wtorek, 10 kwietnia 2012

Przejście Pana

a u nas na nowo choroby. Tylko ja co prawda ale za to na całego. Czuję się fatalnie co najbardziej odbija się na dzieciach :( niestety. W nocy Marcysia też marudzi a bo katar a bo cos innego a ja zmęczona, niewysapna, kaszląca i bez głosu mam MEGA doła. Chorba mnie wykańcza. I brak czasu.
Wczoraj mały spacerek z dziećmi nad morze (mimo, że jednak wolałam zostać w domu) dobił mnie. Dzieci jednak zadowolone. Porzucały sobie kamykami w morze :) Staś się przewitrzył ale za to na wieczornej mszy totalnie zwariował i M. musiał wyjść z kościoła. Otóż Staś odkrył, że na nogach można szybko uciekać i jest to fajna zabawa, szczególnie jak Mama z Tatą robią przy tym przerażone miny bo Staś oddala się w kierunku sobie wiadomym z szybkością błyskawicy.
No i w kościele można głośno krzyczeć. MASAKRA! Bogu dzięki, że jesteśmy we wspólnocie i co tydzień nie przeżywam takich horrorów. Tam nikogo nie stresują dzieci. A i jakoś spokojniej jest :) Mniejsza przestrzeń.

W związku z byciem we wspólnocie wczoraj uslyszałam od własnych dzieci.
- Idziecie do kościoła? czy na Eucharystię :)))?
- Do kościoła na mszę.
- A.... to my nie chcemy iść
(Wcale się nie dziwię. My też z poczucia obowiązku poszliśmy. I co tu mamy począć? Mimo, że trwa to krócej - jest bardzo przezroczyście. Nie ma więzi i co tu dużo mówić nie czuję się związana wspólnotowo z osobą, która stoi koło mnie.) Mimo, że na wspólnotę trudniej się nam wybrać (trójka dzieci, picie, pieluchy, pismo, gitara, i inne) to jakoś idziemy z chęcią.

Graliśmy wczoraj w żółwie z dziećmi. W czasie nieobecności taty (rower.... Boże miej cieprliwość!!!) i po prostu gra z Jankiem to zawsze jakaś komedia :) Co z niego wyrośnie?!!!
A Marcysia? :) wygrała dwa razy pod rząd i za trzecim razem tak kombinowała ABY nie wygrać :)

I tak sobie  popisałam. O nocnikowaniu nic już nie napiszę bo widzę, że wywołuje to sporo emocji :) - w sumie nie wiem dlaczego. Przecież to moje poglądy i moje dziecko? :)

3 komentarze:

  1. agus, ja tez mam za soba doswiadczenie wspólnoty ( odnowa) i wspólnotowych, bardzo przyjemnych i pasujacych mi ciepełkiem emocjonalnym Eucharystii. ale zebyscie sie nie zagalopowali, nie odcieli od reszty Koscioła, nie dali wpuscic w maliny, bo tam chłodno, anonimowo, byle jak, bo nie czuje tego czy owego itd.
    mnie juz by sie czerwona lampka w głowie zapaliła, po takim oswiadczeniu dzieci. sekty nazywaja sie sektami, bo 'secare' - odcinaja. dlatego niektórzy tak mówia o neo - niestety zdarza sie neonom odcinac od reszty. trzeba byc czujnym. bardzo. bądź czujna Aguś. RUt

    OdpowiedzUsuń
  2. Rut kochana :) ja wiem CZEMU dzieci tak powiedziały ... W kościele nudzi im sie jak mops. Nikt się nimi nie zajmuje. Mimo mszy dla dzieci i szopek przed ołtarzem. Z nimi nikt na powaznie nie rozmawia. A we wspólnocie - mimo, że dłużej czuja się inaczej.
    To nie moje pierwsze doświadczenie wspólnoty. Niestety - albo stety. Po doświadczeniue odnowowo - ewangelizacyjno - jakimś jescze (na pewno wiele działactwa) teraz czuję spokój i brak jakiego kolwiek przymusu. I brak ciepełka :) i głaskania po głowie. I z tym mi dobrze. Ja bardziej widzę zagrożenie w duchaczach - bo może nie odgradzają się od reszty (choć już też słyszałam rózne komentarze) to na pewno daleko im od stąpania twardego po ziemi. A tego w dośiwadczeniu choroby Marcysi mi brakowało. Wtedy to usłyszałam od życzliwych mi duchaczy, że to moja wina, że dziecko chore bo za malo wierzę w cud. Super... jakoś mi wtedy z radością paschalną i alleluja byle do przodu przeszło. Jakoś inaczej postrzegam to... i widząc po doświadczeniach osób w neo - jakoś ta droga do mnnie przemawia. Amen No i na ostatek :) Papież to w pełni zaaprobował więc chyba na manowce Droga nie prowadzi

    OdpowiedzUsuń
  3. Mnie też się wydaje, że dobrze znaleźć po prostu swoje miejsce w kościele. Przecież bycie we wspólnocie nie wyklucza normalnego życia i bycia z ludźmi innymi w tym życiu. A modlić się mi osobiście też łatwiej jak obok stoją ludzie, którzy się do mnie życzliwie uśmiechają, a nie patrzą ze zgrozą co moje najmłodsze w kościele wyprawia... chodzimy więc do kościoła trochę dalej, ale za to tam gdzie i ksiądz i wierni aprobują małolaty ( u nas w parafii teoretycznie też nikt nic nie mówi, ale za to wszystko jest "z górnej półki" i "bez kiczu" i dla duchowo bardziej intelektualistów jak mawia nasz proboszcz- dla dzieci ciężkie do strawienia :(. Pozdrawiam i po cichu proszę tez o modlitwę w intencji mojej rodziny we wspólnocie, szczególnie o nawrócenie mojego męża. z góry dziękuję i pozdrawiam jeszcze w Wielkanocnym duchu.

    OdpowiedzUsuń

Czas płynie ... pędzi jak pociąg włoski

  Nie dawno pisałam notatkę o tym, że za chwilę urlop. I rzeczywiście pamiętam tę chwilę. Jakby wczoraj... Siedzę w kawiarni i chłonę ciszę....