wtorek, 27 grudnia 2011

Takie dywagacje poświateczne


Pierniczki, kawusia i w miarę cisza. Dzieci cicho (a rzadko się im to zdarza)się bawią klockami (domek Hello Kitty - prezent po prostu szał). A ja sobie siedzę i nawet nie mam pomysłu na notkę. No bo co pisać? że po świętach? Że jedzenia choć z dystansem to i tak za dużo? Że Mikołaj był i też nie ma co narzekać? Że ograłam męża w Scrabelki? Że czasem przy stole nie ma o czym rozmawiać i rozmowy kończą się narzekaniem i ogólnie Małym Poradnikiem Lekarskim czyli jak to Polak radzi sobie z chorobami? Że Staś marudzi okropnie i nie jestem w stanie NIC zrobić. Nie wspominam już o pisaniu pracy bo teoretycznie nastawiłam się na obronę w czerwcu :( bo nie dam rady napisać i nauczyć się na dyplom na 13 lutego. Ogólnie święta udane... ciche i spokojne w domu. Bez mnogości gości. Ale jakoś tak smutniej mi... jakoś.
Dziś z kolei telefon, że ze wspólnoty ktoś poważnie chory w szpitalu.
Dzieci mi masakrycznie zasypiają - szczytem było zaśnięcia Jasia przedwczoraj o 23.30!!! To się nie zdarzało! Dzieci spały o 20 - 21!!!
Tak więc po świątecznie u nas tak sobie. Bez śniegu i bez humoru. Nie zadowolę notką Hani bo wcale nie jest śmiesznie. Nawet teksty Dzieci mi się nie przypominają. Może po kawie jakoś inaczej spojrzę na świat. W końcu Bóg się narodził... !

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Czas płynie ... pędzi jak pociąg włoski

  Nie dawno pisałam notatkę o tym, że za chwilę urlop. I rzeczywiście pamiętam tę chwilę. Jakby wczoraj... Siedzę w kawiarni i chłonę ciszę....