środa, 13 grudnia 2017

Taka sobie codzienność

Chyba już kiedyś o tym było. Ale co mi tam. Było nie było. Dzisiaj jest dzisiaj.
Odwołałam ortodontę. Nie miałam sił męczyć się z budzeniem dzieci aby na 8.00 być w Gdańsku.
Jestem mega przeziębiona, mimo nowej pięknej i cieplutkiej kurtki dopadł mnie wirus. Paskudny. Katarzący i z bólem głowy.
Dałam radę jakoś funkcjonować do poniedziałku. Ale od wczoraj jest fizyczny zjazd.
Muszę odpuścić. A gdzie prezenty? Zakupy żywnościowe? Pieczenie? Gotowanie?
Jedno okno kuchenne mam czyste. A reszta to nie wiem czy tym razem dostąpi zaszczytu umycia.

Więc moja codzienność. To ścielenie, sprzątanie, wożenie, zakupy, obiady, gotowanie, pranie i znów ścielenie tylko do spania. W kółko i w kółko. Czasem jakiś koncert, egzamin, piski i wrzaski. Takie coś... ciągle od nowa. Czasem ma się dość ale częściej pragnę tego bardziej niż czegokolwiek

1 komentarz:

Czas płynie ... pędzi jak pociąg włoski

  Nie dawno pisałam notatkę o tym, że za chwilę urlop. I rzeczywiście pamiętam tę chwilę. Jakby wczoraj... Siedzę w kawiarni i chłonę ciszę....