Jest lepiej
Jeste zdecydowanie lepiej.
bolą co prawda zatoki dość mocno ale już jestem chyba na prostej ku wyzdrowieniu.
Uf... chorowanie to nie jest mocna strona.
A poza tym?
Napawam się takim wspaniałym uczuciem, że nic nie muszę. Nie muszę rano wstawać na godzinę i szykować do szkoły Marcysi czy do Klubu Janka.
Mogę zrobić dzieciom ciastolinę, poczytać książki, pobawić się z nimi, wyjść o 19.00 na rolki.
Super uczucie...
Oprócz tego jeszcze dotyka mnie coraz bardziej jakie to szczęście, że jestem w domu. Że zajmuję się nimi w domu, że są dopilnowane, że nie mają problemów w szkole... że MAM dla nich czas. Choć często gonię w piętkę ale MAM dla nich czas. WŁAŚNIE... co prawda jak muszę robić obiad czy prasować (to moja praca) to żal trochę, że w tym czasie czegoś nie mogę. Ale przecież oni się świetnie sami też bawią. Tylko pytanie dlaczego właśnie wtedy MUSZĄ coś chcieć :)
Naprawdę wygrałam tzw milion szczęścia, że bez jakiś większych wyrzeczeń mogę być w domu. Nie gonimy za pieniądzem, nie mamy świra dotyczącego ksztłcenia siebie ani zaspakajania własnych ambicji. No ok - bezambicyjni jesteśmy. Bez parcia na robienie kariery. Ale jacy szczęśliwi!
A w weekendy z radością razem możemy gdzieś pojechać.
Docenić to warto...
W piątek mama trójki chłopców z zaprzyjaźnionej wspólnoty wracała po zakończeniu roku szkolengo do domu. Miała wypadek samochodowy. Dachowała... Najstarszy syn nie przeżył. Dwoje młodszych leży w szpitalu w ciężkim stanie. Ona też ... połamana.
Chwila a wszystko się zmienia...
Perspektywa, piorytety...
Kariera, pieniądze, stanowisko czy dobre wykształcenie... co jest to warte?
Nic...
bolą co prawda zatoki dość mocno ale już jestem chyba na prostej ku wyzdrowieniu.
Uf... chorowanie to nie jest mocna strona.
A poza tym?
Napawam się takim wspaniałym uczuciem, że nic nie muszę. Nie muszę rano wstawać na godzinę i szykować do szkoły Marcysi czy do Klubu Janka.
Mogę zrobić dzieciom ciastolinę, poczytać książki, pobawić się z nimi, wyjść o 19.00 na rolki.
Super uczucie...
Oprócz tego jeszcze dotyka mnie coraz bardziej jakie to szczęście, że jestem w domu. Że zajmuję się nimi w domu, że są dopilnowane, że nie mają problemów w szkole... że MAM dla nich czas. Choć często gonię w piętkę ale MAM dla nich czas. WŁAŚNIE... co prawda jak muszę robić obiad czy prasować (to moja praca) to żal trochę, że w tym czasie czegoś nie mogę. Ale przecież oni się świetnie sami też bawią. Tylko pytanie dlaczego właśnie wtedy MUSZĄ coś chcieć :)
Naprawdę wygrałam tzw milion szczęścia, że bez jakiś większych wyrzeczeń mogę być w domu. Nie gonimy za pieniądzem, nie mamy świra dotyczącego ksztłcenia siebie ani zaspakajania własnych ambicji. No ok - bezambicyjni jesteśmy. Bez parcia na robienie kariery. Ale jacy szczęśliwi!
A w weekendy z radością razem możemy gdzieś pojechać.
Docenić to warto...
W piątek mama trójki chłopców z zaprzyjaźnionej wspólnoty wracała po zakończeniu roku szkolengo do domu. Miała wypadek samochodowy. Dachowała... Najstarszy syn nie przeżył. Dwoje młodszych leży w szpitalu w ciężkim stanie. Ona też ... połamana.
Chwila a wszystko się zmienia...
Perspektywa, piorytety...
Kariera, pieniądze, stanowisko czy dobre wykształcenie... co jest to warte?
Nic...

Końcówka mnie dobiła, wszystko czego się boję... Mnie to by mogło całą połamać, byleby dzieciom się nic nie stało... :(
OdpowiedzUsuńJa nie w temat zupełnie, ale... znalazłam przypadkiem i pomyślałam o Tobie.;) (o Was:)) Może już gdzieś na to trafiłaś. Jeśli nie i jeśli mielibyście ochotę na darmową rodzinną sesję w weekend, to proszę:
OdpowiedzUsuńhttps://www.facebook.com/magdalena.sulwinska.fotografia
http://magdalenasulwinska.blogspot.com/
:)
pozdrawiam i życzę powrotu do zdrówka:)