Pierniczki, kawusia i w miarę cisza. Dzieci cicho (a rzadko
się im to zdarza)się bawią klockami (domek Hello Kitty - prezent po prostu
szał). A ja sobie siedzę i nawet nie mam pomysłu na notkę. No bo co pisać? że po
świętach? Że jedzenia choć z dystansem to i tak za dużo? Że Mikołaj był i też
nie ma co narzekać? Że ograłam męża w Scrabelki? Że czasem przy stole nie ma o
czym rozmawiać i rozmowy kończą się narzekaniem i ogólnie Małym Poradnikiem
Lekarskim czyli jak to Polak radzi sobie z chorobami? Że Staś marudzi okropnie i
nie jestem w stanie NIC zrobić. Nie wspominam już o pisaniu pracy bo
teoretycznie nastawiłam się na obronę w czerwcu :( bo nie dam rady napisać i
nauczyć się na dyplom na 13 lutego. Ogólnie święta udane... ciche i spokojne w
domu. Bez mnogości gości. Ale jakoś tak smutniej mi... jakoś.
Dziś z kolei telefon, że ze wspólnoty ktoś poważnie chory w
szpitalu.
Dzieci mi masakrycznie zasypiają - szczytem było zaśnięcia
Jasia przedwczoraj o 23.30!!! To się nie zdarzało! Dzieci spały o 20 - 21!!!
Tak więc po świątecznie u nas tak sobie. Bez śniegu i bez
humoru. Nie zadowolę notką Hani bo wcale nie jest śmiesznie. Nawet teksty Dzieci
mi się nie przypominają. Może po kawie jakoś inaczej spojrzę na świat. W końcu
Bóg się narodził... !
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz