piątek, 30 stycznia 2015

List

sprzątnęłam dzisiaj choinkę, wiszące ozdoby... lampki. Takie tam - zamiatanie po świętach. Smutne ale konieczne. No i oczywiście nie obyło się bez wypadków. Wypadek był jeden ale nie tragiczny. Wypadło mi z rąk wielkie (naprawdę wielkie) pudło z ozdobami i bombkami. Nie zbiła się żadna ale sprzątanie miałam od początku...jak już wlazłam na stołek to i szafę z góry przetarłam i zaciekawił mnie karton... nie duży ale ciążki. Nie pamiętam choć podejrzewałam, że są tam listy... ale aby tak posegregowane/?! powiązane wstążeczkami? Naprawdę nie pamiętam niektórych moich poczynań - może i dobrze, że blog piszę?
I pierwszy list, na który mój wzrok padł i który był TYM listem to list z 1987 roku ... od moich rodziców do mnie kiedy byłam na wakacjach. Cudowny! warto dla takich chwil chować te sentymentalne koperty... nie każdy ma takie listy ;)

A co u nas?
Zaczęliśmy ferie... nawet nieco szybciej bo dzieci się nam tydzień temu pochorowały. Chyba obyło się i obędzie bez antybiotyku ale długo to trwało. Dobre prawie dwa tygodnie kiedy cała czwórka zakończyła chorowanie.
Jutro jedziemy na Bal... królewiczó i księżniczek - korony schną a ciuszki czekają na ranne prasowanie. Nie chce mi się jechać... o mamo...
W poniedziałek zaczynamy znów basen. Nie wiem jak to w praktyce wyjdzie bo auto nam się psuje a dzieci tym razem na basen mam czwórkę plus dwójka nie basenowych.

I tak sobie żyjemy ... trochę jak żona marynarza - trochę nie - w poniedziałek Michał wraca.
Nie mam czasu aby usiąść i napisać notatkę a potem jak po dł€ższym czasie siadam to nie wiem co pisać. Ogarnia mnie niemoc twócza a raczej beztwócza :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Czas płynie ... pędzi jak pociąg włoski

  Nie dawno pisałam notatkę o tym, że za chwilę urlop. I rzeczywiście pamiętam tę chwilę. Jakby wczoraj... Siedzę w kawiarni i chłonę ciszę....