Wczoraj zaszalałam. Wyprałam, powiesiłam firanki, ugotowałam bigos, zrobiłam smalec, pierogi ruskie, sos pieczarkowy... nie mogłam usiedziec w miejscu bo ciagle mi się ryczeć chciało. Jeszcze mama mnie dobiła - jak zwykle (szkoda, że nie jest mi nigdy wsparciem) i dla M. wczoraj zamierzała robić ulubioną zupę jabłkową. No normalnie padłam...Co tam córka, zięciunia trzeba dopieścić a córce lekko dopiec... Na szczęście zupy nie zrobiła.
W każdym bądź razie M. przyszedł, pierogi zjadł i... przeprosił. No nic - to pierogi jakies magiczne sa :)
Dziś Eucharystia może do tego czasu się nie pokłócimy.
Za oknem kaszana się porobiła. Deszcz, wiatr i zimno. Jesień, nie ma na to rady :)
zupę jabłkową fuj tylko raz jadłam. Czy tez usiłowałam zjeść, ale mi wracała:)może ta wasza lepsza, bo po tej mnie zaserwowanej pływały wieprzowe skwarki:( A pierogi ruskie rozmiękczą nawet przydrożny kamień, co dopiero serce meża:)
OdpowiedzUsuńdo_ro/ A u mnie w Oławie dziś fajna pogoda, tylko ten wiatr okropny, ale generalnie świeci słońce i ciepło.
OdpowiedzUsuńOj skąd ja to znam stawanie własnej mamy za mężem (w sensie zięciem)...
Oj to dobrze, ze macie sie pogodzone :) bo tak w zliosci to czlowiekowi tylko sie ryczec chce, a juz kobicie w ciazy , to podwojnie sie chce ryczec :)
OdpowiedzUsuń