piątek, 7 grudnia 2018

Adwent i takie tam rozważania

TAk szybko biegnie czas, że nawet nie potrafię zliczyć do trzech a już następna sobota lub niedziela.
Dużo mniej siedzę przy kompie, na forum a mimo to mam ciągle braki lub o czymś zapominam. Ciągle biegnę. Nie mam sił powiem już tak...
Przez ostatnie dwa tygodnie pracowałam na zastępstwo w Ośrodku Rehabilitacyjno wychowaczym co prawda tylko po kilka godzin ale mimo wszystko - dzień w dzień.
To było tak męczące ale jeszcze bardziej atmosfera tam panująca. A już szczególnie ogrom cierpienia jakie tam dotykałam. Z jednej strony rzuciłabym to w pieruny ale z drugiej strony... to bycie tam z tymi dziećmi, które są jednym wielkim nieszczęściem jakoś mnie wstrzymuje przed decyzją odejścia.
Dziwny rozdźwięk. Taki Adwent
Zaczęliśmy intensywnie i codziennie od Rorat. Dzieci chcą. Pamiętam jak kilka lat temu musiałam robić niezłe wygibasy aby choć z jednym być :)
Wszystko mija... i tamten czas również.
Teraz hasło bułka z nutellą i kakao stawiają na nogi każdego śpiocha

niedziela, 25 listopada 2018

Czas biegnie i nie wiem czy to dobrze czy źle

Praca, praca, praca....
Dom, dom, dom...
Szkoła, szkoła, szkoła...
Życie - jednym słowem życie.
Niedziela za niedzielą, czasem przeplatana wykładami, gorączkami, planami na przyszłość, wakacje, zalaniem, pisaniem odwołań, konkursów.
Mija... i tylko w lustrze widzę ciągle jakiś nowy siwy włos, następną zmarszczkę i to spojrzenie, które się nie zmienia. Dzieci rosną, pyskują, mają swoje zdanie, zdobywają nagrody, jedynki albo szóstki.
Dopiero co kończyły się wakacje. Trochę dziwne bo bez urlopu. W końcu kiedy dostałam urlop, ja sama się źle czułam a potem dzieci się pochorowały - szkarlatyna.
Wróciłam znów do pracy i jakoś nie mogę zastartować.
Dziś niedziela Chrystusa Króla i za tydzień już Adwent. Jak co roku obiecuję sobie, żeby nie zostawiać przygotowań, prezentów na ostatni dzień a jak co roku jest to samo.
Niby wolny dzisiaj dzień ale obiad zrobić trzeba, szafkę przy okazji sprzątnęłam bo szukałam jednej rzeczy (i oczywiście nie znalazłam)

Taki więc dzień leniwy... Zaraz zabieram się za obiad. Potem trzech pacjentów takich nadplanowych.
I znów nie wiem kiedy minie cały dzień

niedziela, 26 sierpnia 2018

Kończą się wakacje :(

Z jednej strony patrzę z utęsknieniem na poczatek roku, kiedy wszystkie dzieci wybęda z domu a ja ze spokojnym sercem mogę ogarnąć pacjentów. Ale żal mi lata. PO prostu żal. Mamy jeszcze w zanadrzu jeden wyjazd na domek (niespodzianka dla dzieci). Trampolina, jezioro, plac zabaw, rowery... aby się zresetować przed wrześniem. Mi też się przyda i Michałowi. U mnie duża anemia i w niedalekiej przyszłości już gastroskopia :( Michał też potrzebuje wytchnienia)
Dzisiaj mam taką trochę leniwą niedzielę. Mieliśmy wszyscy jechać nad morze ale ani mi ani Stasiowi się za bardzo wyjść z domu nie chciało. Więc zostaliśmy w domu i pierogi robimy, drożdżówkę i dużo gadamy. Może dlatego warto czasem zostać z jednym w domu?
Pokój prawie, prawie...zakończony. Dzisiaj Antek na Laudesach modlił się o ... remont pokoju rodziców :D:D:D
Wczoraj byliśmy na przepięknym ślubie jednej z córek znajomych z Neo. I sprawdza się to, że jeśli Bóg jest na pierwszym miejscu to wszystko jest na swoim miejscu. Pięknie patrzeć na taką parę, na ich rodziców i rodzinę. Piękna i prawdziwa uroczystość. Świadectwo dla wszystkich. Cudnie...

A to kilka fotek z naszych wycieczek...






sobota, 25 sierpnia 2018

Remont remont i jeszcze raz remont

  Tak było ... a tak jest  :)))





 

 









Tak wygląda choć to nie koniec. Czekamy na szafę i na regaliki. Ale to jeszcze trochę. W każdym bądź razie efekt jest niesamowity

czwartek, 9 sierpnia 2018

Upał

Lato tego roku nas poztywnie zaskoczyło

Jest upał. Prawie non stop - jak w południowych krajach. Gorąco a na naszych termometrach nad morzem 30 stopni to nie rzedkość
Bardzo żal mi naszych pacjentów. Uwiezieni nierzadko w domach z gorąca cierpią jeszcze bardziej.
My za to staramy się wykorzystywać na ile można wolny czas jaki mi pozostaje po pracy czy przed pracą.
Na konto wpłynęła już druga pensja co mnie niezmiernie cieszy bo jest to ładny zarobek i tym samym widzę, jak czas biegnie szybko.
W między czasie robimy remont pokoju Marcysi. Zdecydowałam się na radykalne cięcie i praktycznie wszystko poszło w świat z pokoju. Oprócz łóżka. Dziś lub jutro przyjadą nowe tapety a potem postaramy się zamówić szafę na wymiar.
W końcu będę mieć (Marcysia ale i ja również) szafę moich marzeń.
W pracy różnie. Raz ciężko raz mniej. Dziś już jestem po ale od rana pracowałam dość ciężko. Juro też sporo wizyt ale naprawdę nie mam na co narzekać. A historie ludzi których spotykam mnie zmieniają i dotykają. Można pisać książkę.
Z M byliśmy na świetnym warsztacie Dobry seks w każdym wieku. Ciekawy.. polecam każdemu małżeństwu. A w sobotę wybraliśmy się tylko we dwoje na poszukiwania auta. Teoretycznie kupiliśmy ale auto dojedzie do nas w tym tygodniu. Wtedy zobaczymy, czy dobrze trafiliśmy.
Ale wyjazd był udany

piątek, 20 lipca 2018

1,5 miesiąca

Mija czas zbyt szybko.
Dzień za dniem, godzina za godziną a ja się łapię, że odmierzam czas wieczorami i mrugnięciem powiek. Zasypiam na stojąco, papiery leżą, dom na szczęście nie ale to kwestia pewnie czasu lub... zorganizowania się.
Historia 1
Chodziłam na zastępstwo za koleżankę do Pani Antoniny. Bardzo przemiła osoba. Kulturalna staruszka z lekko sarkastycznym humorem, władcza ale bardzo pogodna i sympatyczna. Typ kobiety - powinnam wiedzieć co się wokół dzieje.
Córki bardzo oddane, symapatyczne, kochane. Mimo, że nie mieszkały już z rodzicami przyjeżdżały co tydzień na swoje tygodniowe dyżury. Zmieniały się w czwartek. Dwie córki - jedna anioł druga policjant ale obie przekochane i darzące Mamę miłością.
Pochodziałam dwa tygodnie, porozmawiałam, zżyłam się i w piatek przyszło mi się pożegnać bo koleżanka z urlopu wraca. Pożegnanie było trochę zbyt dosłowne ale nie zwróciłam wówczas na to uwagi. Żałowałam, że taką dobrą rodzinę zostawiam. Co rusz śmiałysmy się mimo ogromnego cierpienia jakie dostknęło rodzine
W następną sobotę przechodząc koło kościoła zobaczyłam klepsydrę z imieniem i nazwiskiem dobrze mi znanym.
Kiedy spotkałam się z koleżanką i spytałam co się stało okazało się, że we wtorek koleżanka była u nich, zrobiła co miała zrobić i usłyszała od chorej ogromne podziękowania i pożegnanie. Wróciła do domu a za dwie godziny miała telefon , że Pani odeszła... zasnęła.
Łaska dobrej śmierci.
Pani Antonino... kawę wypijemy już Tam... a włosy moje nadal niesforne i nieuczesane.

piątek, 15 czerwca 2018

Praca praca praca

Od 1.06 wróciłam do pracy. Etatowej, pełnej normalnej. No prawie :)
Pracuję w Hospicjum domowym.
Teoretycznie ustawiam sobie jak chcę pracę ale wychodzi różnie.
Mamy już dwa tygodnie pracy a ja padam na nos. Jak kiedyś pisałam o tym, że nie mam czasu na nic to teraz nie wiem jak się nazywa ten stan. Pernamentny brak czasu?
Mam 8 chorych. Dwóch dość poważnie i ciężko. Reszta na razie dość stabilne stany choć nie wiem jak długo. Ciekawe ilu jeszcze dostanę?
Ogólnie jestem zadowolona ... robię to co lubię. Lubię chodzić po domach i wchodzić w problem i próbować go rozwiązać.
Podoba mi się to. Ale muszę wyrobić sobie jakiś schemat działania aby nie być TAK zmęczoną.
Nie mam czasu na net (to jest dobre) - pokazuje mi jak błahe i nie potrzebne są sprawy netowe forumowe. Jaka to jest strata czasu.
Brak czasu na książkę (to kaurat nie dobre)
W pełni wykorzystuję to co mam dziś...
Już chwilę siedzę i oczy mi się zamykają :D

poniedziałek, 4 czerwca 2018

Koronkowa czyli 13




Taka oto rocznica...
Nie obchodzimy hucznie bo zbyt intensywnie ostatnio dla mnie i nie mam czasu na nic. Ani na ciasto aby upiec, ani na sen, ani na odpoczynek. Wszystko w biegu i rozgardiaszu aż do momentu dopóki sama tego wszystkiego nie poukładam sobie.
Bo otóż od 1.06 zaczęłam pracę w moim wyczekanym hospicjum domowym. Na razie nie wielu pacjentów bo zaledwie dwóch i czekam na więcej. Ale wszystko dla mnie nowe. W pracy no i dla rodziny też nowe bo nagle muszę wyjść, uzupełnić dokumentację a obiad i zakupy i tak muszą być zrobione.
Tak więc przyszło nowe i na pewno będzie o czym pisać.

A rocznica... cóż. Nie mogę uwierzyć, że to już 13. Rok za rokiem mija, doświadczeń przybywa. Uniesień ale i rozczarowań doświadczeń ... jednym słowem bogactwa.
My zmieniliśmy się, dzieci nam się zmieniły, nas dzieci pozmieniały...
Czego sobie i nam życzę. Abyśmy przetrwali w jedności i miłości. Aby nas doświadczenia nie poróżniły bardziej a raczej zjednoczyły. Aby to co nadchodzi nie było dla nas ciężarem nie do udźwignięcia ani radością, która przesłoni nam jasność spojrzenia.




No to my... Trochę młodsi i szczuplejsi. Bez szronu na głowie :D

wtorek, 15 maja 2018

Cisza...

Późny wieczór, żeby nie nazwać noc...Uwielbiam tę ciszę. Słychać tylko szelest gotującej się wody, szum zmywarki i oddechy dzieci i Męża. Ja, o ile nie śpię, próbuję nadrobić zaległości. Zgarniam porozrzucane zabawki, książki, rzucone gdzieś ciuchy i zapomniane, gaszę światła. O ile nie śpię bo czasem zasypiam na stojąco przed wszystkimi. Dziś udało mi się wytrzymać kryzysowa godzinę W i dopijam gorącą herbatę, domykam okna i pójdę spać, łapiąc gdzieś ulotne wspomnienia lub myśli.
Dziś dzień zmian...
W końcu doczekałam się rozmowy z ks. Dyrektorem i o ile przejdę sito badań :D to będę pracować w domowym hospicjum. Moje marzenie...
Jakie mam oczekiwania? Chyba nie mam żadnych, Mimo, że liznęłam zaledwie domowe hospicjum to teraz nie wiem za wiele. Wszystkiego będę musiała się uczyć. Ale cieszę się, że wracam do pracy w takim zakresie jak chciałam.
Czyli święta Zofia wystukała w niebie pracę dla mnie...

Powróciliśmy też tydzień temu z Rzymu a raczej Włoch. Było pięknie ale ta pielgrzymka utwierdziła nas, że pięknie jest podróżować razem ale jeszcze piękniej rodzinnie :) i chyba tak następnym razem zrobimy.
Zobaczyliśmy wiele. Przeżyliśmy jeszcze więcej. Na spokojnie trzeba wszystko jeszcze raz poczytać :)
A na osłodę...


czwartek, 26 kwietnia 2018

Przedwyjazdowo

To taki rajzefiber...
Walizki i stos karteczek z napisanymi rzeczami co należy zrobić ...
Wyjeżdżamy w sobotę wieczorem więc jest szansa, że ogarniemy. Że ogarnę bo Michał idzie do pracy w sobotę. Trochę śmiesznie a trochę strasznie.
Jedziemy do Rzymu na 50 lecie Drogi. Jedziemy na pielgrzymkę. Jest chęć ale im bliżej wyjazdu tym więcej obaw. Czy damy radę, czy spakuję wszystko, czy dzieci wytrzymają z nami i czy wytrzymają bez nas te, które zostają.
A doba jest taka krótka :D

Jest zupełnie inaczej niż wtedy kiedy sami organizowaliśmy i wyjeżdżaliśmy. Ale dreszczyk emocji jest.
Aparat przygotowany. Ładowarka też :D To najważniejsze :))))

Idę piec szarlotkę bo jeszcze gościa mamy wieczorem i powoli zaczynamy ostatnią prostą...

poniedziałek, 2 kwietnia 2018

Rocznica, święta i co dalej

Mamy dziś rocznicę :)
Już trzecią ...Komunii naszych Starszaków. Dobry, piękny czas.
Jakby zaledwie wczoraj


mamy za co dziękować choć dzieci dają w kość ale rzeczywiście mamy za co dziękować.

Następna rocznica to już 13 (a faktycznie jakby wczoraj to było) kiedy odszedł od nas Pasterz.
W sumie nie ma Go tu ale w jakiś delikatny sposób cały czas nam towarzyszy,

Jesteśmy też po Passze. Dziś przeczytałam na moim "ulubionym" blogu od matki bardzo doświadczonej i mającej zawsze rację, że pójście na Liturgię Wielkiej Soboty to pójście na łatwiznę. Komuś się po prostu nie chce wstawać na rezurekcję.
Taaaak...
Więc poszliśmy na łatwiznę i czuwaliśmy całą noc a Pan przyszedł i nas dotknął. Po raz pierwszy chyba w naszym życiu żadne z dzieci nie spało w nocy. Szok.Nawet nasz ignorant religijny (Staś) bardzo czekał na Paschę. W miarę swoich możliwości uczestniczył w przygotowaniach, chciał na nie iść. Dużo się pytał i czekał. Rzeczywiście czekał i walczył ze sobą. Rzeczywiście - pójście na łatwiznę.
Mieliśmy też doświadczenie Paschy nie z naszą wspólnotą bo zostaliśmy poproszenie na rodziców chrzestnych do małej Tereski. Więc dla nas to była wyjątkowa noc.

Wydarzyło się jeszcze coś...
Otóż siedzieliśmy na środku sali i mieliśmy przed sobą na ścianie duży zegar. Staś co chwilę pytał się która godzina i obserwował czas. Ja też zerkałam więc wiedziałam, że chodzi dobrze. Nagle Stasiu zaczął mnie szarpać i mówić, że zegar chyba się trochę spieszy... najpierw to zignorowałam ale widząc Stasia, który nie daje za wygraną spojrzałam na zegar i zamarłam.
Zegar nagle przyspieszył... Szedł bardzo szybko wskazując co rusz nową godzinę aż zatrzymał się na godzinie 12. Pomyślałam... to chyba koniec świata :D
Potem zegar sam przeskoczył na właściwą godzinę i wskazywał znów prawidłowy czas.

Nie czułam lęku :D choć wydawało mi się to trochę dziwne.

Po świętach jadę do Poznania :D
Dostałam pracę. Będę zatrudniona w Poznaniu ale usługi wykonywać będę w Gdyni. I mimo, że odmówiłam świetną pracę (!) zarobkowo mega dobrą ale nie korzystną dla mojej rodziny czasowo to za chwilę dostałam pracę o której mogłam tylko marzyć.
Dodatkowo trafił mi się pacjent do opieki więc na brak pracy nie będę mogła narzekać.


No i jeszcze... wróciliśmy z wieczerzy Wielkiego Czwartku i czytam pocztę. Okazało się, że jakimś cudem wygraliśmy weeknd w schronisku Przysłup pod Baranią Górą. Braliśmy udział w konkursie PTTK Turystyczna Rodzinka. I się udało choć naprawdę w ogóle nie wierzyłam w to.

Takie więc cuda dzieją się w naszym życiu.
W neo rozpoczęliśmy drugie skrutinium i mamy cały czas zmaganie, napięty grafik a już za trzy tygodnie jedziemy do Rzymu...
Bardzo intensywny dzień.

niedziela, 11 marca 2018

NIedzielnie

Wychodzimy z chorób
To znaczy ja, Staś i Jaś... Antek jakoś nie. chyba jutro lekarz jednak. Zaropiałe oczy, katar ogromny i nieustępująca gorączka.
Dziś wyjdę w końcu z domu wieczorkiem bo jestem już w stanie. A tak spędzam bardzo leniwie (ha ha) niedzielę. Obiad i ciasto. Ale mam za to teraz chwilę wytchnienia bo Antoś w chorobie śpi popołudniami a reszta na dworzu a ja sobie już drugą godzinę słucham Siesty.
Jak za dawnych lat. Skład nieco inny. Więcej lat na liczniku ale klimat ten sam.
Wiosennie nam się dzisiaj zrobiło. Nagle. A jeszcze tydzień temu padał śnieg przez cały weekend.

Od razu widać brudne okna i kurz w domu. Ale też od razu w głowie zaczynają krążyć plany i myśli co z tym zrobić? :)
A za  trzy tygodnie już święta i nasza ulubiona Pascha. Będziemy chrzestnymi więc dodatkowo jeszcze większe święto. Pomysłu na prezent zero. Głowy też do tego nie mamy teraz (drugie skrutinium trwa więc w tygodniu jesteśmy zabiegani).
I jeszcze moja specjalizacja co miesiąc. Minie nam ten miesiąc szybko. W kwietniu wyjazd na 50 lecie Drogi Neokatechumenalnej. Więc to wszystko tak dodatkowo a życie płynie a raczej pędzi.

Widzę, że od jakiegoś czasu zupełnie nie mam weny... zupełnie. Jakbym była całkowicie wyczyszczona z pomysłów do pisania.

Dodatkowo od dziś niedziela jest ustawowo wolna od pracy. Szaleństwo niezadowlonych wręcz oszałamiające a przecież nawet ja pamiętam te czasy kiedy w niedzielę czynne były tylko kwiaciarnie i kawiarnie.

poniedziałek, 5 marca 2018

Konwiwnecje czyli co się dzieje przed i po

Przed  - dzieje się wszystko - opiekunki nagle odpadają, psują się telefony, aby po knwiwncji jakby nigdy nic normalnie się włączyć, koła od auta dostają dziur i należy zmienić koło po 2 minutowej podróży. Aaaa... jeszcze giną marynarki, żakiety i inne.
A po konwiwencji dzieje się znów wszystko :D ... Staś w nocy wysoko zagorączkował. Więc chory Staś i ja jakaś niewyraźna.

Tak jest. Bój jest i przed i po.

Ale ogólnie, podsumowując było dobrze choć obfitość Słowa i Jego ciężar spowodowała, że przyjechałam wykończona i u teściów na kolacji zasypiałam.
Dziś dochodzę do siebie ale też jest trudno bo noc była z wędrówkami.

Co do rozmowy w Hospicjum. Hm... była dobra. Mam pojawić się na kilkugodzinnym dyżurze. I mam z tym nie zwlekać. Dobrze.
Jednak jakieś światło dostałam na tym skrutinum i widzę, że mam cierpliwie czekać. A nic nie dzieje się przypadkiem. Widzę, jaką mam intencję powrotu do pracy. Widzę, że przede wszystkim jestem żoną i mamą. I jeśli to jest uporządkowane to będzie czas i miejsce na pracę. A specjalizację sobie spokojnie dalej robię. Oby praca nie była dla mnie ucieczką w samospełnienie i samorealizację. A na dzień dzisiejszy chyba tak by było.
Wszystko ma swój czas.

Byłam dzisiaj na pogrzebie Zosi - córeczki Karoli i Jacka. Piękny pogrzeb i piękne świadectw rodziców, którzy mają wielką wiarę. Spokój spokój i spokój...tak można było określić postawę rodziców. To wielka łaska mieć swojego Świętego w niebie. My też mamy cały zastęp. Ale czasem po ludzku żal mi... że nie usłyszę ich głosów i nie poczuję ich zapachu. Dopiero tam... może dlatego łatwiej będzie nam przejść przez tę bramę bo taki orszak na nas już czeka.

poniedziałek, 26 lutego 2018

Czas płynie a raczej pędzi ...

jak narciarz na Slalomie gigancie.
I autentycznie człowiek robi takie uniki, skręty a kibice obok, pachołki czy drzewa migają w zawrotnym tempie.
Jak na karuzeli.
Tyle się dzieje wokół.
Dzieci rosną szybko (we  śnie i nie tylko)
Zaczynają pyskować, kłócić się, podnosić głos na siebie, na nas... nastoletni czas rozpocząć.
Jak my to przeżyjemy? Pytam się siebie, Michała, znajomych.
Ale wtedy równie szybko przypomina mi się czas kiedy Marcysia płakała w niebogłosy a my próbowaliśmy ją uspokoić chodząc rytmiczne po dziesiątki kilometrów, dziesiątki godzin wzdłuż pokoju....Wszystko mija. Wszystko przemija.
Ból, radość, smutek, płacz... wszystko i wszyscy.
My dalej tworzymy siebie, dom, rodzinę poprzez ta zwykłą niezwykłą codzienność. Poprzez ścielenie łóżek, gotowanie obiadu, zakupy, pranie, czytanie bajek, odprowadzanie, przyprowadzanie, prace na konkurs, święta, kolejne urodziny... pocztówki, kartki, świeczki czy kwiaty.

Wszystko mija i przemija.

Taki nastrój.
Ktoś znów mnie zmartwił, ktoś w ciąży, ktoś umarł, ktoś zachorował... ktoś się nie urodzi. Zwykła niezwykła codzienność.

W weekend jedziemy na drugie skrutynium. Nie tak dawno zaczynaliśmy Drogą z małym Stasiem i z niedużymi dziećmi - Marcysią i Jasiem.
A teraz... zostawiamy z opiekunką dzieci :D już nawet spore.
Z jednej strony żal, z drugiej... wszystko przybiera innych barw.

Przede mną też nowe perspektywy.
Robię specjalizację z opieki paliatywnej. W czwartek jadę na rozmowę o pracę do Hospicjum.
Nic nie wiem. Niczego nie rozumiem.
Z jednej strony chcę a z innej się boję.
I też nie potrafię odczytać co PAN BÓG chce ode mnie.
Dlatego też jutro z rana otwieram nową kartę mojego życia - o ile będzie mi dane i czekam żyjąc nadal moją świętą codziennością.

środa, 3 stycznia 2018

Nowy Rok czyli mamy 2018

Mamy już 2018. Niedawno pamiętam skok z 1999 do 2000 i wtedy wydawał mi się 2000 rok jakimś kosmosem, niemożliwością a tu już prawie 20 lat po 2000 ... czas szybko mija. Czasem mam wrażenie, że zbyt szybko.
Sylwester spędziliśmy dość leniwie jedząc pizzę, słodkości i oglądając tv lub grając w Uno czy Duble
Wesoło dotrwaliśmy do 24 i pożegnaliśmy stary rok witając nowy.
Nowy ciągle nieznany, nowiuśki jak kalendarz otrzymany na gwiazdkę ale powoli się zapełnia wpisami.
Laryngolog, ortodonta... wyjazd, przyjazd.
U laryngologa wczoraj potwierdziły się nasze przypuszczenia, że Staś znów nie słyszy. Leczenie, krople. sterydy. I tak przez miesiąc. No cóż. Zobaczymy jak dalej. Nie słyszy dość mocno.
Ja nadal czekam na telefon z hospicjum i trochę tracę nadzieję.
W maju szykuje się nam wyjazd. Czy pojedziemy tego nie wiemy.
Michał od stycznia oficjalnie w nowej pracy.
Sprzedajemy nasze fajne auto.
Jaś od września nie wiem czy nie przejdzie do Edukacji Domowej.
I tyle ciągle pytań, dylematów. Sprzedać działkę? Mieszkanie? Wyprowadzić się? Gdzie?
Czy nam się chce?
Antoś już niedługo kończy pięć lat. Duże mi się dzieci porobiły. Bardzo duże. Może nie więcej problemów ale są one inne. Nastolatka w domu.... ooooo ... to temat rzeka :)
Zdrowotnie czuję się lepiej. Dokucza mi od czasu do czasu najprawdopodobniej kamica żółciowa (diagnoza własna) bo jeszcze nie doszłam na usg. Ale rzeczywiście zdecydowanie lepiej się czuję niż rok temu o tej porze czy nawet pół roku temu.
A w ty roku prawie jubileusz :) 45 lat w maju.... M się śmieje, że nie długo będzie mi bliżej 50tki niż 40 tki... Ja???? Mam tyle lat???!!!!




































Czas płynie ... pędzi jak pociąg włoski

  Nie dawno pisałam notatkę o tym, że za chwilę urlop. I rzeczywiście pamiętam tę chwilę. Jakby wczoraj... Siedzę w kawiarni i chłonę ciszę....