poniedziałek, 16 lutego 2015

I tak źle i tak niedobrze

Ferie przeminęły ... i to tak szybko, że tylko żal mi pozostał :(
Żal, że tak szybko minęły. Że tak mało z dziećmi porobiłam... że tak jakoś czas przecieka przez palce i mam w tym swój udział. Żal ... po prostu żal.
W między czasie sprzedaliśmy opla... aby po kilku dniach znów kupić ... opla. Nie różnią się wcale... prawie :) Obecnie jednak powróciliśmy do silnika bendzynowego :))) Olejowi mówimy stanowcze NIE.
Jeździ nam się dobrze... na razie. Zobaczymy jak dalej...

Michał zszedł ze statku. Posiedział dwa tygodnie z przerwą w domu... podenerwował się na nas. Na bałagan. Na ciuchy... na noże nie tak włożone do zmywarki. A to bardziej ja się zdenerwowałam bo ja nie cierpię jak ktoś mi ustawia program dnia włącznie z kierunkiem wkładania noży do zmywarki. Ale nawracać się muszę i mam takiego Męża jakiego mam - czyli jaki jest najlepszy dla mnie ... oj a ciężko było ale i też fajnie.
Wczoraj wybraliśmy się do Karwi na puszczanie latawca. Powiem krótko - nie jest to łatwa sztuka. Umiejętność owa nie przychodzi gładko i miło. A czwórka dzieci biegających w czterech kierunkach na plaży na pewno nie ułatwia tego. Do tego te sznureczki, które się plączą ... i :) latawiec, który oszalał. Ale nie zrażamy się i czekamy lepszej aury. Cieplejszej...

W środę zaczynamy Wielki Post. Dla nas to szczególny czas bo Jaś i Marcysia w Wielki Czwartek przystąpią do Pierwszej Komunii. Tak więc... spowiedź święta... przygotowania. Rozmowy... i ciągłe pytania.
Uciekliśmy przed systemem (jak to wczoraj określił nasz znajomy ksiądz) i nasze dzieci nie żyją prezentami pierwszokomunijnymi... Ba! nawet Marcysia zapytała zdziwiona czy prezenty muszą dzieci dostawać? Moja dość niepewna odpowiedź dała początek lawinie następnych pytań...ale dlaczego Mamuś mamy dostawać prezenty? No w sumie racja. Przychodzi do ich serca Ktoś najważniejszy - więc...osłodźmy tę chwilę jakimś gadżetem.
Nie jesteśmy przeciwni w sumie prezentom ale niech to będą rzeczy skromne i małe.

Tak więc wszystko przed nami. A i dużo pracy bo jednak nie damy rady zrobić obiadu w restauracji :( a szkoda...

Z perełek z przygotowań i rozmowy nad Dziesięcioma Przykazaniami ...
Marcelina - wymienia 10 przykazań ... nie cuduj (tzn nie cudzołóż)...
Jasio ją poprawia - nie nie cuduj a nie cudzuż

I nie podążaj (a nie nie pożądaj)...

:)))))

No to nie podążajcie i nie cudujcie kochani...



1 komentarz:

  1. Też jestem za symbolicznymi prezentami komunijnymi, żeby nie przesłaniały tego co (a raczej KTO) najważniejsze.
    A co do obiadu w restauracji - my na wszystkie chrzciny, roczki i inne takie zamawiamy sobie tylko gdzieś cateringowe "koryta mięsne". Do tego sami jakąś zupę krem z grzankami (bo można wszystko wcześniej przygotować), surówki, sałatki i ziemniaki, frytki, kluski - to już różnie. Jest domowo, dzieci swobodne i jakoś tak milej :)

    OdpowiedzUsuń

Czas płynie ... pędzi jak pociąg włoski

  Nie dawno pisałam notatkę o tym, że za chwilę urlop. I rzeczywiście pamiętam tę chwilę. Jakby wczoraj... Siedzę w kawiarni i chłonę ciszę....