piątek, 29 lipca 2016

Dzieje się dużo a nawet więcej

W dniu przyjazdu pielgrzymów z Francji odwiedziła nas bardzo miła i sympatyczna pani Redaktor z Warszawy :)

i tak oto powstała ta audycja

Taka sobie Audycja

Wyjechali nasi Goście



Było pięknie... jeszcze zbieramy okruchy wspomnień ale jedno jest pewne. BYŁO i JEST pięknie. Doświadczyliśmy jedności jaka wyjątkowo się zdarza między osobami, które widzi się pierwszy raz w życiu. Jak to powiedział nasz Przyjaciel z Francji - jakbyśmy się znali od zawsze.
Merci beaucoup... za wszystko. Za to, że mogliśmy przyjąć pod swój dach. Za to, że mogliśmy razem cieszyć się rozmową i posiłkiem przy wspólnym stole. Za to, że wspólna modlitwa zbliżała nasze serca i dusze. Za wspólne Eucharystie. Za to, że więcej dostaliśmy niż daliśmy. Za trudy i za więcej radości niż mogliśmy sobie wyobrazić. Z te smsy, które teraz przychodzą i są obrazem, że ktoś pamięta, modli się za nas, nosi nas w swoim sercu.
Doświadczyliśmy różnorodności kultur, zwyczajów, gustów, zachowania, języków ale łączyło nas coś więcej. Łączyła nas miłość do Tego, który nas stworzył i powołał i który chciał abyśmy się razem spotkali.
Merci beaucoup...






środa, 20 lipca 2016

Godzina zero

Szybka notatka :)
Godzina zero już blisko.
Zgłosiliśmy się aby przyjąć pielgrzymów. Za chwilę dosłownie Michał ich przyprowadzi i będziemy się gościć, szukać słów w słowniku, przepraszać, śmiać się i stresować. Języka francuskiego nie umiemy w ogóle. Angielski jakiś łamany (niestety na maturze wypadłam słabo i to bardzo skutecznie zniechęciło mnie do dalszych prób poznawania języków).
Krótko mówiąc mam stresa. A jakże!
Pokój sprzątnięty ale tyle niedociągnięć jest, że przez to spać nie mogłam. Ciasto jest, sprzątnięte jest, pizza przyszykowana, lodówka pełna.

Pielgrzymi jak Trzej Goście w czasie spotkania z Abrahamem. Bóg sam przychodzi do domu i zmienia nas. Nasze serca. Dlatego warto gościć, ugaszczać. Dzielić się chlebem, tym co mamy i tego czego nam brak. W zeszłym roku doświadczyliśmy takiego goszczenia. Przyjęliśmy na wakacje wdowę z piątką dzieci. Mimo trudnej naszej sytuacji materialnej nasza lodówka była ciągle pełna. Doświadczaliśmy wielkiego błogosławieństwa. Bóg przychodził do nas i poprzez Gości nam pobłogosławił. Ubogacił nas nie tylko finansowo.
To jest sens tego goszczenia. Trochę umierania dla siebie, dzielenia się pokojem, kuchnią i łazienką. Taki czas... czas błogosławieństwa.

Błogosławieni.... miłosierni albowiem oni miłosierdzia dostąpią.

środa, 13 lipca 2016

Płyniemy po morzach naszych wakacyjnych dni

Leżąc w wannie (rano o godzinie 6.00 bo jest to czas kiedy nikt nie będzie mi stukał i zaglądał do łazienki - w każdym bądź razie jest taka szansa) zastanawiałam się, czym dla mnie są wakacje.
Przede wszystkim NIC NIE MUSZĘ
Oczywiście czasem coś muszę ale mogę rano wstać i zastanowić się: Co dzisiaj zrobię, zrobimy?
Taki spokój. Posiedzę dłużej, nic się nie stanie. Dzieci pójdą spać po 22 - nic się nie stanie. Nie gonię z obiadem, kolacją, odwożeniem czy przywożeniem.
Nic nie muszę.

Pojechałam dzisiaj do znajomej odebrać nieużywane już przez jej dzieci książki. I przypomniało mi się dzieciństwo. Timur i jego drużyna, Tomek na Czarnym Lądzie, wierszyki... Stare książki ale w takiej szacie jak pamiętam sprzed 35 lat. Wspomnienia .. tak jak zapomniany zapach, jakiś dźwięk, obraz.
Ale życie płynie dalej. Nie zatrzymuje się. W przeciwieństwie do nas, gdzie na siłę chcemy powstrzymać upływ czasu.

Wakacje to dobry czas dla mnie. Teraz odpoczywam i zbieram siły.

poniedziałek, 4 lipca 2016

Znów wyjazd

Tym razem ponad 850 km  w obie strony.
Pojechaliśmy do Gołdapi. W zasadzie nawet za... do Galwiecie. Środek lasu, Puszcza Romicka. Niedaleko Stańczyki. Na jedną noc ale warto było.
Pogoda w połowie dopisała bo w niedzielę padało ale grunt to mieć dobre nastroje i cieszyć się z tego co jest.
BYŁO cudownie. Przede wszystkim to inny świat. Nie za dużo ludzi. Drogi puste. Zdarzało się, że jechaliśmy całe kilometry a nikt nas nie wyprzedzał ani nie mijał.
W sobotę wieczorem podjechaliśmy nad pobliskie jeziorko - dzieci miały frajdę bo siedziały w ciepłej wodzie dwie godziny. Spokój i wytchnienie.
W niedzielę zwiedziliśmy Stańczyki. Byliśmy tam 11 lat temu. Nieco się zmieniło - komercja czyli pobór biletów i "na czym to nie można zarobić" ale ogólnie czas się zatrzymał. Trochę może bardziej zarośnięte niż 11 lat temu, w czasie podróży poślubnej.
Tak mnie wzięły wspomnienia, że wtedy jadąc tam nie wiedzieliśmy, że przyjedziemy znów z takim dorobkiem dzieci :)
Wracaliśmy nieuczęszczanymi drogami, całkiem górą Polski, blisko granicy rosyjskiej. Pięknie... cicho i pusto. Urokliwa ta Polska. A bociany? Mnóstwo. W jednej wiosce przy drodze widzieliśmy cztery gniazda na słupach. :)
Nazwy miejscowości nie raz wywoływały uśmiech albo i rechot z tyłu samochodu... Suczki, Wróbel (akurat w niej widzieliśmy mnóstwo bocianów), Różaniec... :)))

Cudna ta Polska. Już planujemy następny wyjazd. A na razie od początku wakacji zrobiliśmy 1600 km.









Czas płynie ... pędzi jak pociąg włoski

  Nie dawno pisałam notatkę o tym, że za chwilę urlop. I rzeczywiście pamiętam tę chwilę. Jakby wczoraj... Siedzę w kawiarni i chłonę ciszę....