Tego który umarł już za nas i nas odkupił. I ta śmierć była nieunikniona i konieczna. Stąd tak blisko z Betlejem na Golgotę, ze żłóbka na krzyż. W sumie ciekawi mnie dlaczego tak usilnie chcemy te święta ugłaskać.
Czy Maryja miała wtedy ciepło, obficie, kolorowo? Czy Józef miał zabezpieczenie, ubezpieczenie czy zasiłek dla bezrobotnych. Nie. Było ciemno, chłodno i biednie. Ale mieli Jego. Czyli wszystko. On wystarczył. A ja usilnie chcę zaplątać Boże Narodzenie w łańcuchy, światełka i brokaty.

Taka moja magia świąt.

czwartek, 15 grudnia 2016

Adwent i co z tego wynika

Już minęła trzecia niedziela Adwentu. Nie wiem kiedy. Słyszałam taką teorię ostatnio, że ludzie odczuwają takie przyspieszenie upływu czasu ze względu na ogólne przyspieszenie wszechświata. Być może... nie wiem, nie znam się na prawach fizyki. Widzę, że żyjemy intensywniej, szybciej a w tym pomagają nam nasze gadżety - komputery, tablety i telefony z netem. Niestety i to ma chyba wpływ na naszą szybkość we wszechświecie.
Ostatnio auto mieliśmy w naprawie. Jechałam do Sopotu, do Szkoły Muzycznej z Jasiem - kolejką. I to co zobaczyłam w środku skm-ki mnie przeraziło. Zdecydowana większość ludzi zatopiona w komórkach. W tabletach i komputerach przenośnych. Jedna czy dwie czytały książkę (!) a mało kto gapił się po prostu w okno. Dojeżdżałam do szkoły i do pracy kolejką. To były inne czasy. Można było podrzemać, pouczyć się, poczytać, pogapić się czy porozmawiać. Ogólnie człowiek był zainteresowany tym kto jest obok a tu? zero zainteresowania. O ustąpieniu miejsca nawet nie można pomarzyć. Każdy zatopiony w swoim wirtualnym świecie. Byłam przerażona tym światem.

Nadszedł więc Adwent. Dość szybko i dość intensywny. Roraty, kalendarz i postanowienia. Za 10 dni święta a my w tyle ciągle bo szkoła zajmuje nam mnóstwo czasu. Koncert fortepianowy Marcysi, potem egzamin Jasia z gitary. Jeden konkurs, drugi, kiermasz...
Dziś rano już tak zmęczona byłam, że z jękiem wstawałam aby dzieci wyprawić na Roraty.
Byle do świąt. Potem poleniuchujemy.
U mnie jeszcze ogonem są zobowiązania szyciowe. Nie mam kiedy tego robić. No nie mam.

Jedno jest pewne. Święta będą i tego się trzymajmy.

Moim niespełnionym (już spełnionym) marzeniem był kalendarz Adwentowy. W tym Adwencie wreszcie go zrobiłam i to tak piękny, że nawet mojego Męża zaskoczył.






Tak więc Anioł wisi i zaprasza na Boże Narodzenie, które już całkiem niedługo :D

poniedziałek, 21 listopada 2016

Nadrabiamy

Dużo się dzieje. Czas biegnie nieubłaganie. Ja czasu nie mam albo mam go mało albo siedzę i go marnuję. Taka rzeczywistość.
Zakończyliśmy Rok Miłosierdzia. Marzeniem moim a raczej pragnieniem była wizyta w Świętym Mieście, przejście przez Święte Drzwi. Udało się choć trochę na wariackich papierach ale udało się. Za 9 lat może także uda się chyba, że będziemy przechodzić przez inne Święte Drzwi...
Nie wiemy tego. Życie płynie, rodzą się Dzieci, umierają nie koniecznie Starcy.
Płynność.

Wróciliśmy dość szybko ze szpitala. Wydaje się być wszystko w porządku. Zabieg się udał. Antoś zniósł to raczej dobrze. Gorzej ja. Życie...

Teraz za tydzień Adwent. Spieszymy zrobić Kalendarz Adwentowy... może tym razem. Poganiamy dzień za dniem to konkursem, koncertem czy jakąś specjalną pracą rodzinną.
Od czasu do czasu szyję, nadrabiam zaległości. Niby dobrze ale odkrywam gdzieś, że pan Bóg wzywa nas do oddania się Jemu. Szukania relacji z Nim. Nie opieraniu się na afektach, przywiązaniach. Tylko ON. Trudne. Doświadczenia też.


No i Pompejanka... Ostatnio moja MIŁOŚĆ.





czwartek, 29 września 2016

Trochę nie tak jak być powinno

Miała być inna notka - będzie później. Teraz trochę nas przywaliło. Różnościami.
W najbliższym czasie Antoś będzie miał operację serca. Nie zamknął mu się przewód Botala. Niby zamknął a jak przyszło co do czego - to jednak nie. Nie wnikam. Byliśmy na kontroli u dobrego kardiochirurga i raczej nie ma mowy o pomyłce. Zabieg - operacja w ciągu najbliższych tygodni.
A druga wiadomość to taka, że przy diagnostyce niedoczynności Marcysi na usg wyszły guzki na tarczycy. Dalsza diagnostyka - na razie nie wiem jaka i kiedy i jak. Jedno jest pewne, że powiało grozą. U dzieci guzki rzadka sprawa a jak już są to raczej nowotworowe. Te nie są jakoś unaczynione ale czy to daje nam pewność? chyba nie... idę do pediatry, potem endo i dalej.
Na razie to wywraca mi piorytety. Inne rzeczy przestają być ważne.

A tak bawiły się nasze dzieciaki w parku linowym. I kto by pomyślał, że ta w różowym kasku ma diagnozę Dandy Walkera i powinna mieć zaburzenia równowagi. Osobą, która ma jakieś zaburzenia w tym towarzystwie to na pewno jestem ja a nie Marcysia.



poniedziałek, 26 września 2016

Warsztat - PAPIER






I się zaczęło :)

Znów przystąpiłam do cyklu warsztatów DZIECKO NA WARSZTAT. Przez 10 miesięcy robimy razem jeden warsztat w miesiącu na odpowiedni temat. 

Temat przewodni - Tworzymy!

  1. 26 Września - Tektura, papier
  2. 31 Października - Plastik
  3. 28 Listopada - Szkło
  4. 19 Grudnia - Filc
  5. 30 Stycznia - Folia
  6. 27 Lutego - Tkaniny
  7. 27 Marca - Nici i włóczki
  8. 24 Kwietnia - Drewno
  9. 29 Maja- Glina/gips
  10. 26 Czerwca - Extra warsztat - podsumowanie 

Co mi daje takie pisanie, tworzenie i wymyślanie?
Przede wszystkim mam motywację. Zaczynam żyć twórczo i mam więcej pomysłów czy inspiracji dzięki pomysłom innych mam. Pomysł świetny... a więc ruszamy :)




Temat pierwszy - TEKTURA, PAPIER


1.  W czasie wymyślania projektu, szukania inspiracji pojawiło się PYTANIE...

SKĄD JEST PAPIER?

Poszukaliśmy a dzieciaki dzięki świetnie wykonanemu filmowi o historii papieru dowiedzieliśmy się, że papier powstaje z drzewa. Niby wiadomość oczywista ale dla 3,5 latka i 5 latka była to wiadomość dnia.




 

Przy okazji rozmawialiśmy na temat  - CO ROBIĆ ABY PAPIER oszczędzać, czyli szanować drzewa, czyli EKOLOGIA.

2.  Ekologia czyli przetwarzamy więc możemy robić coś z niczego :)

Mamy pudełko - można go wykorzystać na garaż, domek czy pokrywkę na sówkę...
Sówkę? potrzeba tylko trochę farby i kilka piórek


Albo robimy deszykową firankę :)

Można ją zrobić z resztek kartek po młodszym rodzeństwie...


Albo... puzderko do biżuterii :)



i na koniec mała perełka co można zrobić za pomocą papieru i innych cudów co prawda ale ostatecznie wytwór jest bardzo edukacyjny i bardzo efektowny. Pomysł zaczerpnęłam z naszych twórczych warsztatów.

WULKAN :)

Potrzebne nam będzie dużo papieru, masa solna, butelka, farbki, ocet, proszek do pieczenia i woda... 

 Oblepiamy jak możemy butelkę - masą solną i papierami...
 malujemy :)
  Suszymy :)
 Wykańczamy 



I taaadam... efekt mamy :)))

To tak trochę papierowo :) - wulkanowo.






Tak my się bawiliśmy przy projekcie a poniżej zamieszczam link do innych świetnych pomysłów :)
Jednak Mamy są szalone.


Wpis powstał w ramach projektu Dziecko na Warsztat - Tworzymy





wtorek, 30 sierpnia 2016

Cz. 3 zdjęcia z wizyt Naszych Pielgrzymów












Wakacje 2016 cz. 2


W kolejny weekend pojechaliśmy zwiedzać Bytów. Zamek, wiadukty koło Bytowa (nie odnaleźliśmy ich 11 lat temu), stary kościół prawosławny.

Kolejne tygodnie wakacji spędziliśmy na goszczeniu pielgrzymów. Pierwsi to byli pielgrzymi z Francji.  Arnaud i o. Jean. Bardzo nam zapadli w serca i mimo, że bariery językowe były zżyliśmy się i do tej pory pisujemy do siebie i pamiętamy o sobie. Piękne doświadczenie jedności Kościoła. Potem odwiedzili nas Maskymiljan i Władysław z Aktobii, z Kazachstanu. Na sam koniec Światowych Dni Młodzieży pojawili się Zambijczycy – Brian, David. Ze wspólnot neokatechumenalnych. Nie wiedziałam, że w Afryce są takie wspólnoty. Wzbogaciliśmy się o nową makatkę z Zambii i kilka filmików. Będzie co wspominać.





Wakacje 2016 cz 1


Zaczęły się jeszcze w czerwcu a jak widać potrwają do drugiej połowy września.

Dużo jeździmy, zwiedzamy, leniuchujemy, odpoczywamy i cieszymy się tym co jest.

W czerwcu po raz kolejny odwiedziliśmy Słowinski Park Narodowy aby odnaleźć kilkutysięczne dęby. I znów się nie udało ale wycieczka była wyśmienita. Towarzystwo doborowe – ciocia Asia i ciocia Ewa z wujkiem Włodkiem.  To co urzekło po raz kolejny nas i dzieci to ogrom morza i wyniosłość wydm. Ruchome piaski są jednocześnie przerażające i fascynujące. Potrafią zachwycić, tak jak morze ale i niszczą wszystko co napotkają.

W czerwcu wyjechaliśmy również do Lichenia. To było marzenie Michała. Wycieczka udana choć daleka ale zakłóciła nam ją choroba Jasia. Biedaczek od połowy drogi źle się czuł a potem wymiotował i miał gorączkę. Ale byliśmy i w sumie nawet, mimo mojego antynastawienia – miejsce mnie zafascynowało. Nie jestem fanką monumentalnych świątyń ale w tej coś jest. Choć… kocham jednak te małe i klimatyczne.

W pierwszy tydzień wakacji pojechaliśmy na wschodnią część Polski. Do Gołdapi. Mieliśmy okazję odwiedzić ciocię Ewę i wujka Włodka a odkryliśmy także wspaniałe miejsce na nocleg nie tylko na wakacje. Puszcza Rominicka. Kapitalni gospodarze, środek lasu, mnóstwo komarów, które do dzisiaj nam towarzyszą. 400 km w jedną stronę ale opłacało się. Pogoda dopisała w połowie – tak jak całe nasze lato ale humory mieliśmy jak zawsze. W sumie liczy się to kto jedzie i że jedziemy razem. Pojechaliśmy zobaczyć wiadukty w Stańczykach. Nie zmieniły się aż nadto przez 11 lat od kiedy byliśmy tam jako nowożeńcy. Wspomnienia ożyły. Ale widzimy, że i wszędzie już wkracza komercja. I tam też. 11 lat temu było to miejsce nadal pustawe i odwiedzane przez nielicznych.





wtorek, 9 sierpnia 2016

Czas... jest chyba kwestią umowną

Tak było 10 lat temu
"Koniec 34 tygodnia odbył się w piątek.
Koniec 34 tygodnia a teraz to już 35 leci... Coś nos mój czuje, że się rozsypie niedługo - tak około 25 sierpnia:))) Hahahaha! Choć śniło mi się że 2 września urodziłam :) Michał ma od 1 urlop więc może? TERMIN MAM NA 15 WRZESNIA ale nigdy nic nie wiadomo. W nocy Maleństwo się rozpycha, spać matce nie daje. Jak nie fika to naciska na krzyż...No no... i jakoś tak dziwnie się czuję. Z tego bólu krzyża dziś śniło mi się że w końcu urodziłam. Z jednej strony to całkiem fajne tak chodzić w ciąży więc już sama nie wiem - czy chcę urodzić czy nie :))) Będzie mi brakować tych kopniaczków w brzuszku:))No chyba, że szybciutko postaramy się o nowe kopniaczki w brzuszku:))) Dostaliśmy w sobotę nowa dostawę ciuszków a ja się cieszyłam, że już mama wszystko poprasowane a tu znów trzeba od początku... Hhihiiii... Tydzień Trzydziesty Czwarty Rozwój w ostatnich tygodniach ciąży ulega spowolnieniu. Teraz dziecko już tylko rośnie i ćwiczy potrzebne mu po drugiej stronie brzucha umiejętności, np. 80 proc. czasu spędza, wdychając i wydychając wody płodowe. Waży około 2300g i ma 32cm długości " - to mój wpis z 08.08.2006 roku

A tak jest dzisiaj
Jesteśmy bogatsi o tysiące doświadczeń. Mamy czworo dzieci tu, pięcioro w Niebie. Jesteśmy rodziną, mamy wspólnotę. Wybieramy się na pielgrzymkę do Włoch. Mamy już połowę wakacji.
Jesteśmy starsi o 10 lat - co oczywiście najbardziej wydaje mi się niewyobrażalne. Ale okulary na nosie i wczorajsza wizyta u chirurga naczyniowego jednak są faktem, że jesteśmy starsi. Może nie starzy ale na pewno starsi.

Nasi znajomi, przyjaciele odchodzą, chorują, umierają. Nasze dzieci rosną i zmieniają się. Tęsknota za Niebem coraz większa bo coraz więcej naszych tam, po drugiej stronie. Ale jeszcze tu nas coś trzyma. Nasze dzieci... które nadal nas potrzebują, kochają i chcą byśmy je przytulali, bawili się z nimi, kochali.
W zeszłym roku odchodził Waldek. Ojciec 12 dzieci. Wczoraj dowiedziałam się, że moja przyjaciółka ma wstępną diagnozę - czerniak. Jak zmieniają się diametralnie nasze piorytety. Nagle przestaje być ważne to co głupie i małostkowe. Nagle człowiek wie co ważne i najważniejsze. Wszystko ustawia się według naszych nowych priorytetów i nagle człowiek WIE gdzie szukać szczęścia.
W tym wszystkim trudno powiedzieć z wiarą, że Bóg jest dobry cały czas. Ale jest. ON rzeczywiście jest dobry. Cały czas. I za wszelkie doświadczenia mam dziękować Panu Bogu. "Za wszystko dziękujcie"
To doświadczenie pisania bloga pozwoliło mi zobaczyć jak zmieniała się moja historia. Ja Bóg ingerował w nasze życie. Zapomina się o drobnych cudach. Jak nie pamięta się o drobnych cudach, zapomina się albo nie widzi dużych. Jeśli zapominamy - tracimy PAMIĘĆ i przestajemy być wdzięczni... wszystko jest ze sobą powiązane. Wszystko.


piątek, 29 lipca 2016

Dzieje się dużo a nawet więcej

W dniu przyjazdu pielgrzymów z Francji odwiedziła nas bardzo miła i sympatyczna pani Redaktor z Warszawy :)

i tak oto powstała ta audycja

Taka sobie Audycja

Wyjechali nasi Goście



Było pięknie... jeszcze zbieramy okruchy wspomnień ale jedno jest pewne. BYŁO i JEST pięknie. Doświadczyliśmy jedności jaka wyjątkowo się zdarza między osobami, które widzi się pierwszy raz w życiu. Jak to powiedział nasz Przyjaciel z Francji - jakbyśmy się znali od zawsze.
Merci beaucoup... za wszystko. Za to, że mogliśmy przyjąć pod swój dach. Za to, że mogliśmy razem cieszyć się rozmową i posiłkiem przy wspólnym stole. Za to, że wspólna modlitwa zbliżała nasze serca i dusze. Za wspólne Eucharystie. Za to, że więcej dostaliśmy niż daliśmy. Za trudy i za więcej radości niż mogliśmy sobie wyobrazić. Z te smsy, które teraz przychodzą i są obrazem, że ktoś pamięta, modli się za nas, nosi nas w swoim sercu.
Doświadczyliśmy różnorodności kultur, zwyczajów, gustów, zachowania, języków ale łączyło nas coś więcej. Łączyła nas miłość do Tego, który nas stworzył i powołał i który chciał abyśmy się razem spotkali.
Merci beaucoup...






środa, 20 lipca 2016

Godzina zero

Szybka notatka :)
Godzina zero już blisko.
Zgłosiliśmy się aby przyjąć pielgrzymów. Za chwilę dosłownie Michał ich przyprowadzi i będziemy się gościć, szukać słów w słowniku, przepraszać, śmiać się i stresować. Języka francuskiego nie umiemy w ogóle. Angielski jakiś łamany (niestety na maturze wypadłam słabo i to bardzo skutecznie zniechęciło mnie do dalszych prób poznawania języków).
Krótko mówiąc mam stresa. A jakże!
Pokój sprzątnięty ale tyle niedociągnięć jest, że przez to spać nie mogłam. Ciasto jest, sprzątnięte jest, pizza przyszykowana, lodówka pełna.

Pielgrzymi jak Trzej Goście w czasie spotkania z Abrahamem. Bóg sam przychodzi do domu i zmienia nas. Nasze serca. Dlatego warto gościć, ugaszczać. Dzielić się chlebem, tym co mamy i tego czego nam brak. W zeszłym roku doświadczyliśmy takiego goszczenia. Przyjęliśmy na wakacje wdowę z piątką dzieci. Mimo trudnej naszej sytuacji materialnej nasza lodówka była ciągle pełna. Doświadczaliśmy wielkiego błogosławieństwa. Bóg przychodził do nas i poprzez Gości nam pobłogosławił. Ubogacił nas nie tylko finansowo.
To jest sens tego goszczenia. Trochę umierania dla siebie, dzielenia się pokojem, kuchnią i łazienką. Taki czas... czas błogosławieństwa.

Błogosławieni.... miłosierni albowiem oni miłosierdzia dostąpią.

środa, 13 lipca 2016

Płyniemy po morzach naszych wakacyjnych dni

Leżąc w wannie (rano o godzinie 6.00 bo jest to czas kiedy nikt nie będzie mi stukał i zaglądał do łazienki - w każdym bądź razie jest taka szansa) zastanawiałam się, czym dla mnie są wakacje.
Przede wszystkim NIC NIE MUSZĘ
Oczywiście czasem coś muszę ale mogę rano wstać i zastanowić się: Co dzisiaj zrobię, zrobimy?
Taki spokój. Posiedzę dłużej, nic się nie stanie. Dzieci pójdą spać po 22 - nic się nie stanie. Nie gonię z obiadem, kolacją, odwożeniem czy przywożeniem.
Nic nie muszę.

Pojechałam dzisiaj do znajomej odebrać nieużywane już przez jej dzieci książki. I przypomniało mi się dzieciństwo. Timur i jego drużyna, Tomek na Czarnym Lądzie, wierszyki... Stare książki ale w takiej szacie jak pamiętam sprzed 35 lat. Wspomnienia .. tak jak zapomniany zapach, jakiś dźwięk, obraz.
Ale życie płynie dalej. Nie zatrzymuje się. W przeciwieństwie do nas, gdzie na siłę chcemy powstrzymać upływ czasu.

Wakacje to dobry czas dla mnie. Teraz odpoczywam i zbieram siły.

poniedziałek, 4 lipca 2016

Znów wyjazd

Tym razem ponad 850 km  w obie strony.
Pojechaliśmy do Gołdapi. W zasadzie nawet za... do Galwiecie. Środek lasu, Puszcza Romicka. Niedaleko Stańczyki. Na jedną noc ale warto było.
Pogoda w połowie dopisała bo w niedzielę padało ale grunt to mieć dobre nastroje i cieszyć się z tego co jest.
BYŁO cudownie. Przede wszystkim to inny świat. Nie za dużo ludzi. Drogi puste. Zdarzało się, że jechaliśmy całe kilometry a nikt nas nie wyprzedzał ani nie mijał.
W sobotę wieczorem podjechaliśmy nad pobliskie jeziorko - dzieci miały frajdę bo siedziały w ciepłej wodzie dwie godziny. Spokój i wytchnienie.
W niedzielę zwiedziliśmy Stańczyki. Byliśmy tam 11 lat temu. Nieco się zmieniło - komercja czyli pobór biletów i "na czym to nie można zarobić" ale ogólnie czas się zatrzymał. Trochę może bardziej zarośnięte niż 11 lat temu, w czasie podróży poślubnej.
Tak mnie wzięły wspomnienia, że wtedy jadąc tam nie wiedzieliśmy, że przyjedziemy znów z takim dorobkiem dzieci :)
Wracaliśmy nieuczęszczanymi drogami, całkiem górą Polski, blisko granicy rosyjskiej. Pięknie... cicho i pusto. Urokliwa ta Polska. A bociany? Mnóstwo. W jednej wiosce przy drodze widzieliśmy cztery gniazda na słupach. :)
Nazwy miejscowości nie raz wywoływały uśmiech albo i rechot z tyłu samochodu... Suczki, Wróbel (akurat w niej widzieliśmy mnóstwo bocianów), Różaniec... :)))

Cudna ta Polska. Już planujemy następny wyjazd. A na razie od początku wakacji zrobiliśmy 1600 km.









Czas płynie ... pędzi jak pociąg włoski

  Nie dawno pisałam notatkę o tym, że za chwilę urlop. I rzeczywiście pamiętam tę chwilę. Jakby wczoraj... Siedzę w kawiarni i chłonę ciszę....