poniedziałek, 26 lutego 2018

Czas płynie a raczej pędzi ...

jak narciarz na Slalomie gigancie.
I autentycznie człowiek robi takie uniki, skręty a kibice obok, pachołki czy drzewa migają w zawrotnym tempie.
Jak na karuzeli.
Tyle się dzieje wokół.
Dzieci rosną szybko (we  śnie i nie tylko)
Zaczynają pyskować, kłócić się, podnosić głos na siebie, na nas... nastoletni czas rozpocząć.
Jak my to przeżyjemy? Pytam się siebie, Michała, znajomych.
Ale wtedy równie szybko przypomina mi się czas kiedy Marcysia płakała w niebogłosy a my próbowaliśmy ją uspokoić chodząc rytmiczne po dziesiątki kilometrów, dziesiątki godzin wzdłuż pokoju....Wszystko mija. Wszystko przemija.
Ból, radość, smutek, płacz... wszystko i wszyscy.
My dalej tworzymy siebie, dom, rodzinę poprzez ta zwykłą niezwykłą codzienność. Poprzez ścielenie łóżek, gotowanie obiadu, zakupy, pranie, czytanie bajek, odprowadzanie, przyprowadzanie, prace na konkurs, święta, kolejne urodziny... pocztówki, kartki, świeczki czy kwiaty.

Wszystko mija i przemija.

Taki nastrój.
Ktoś znów mnie zmartwił, ktoś w ciąży, ktoś umarł, ktoś zachorował... ktoś się nie urodzi. Zwykła niezwykła codzienność.

W weekend jedziemy na drugie skrutynium. Nie tak dawno zaczynaliśmy Drogą z małym Stasiem i z niedużymi dziećmi - Marcysią i Jasiem.
A teraz... zostawiamy z opiekunką dzieci :D już nawet spore.
Z jednej strony żal, z drugiej... wszystko przybiera innych barw.

Przede mną też nowe perspektywy.
Robię specjalizację z opieki paliatywnej. W czwartek jadę na rozmowę o pracę do Hospicjum.
Nic nie wiem. Niczego nie rozumiem.
Z jednej strony chcę a z innej się boję.
I też nie potrafię odczytać co PAN BÓG chce ode mnie.
Dlatego też jutro z rana otwieram nową kartę mojego życia - o ile będzie mi dane i czekam żyjąc nadal moją świętą codziennością.

Czas płynie ... pędzi jak pociąg włoski

  Nie dawno pisałam notatkę o tym, że za chwilę urlop. I rzeczywiście pamiętam tę chwilę. Jakby wczoraj... Siedzę w kawiarni i chłonę ciszę....