poniedziałek, 16 kwietnia 2012

Niedzielne spacerki i poniedziałkowe pobudki

Było dobrze wczoraj. M. miał focha co prawda po 15 minutach spaceru z dziećmi na rowerach. On przyszedł wkurzony a dzieci z płaczem. Jaś rozpaczał okropnie (choć skubany to on rozłościł rodziciela) a ja Matka Pocieszycielka próbowałam połatać to co trójka (z jednym dorosłym dzieciem) dzieci porozwalała. Matka dała obiad, przytuliła, zaproponowała spacer i kawę (dla dużego dziecia) i jakoś rozeszły się chmury. Za to chmury na niebie się zasunęły i rozpadał się deszcz. Ale dzięki Bogu mamy auto więc dzieci do auta, zasnęły niebawem a my - Gdynia - Rewa - Rewa - Gdynia i na spacer. Po drodze kawa w McDonaldzie - swoją drogą boska!!!
Wieczorem dzieci wysapne i szczęśliwe - goniliśmy łabędzie a raczej one nas goniły - najedzone - tosty nie miały ochoty iść spać a pozostawione pod opieką już szczęśliwego Taty rozbawione bawiły się telefonem!!! Ktoś próbował się do nas dodzwonić a one odbierały słuchawkę mówiły hallo i ze śmiechem się rozłączały. Do tego dochodzi to , że telefon jest zepsuty i wypada słuchawka :))) A wszystkiemu towarzyszył TATO!!! Ja usypiałam Stasia. Potem oczywiście przyszłam - odebrałam ten nieszczęsny telefon - okazało się, że to kolega M. i poszłam usypiać dzieci i sama zasnęłam (M. obrażony)

I tak zakończyła się niedziela. A co ja miałam robić w niedzielę??? PISAĆ pracę!!!! To sobie popisałam
A dzisiaj z rana znów ze zdziwieniem stwierdziłam, że jest poenidziałek. Na razie Staś śpi. Więc siadam i piszę. Bo nigdy nie wiadomo ILE czasu mi pozostało :)))

1 komentarz:

Czas płynie ... pędzi jak pociąg włoski

  Nie dawno pisałam notatkę o tym, że za chwilę urlop. I rzeczywiście pamiętam tę chwilę. Jakby wczoraj... Siedzę w kawiarni i chłonę ciszę....