wtorek, 15 maja 2018

Cisza...

Późny wieczór, żeby nie nazwać noc...Uwielbiam tę ciszę. Słychać tylko szelest gotującej się wody, szum zmywarki i oddechy dzieci i Męża. Ja, o ile nie śpię, próbuję nadrobić zaległości. Zgarniam porozrzucane zabawki, książki, rzucone gdzieś ciuchy i zapomniane, gaszę światła. O ile nie śpię bo czasem zasypiam na stojąco przed wszystkimi. Dziś udało mi się wytrzymać kryzysowa godzinę W i dopijam gorącą herbatę, domykam okna i pójdę spać, łapiąc gdzieś ulotne wspomnienia lub myśli.
Dziś dzień zmian...
W końcu doczekałam się rozmowy z ks. Dyrektorem i o ile przejdę sito badań :D to będę pracować w domowym hospicjum. Moje marzenie...
Jakie mam oczekiwania? Chyba nie mam żadnych, Mimo, że liznęłam zaledwie domowe hospicjum to teraz nie wiem za wiele. Wszystkiego będę musiała się uczyć. Ale cieszę się, że wracam do pracy w takim zakresie jak chciałam.
Czyli święta Zofia wystukała w niebie pracę dla mnie...

Powróciliśmy też tydzień temu z Rzymu a raczej Włoch. Było pięknie ale ta pielgrzymka utwierdziła nas, że pięknie jest podróżować razem ale jeszcze piękniej rodzinnie :) i chyba tak następnym razem zrobimy.
Zobaczyliśmy wiele. Przeżyliśmy jeszcze więcej. Na spokojnie trzeba wszystko jeszcze raz poczytać :)
A na osłodę...


Czas płynie ... pędzi jak pociąg włoski

  Nie dawno pisałam notatkę o tym, że za chwilę urlop. I rzeczywiście pamiętam tę chwilę. Jakby wczoraj... Siedzę w kawiarni i chłonę ciszę....