czwartek, 31 stycznia 2013

Dwa tygodnie :)

A ja coraz ładniejszy :))))) Pulchniutki się robię i jestem uroczy. Dziś nawet Mamę obdarzyłem prawie świadomym uśmiechem. Oczywiście Mama - Niewierny Tomasz - twierdzi, że to przypadek ale ja tam swoje wiem... Przyglądałem się Mamie przez dwa tygodnie i w końcu przypomniałem sobie, że Ona to ONA :)))))

Rzeczywiście Antoś robi się pulchniutki, z drugą brodą, pultami gładkimi, pupcią uroczą... Spokojniutki, łagodny - trochę książęcy... Przypatruje się ze zdziwieniem rodzeństwu, światu, uwielbia byc na rączkach, w chuście, w łóżku rodziców a nade wszystko uwielbia być otulony ze wszystkich stron. Czasem wygląda jak mały kokonik. No gdyby nie te karmienie byłoby cudownie. Ale i tak jest ok - nawet przywykłam już do tych strzykawek :) ale Antoś odnosi sukcesy bo zasysa coraz częściej i łatwiej choć rzeczywiście, zbyt krótkie wędzidełko (?) powoduje, że brodawka mu ucieka. Tak więc ufamy, że będzie lepiej, dostawiamy a jutro mamy wizytę douli :) i położnej w jednym (doradcy lakatcyjnego) - co prawda cena straszna ale co tam... macierzyński dziś dostanę to zaszaleję :)

Grypsko mam jeszcze ale już chyba powoli nam odpuszcza. Dzieci też chyba uda się wyleczyć bez antybiotyku. Oby.Oczywiście chora Matka i Żona w domu jest Mężczyźnie nie na rękę -  no bo jakże to tak ktoś może się gorzej czuć i TO TAK DŁUGO... :)?
Tak więc z niecierpliwością i utęsknieniem wyczekuję pogody, słońca, ocieplenia bo wtedy na budowie ruszają prace i M. z radością pójdzie do pracy i tam będzie wylewał swoje żale. Swoją drogą DLACZEGO ja nie widziałam przed ślubem tego JEGO wiecznego marudzenia? Ech Miłość jednak ślepa jest jak diabli - o ile diabli są ślepi.

A teraz neispodzianka. Otóż po wielkim czasie nieczytania - w szpitalu przeczytałam pierwszego dnia jedną książkę (!) - potem niestety nic bo M. zapominał przynosić (urocze), znów połykam książki. Zabrałam się za Chatę Paula Younga. Super książka - bardzo duchowa ale czyta się ją fenomenalnie. Ostrzegam, że nie jest łatwa. A że mam w nocy przerwę w spaniu pomiędzy 4 -5 więc sięgam albo za lapka albo za ową książkę. Jak skończę to po krótce opiszę...
Może tylko fragment z recenzji... "Chata to piękna historia o tym, jak Bóg przychodzi do nas, gdy tkwimy w smutku, stajemy się więźniami własnych oczekiwań, czuejmy się zdradzeni. Nigdy nie zostawi nas tam, gdzie zabrnęliśmy, o ile sie przy tym nie uprzemy" - Wes Yoder

wtorek, 29 stycznia 2013

Jestem chora :(((

Mam chyba grypę... boli mnie wszystko. Kaszlę, smarkam i dupa. No po prostu cztery litery i coś jeszcze. Antoś... oj to jest gagatek. Zassał w nocy i odbył mini sesję piersiową po czym zasnął i znów je ze strzykawki.
U doktora... hm... doktor rzeczywiście zobaczył, że Antoś ma krótkei wędzidełko ale na razie nic nie chce robić teraz. Pojadę chyba jeszcze do konsultantki laktacyjnej i zacznę działać
Przybrał nam w tydzien 190 g czyli osiągnął taką normę. Nie jest to super wynik ale też nie jakaś tragedia. Czy ktoś zna jakiegoś świętego od KARMIENIA??? Bo ja nie widzę już po ludzku wyjścia z sytuacji. No chyba, że Królewicz w końcu załapie...
Co do badan i wyników. Też taki spokój ale do kontroli. To co na nerkach prawdopodobnie w wyniky krótkiego niedotlenienia. To samo z przegrodą przezroczystą w mózgu. Ale ze względu na obciążony wywiad (Marcysia) będzie miał kontrolne usg mózgowia za jakieś dwa miesiące. Oby to nie był znów zespół DW (choć doktor mówi, że nawet gdyby to 1 i 2 stopien jest ostatnio traktowany jako fizjologia)... ile tych chorób ostatnio wylazło na światło dzienne.

A w domku?
Staś przeżywa totalny regres, zazdrość i jest nieznośny. Marudny, upierdliwy i marudny. Mi brakuje sił, czasu i rąk aby wszystkich dopieszczać. Choć i tak dobrze bo dziś wyciągnęłam chustę i Antoś jest type chusto - maniaka. Ale plecy dziś tak bolały, że nie miałam sił nawet kolacji dokończyć....

Katary, choroby, sukcesy...

Do domu podstępnie wślizgnęły się choroby...
Marcysia - gorączka i kaszel
Stasio - kaszel i .... kaszel
ANTOŚ - KATAR!!!!
Tragedia jakaś bo nigdy takie maleństwo mi nie chorowało. Jutro co prawda idziemy na kontrolę na Dzieci Zdrowe i ani myślę stać w poczekalni Dzieci Chorych. Trzeba Antosia zważyć i obejrzeć, dopytać się o to i owo (KUPY!!!) i w ogóle.
Ponadto JA kaszlę. Przed porodem kaszlałam - wyciszyło się to na cesarkę - a teraz kaszlę - jak satry gruźlik.

Sukcesy są - a jakże. Antoś coraz częściej zasysa pierś. A dziś w nocy NAWET udało mi się go podkarmić. SZOK... nie chwilkę, nie sekundę a dobrych kilka minut, z pieknym łykaniem mleka i ssaniem. NO... niepostrzeżenie może załapie i żegnaj laktatorze :) OBY!!!
Trafiam na dobrych ludzi, którzy wiedzą jak doradzić, podtrzymać na duchu ale i też na komentarze w stylu - butla nie jest zła, mam się nie dać zwariować i szczęśliwa mama to szczęśliwe dziecko... Te porady niestety nic nie wnoszą w moje serce oprócz irytacji. Niestety i tak jest.
A nasze życie powolutku jakoś nabiera intensywności. To bal, to Klub, dentysta, Urząd... lekarz. Zadzwonić, umówić, echo itp. Zaczyna mi się coś chcieć a nie tylko siedzieć i patrzeć bezmyślnie w tv lub laptop. Nawet ciasto upiekłam w niedzielę. Więc powoli, powoli rozkręcam się. Jedynie nie mam ochoty gdziekolwiek wychodzić. Mam jakiś lęk, że Mały zapłacze, ja piersi XXL a nie nakarmię... No chyba, że jak mówi mój Prywatny Doradca (pani M.) właśnie takie sytuacje sprawiają, że mamy zaczynają karmić :)

niedziela, 27 stycznia 2013

Nowe rytuały...

Wraz z pojawieniem się Antosia nastąpiły niemałe zwroty... w naszym życiu. Otóż...
Przychodząca codziennie (co noc) Marcysia do naszego łóżka ustaliła, że będzie przychodzić co drugą noc. I co dziwne - trzyma się tego :) Co prawda jak byłam w szpitalu NIE przychodziła do taty :))))) Faceci mają po prostu lepiej...
M. najczęsciej usypia dzieci (?!) a dotąd uspypiał Stasia... i czyta im bajki (!?!?!?!) co mnie dziwi tysiąc razy mocniej bo M. czytać nie lubi. Jak zdarzyło się, że ja usypiam dzieci... wszystkie są w łóżkach (!!!!) i do niekogo nie muszę się przytulać (!!!!) a na rękach mam Antosia i podsuwam mu cycka, który albo cyca albo trzyma w buzi i tak zysypia :) *

* - wszędzie, gdzie są wykrzykniki sytuacja była iście odmienna i są to wykrzykniki zdziwienia i wielkich oczu


Rano zaś pobudka następuje koło 6.00 ... i karmiony jest Antoś.... ściągany pokarm albo za chwilę przychodzi Staś - cycoli i ściągam pokarm albo jednocześnie karmię Antosia.
Potem przychodzi Marcysia... kładzie się do nas. Następnie przychodzi Janek... kładzie się również i ... rząda kaszki co niestety nie zmieniło się od 3 lat... Do tego Staś dostaje "połera" i także chce kaszki... M. w końcu wstaje ( dziś zły, że niedziela i że 6.00 rano) idzie robić kawę. Ja leżę w łożku z piersiami na wierzchu, dziecmi ułożonymi w nogach, przy piersiach ewentulanie na brzuchu. Obrazek uroczy. Nic tylko fotografię zrobić i dodać napis - patologia z rana.

sobota, 26 stycznia 2013

Powoli wkracza normalność...

Nie... nadal kamrmimy strzykawką ale... są oznaki, że Antoś może chwyci to co zapomniał... OD czasu do czasu chwyta pierś i ssie po kilka sekund... jest więc nadzieja.
Nosimy więc Antosia, tulimy, kąpiemy się razem, śpimy, zachęcamy do piersi, przytulamy i coraz bardziej zakochujemy się poraz setny w następnym Potomku... Antoś odwdzięcza się coraz częstszymi usmiechami przez sen :) oraz spokojem iście anielskim... Jest jedynie zły kiedy głodny :) Jak tata :)
Czas mi dodatkowo zajmuje jedynie ściąganie pokarmu, mycie laktatora (konewki jak to Jaś określił) i przelewanie mleczka do osobnych pojemniczków...
Wczoraj nawet zostałam sama z Czwórka na wieczór i jakoś się udało.. wykąpać, nakarmić, uśpić... więc ok. Nawet bez większych nerwów.
Z moim nastrojem też lepiej... jakoś spokojnieję. Myślę, że czas robi swoje. Musimy wpaść w jakiś rytm. Michał nadal w domu - pracy nie ma - z jednej strony bardzo dobrze bo naprawdę ogarnia to, z czym ja bym miała problem - na przykład dowożenie do szkoły. Mi trudno dźwigać i stać jeszcze choć wydaje mi się, że nieco lepiej jest niż po ostatniej cesarce - nie mam przynajmniej anemii.

W sumie... powoli do przodu. I tak chyba jeszcze przez jakiś czas... Zobaczymy co we wtorek pan doktor powie? Oby Tosiek przytył choć 130 g...


Antoś czasem nie śpi... Potrafi z 2 godziny tak poczuwać. Podobny do Marcyski? Prawda???


Najbardziej ulubiona pozycja Antosia... Szczęście wprost szalone :)


Matka po Przejściach :) Jak widać w tle - nieodłączna suszarka - Utrapienie Miśka :)))



Najczęściej jednak TAK śpię...W brzuszku chyba też podobnie spałem bo mama czuła smyranie w trzech miejscach :)))) Właśnie na dole ... tak jakby rączką :))))

czwartek, 24 stycznia 2013

Wypada coś napisać...

choć tak naprawde nie mam na to ani chęci, sił ani nastroju.
Tak... milczę aby nie płakać, płaczę aby nie rzuacać czym popadnie...
Mamy ogromne problemy ... a z czym? Nie zgadniecie. Ja - matka Polka, która wykarmiła i karmi nadal Trzeciego mam problem WIELKI aby wykarmić Czwartego.
Otóż Antoś ssać piersi nie chce. Pierwszego dnia - zassał cudownie. Dziś zassał cudownie po 4 godzinach walki - po czym wziął i się znów zaciął. Ssie palec mój (super), je ze sztrykawki, ba! nawet dziś spróbowałam butlę - je bez problemu a pierś? Jest dla niego zagadką...
Ja jestem kłebkiem nerwów, brak mi radości, cierpliwości a wręcz ochoty do czegokolwiek. Podjerzewam, że dodatkowo mam bluesa potężnego :(
Pogodzić się z tym nie umiem, nie potrafię a przede wszystkim nei chcę. Nie rozumiem tego. Walczę ale wydaje mi się, że ciągle jestem dalej niż bliżej choć są jakieś iskierki ... no dziś ssał 10 -1 5 minut. Efektywnie, ładnie, odbił i ... zapomniał jak się to potem robi...


A jak poród? Jeden z tych cięższych. Tak jak i pobyt w szpitalu. W czasie cc miałam tachucardię - 160 uderzeń na minutę - tak do końca cesarki. Po operacji byłam tak wykończona jakbym przebiegła jakiś straszny dystans. Potem z kolei trudny pobyt w szpitalu. Wynajdywanie u Antosia stu tysięcy chorób. Ciągłe badania i odwlekania kiedy mam iść do domu. Usg głowki, brzuszka, echo.... badania krwi. No nic dziwnego, że byłam na skraju wyczerpania i ... nie wiem jak się to stało ale prawdopodobnie przez doakrmianie - Antoś odmawiał persi :(
W końcu po wielkich mecyjach wypuścili nas w poniedziałek z diagnozami...
- wzmożona echogeniczność w piramidach nerek (podjerzenie odkładania się wapnia)
- niezamknięty przewód tętniczy  - serduszko

Niby nic bo mamy jedynie kontrole za miesiąc - usg i echo ale... nerwów było sporo.
W domu Michał wszystko ogarnia, ja siedzę i karmię strzykawką, tulę małego, ryczę albo krzyczę na starszaki.... Ogólnie czuje się fatalnie. Jak nigdy dotąd. Jestem zła na siebie, niezadowolona i ogromnie rozgoryczona cała sytuacją.
Dlatego wybaczcie... pisać nie chce mi się. Zmuszam się do czegokolwiek. Moze przejdzie? Nie wiem... potrzeba mi modlitwy i chyba czasu...
Co bym dała za to aby zechciał Łaskawca Nasz Antoni wreszcie skumać, że pierś to co jest dla niego najlepsze i że można i jak najbardziej TRZEBA ssać.
Ogólny baby blues mnie dopadł... może tak jest przy koeljnych dzieciach? Całkowicie nie ogarniam NICZEGO :(

poniedziałek, 21 stycznia 2013

Antoni Franciszek :) Nasz Antoś... :))))



Urodził się 17.01.2013 roku... duży... 4130 - największy z całej naszej Czwórki. Najbardziej uparty i zawzięty... o tym później.
Jesteśmy już w domku... jak ochłonę, dojde do siebie i uporządkuję sprawy to napiszę dokładnie nasze perypetie... Było ciężko, nie jest łatwo a jak będzie? Nie wiem ...
Na razie Antoś śpi koło mnie opatulony w kocyk, z niewinną minką .... Jest cudowny :)
Ja zmęczona... Mamy zatem Chłopca - Trzeciego :) zaskoczyło mnie to bo wszlekie znaki mówiły, że Michasia. Ale.. mam obecnie takie wrażenie, że Antoś OD ZAWSZE był z nami. Wszystko inne jest nieistotne :)

wtorek, 15 stycznia 2013

Nadal nic choć....

od rana jakies objawy są... na razie bez paniki. Jedno jest pewne - Dzięcię chyba chce wyjść. Pytanie jest tylko czy zechce do jutra poczekać. Do tej pory dnie były ok a tu proszę... COŚ się dzieje :)
A na razie lajt... M. lata po Klubach, szkołach - ba!!! nawet zechciał się wybrac na wywiadówkę ale rozwalił mnie dziś tekstem...
Siada na kanapie, wrócił właśnie z Jasiem i...
- Matko jakie to dowożenie jest męczące!!!

Leżałam sobie więc nie padłam ale ze śmiechu nie mogłam się opanować. Może mu jutro zaproponuje aby z cała trójką jeżdził...? Ze też na to nie wpdałam :D:D:)
Chyba jakaś wredota ze mnie ... :D

Od tygodnia biboluję strasznie czyli lenię się na wyrku. Oglądam denną telewizję, coś tam czytam i zerkam do netu. Generalnie NIC nie robię twórczego... oczekuję dość biernie. Pewnie gdybym się wzięła za sprzątanie to by szybciej poszło.
No i spać mi się chce przeogromnie :)
A... ze szpitala chyba będzie mi trudno pisać bo komórkę mam starą i nie chce mnie do netu wpuszczać tak ochoczo... Będziecie musieli się uzbroić w cierpliwość :)

poniedziałek, 14 stycznia 2013

Trudny tydzień... :)

Tak rano nazwał ten tydzień mój M. :))) Trudny tydzień gdyż M. odwozi, przywozi, zawozi, dowozi dzieci i ogarnia wszystko. To znaczy ja jestem typem kierującym a M. nie może spamiętać KTO na którą, gdzie i co ma... :) Komedia normlanie tym bardziej, ze wszystko zapisane i wisi na lodówce :))))
Trudny tydzień chyba dla mnie bo jak ja mam iść do szpitala kiedy w domu takie szaleństwo będzie? Dziś zasapaliśmy ale ja robiłam kanapki dzieciom, M. SIĘ ubierał i pił kawę, M. sie ubierała sama... było ok. A jak mnie nie będzie? Hi hi... dobrze, ze mnie nie będzie to krzyków nie będę słyszeć :) No i Jasia marudzenia bo Jaś rano ma focha dopóki kaszy nie zje. To znaczy JUZ chłopaki razem focha mają ... bo i Staś manaikalnie za kaszą tęskni od rana...
A u mnie?
Skurcze w nocy dość nas nastraszyły bo i koszule do szpitala wyprasowałam i co z tego.. jak się położyłam to zasnęłam i skurcze znów magicznie zniknęły. Czyli Dziecię jakieś niezdecydowane :)
M. chyba poraz pierwszy jest przy takich akcjach bo przy Marcysi był 600 km ode mnie... a przy chłopcach nie miałam ŻADNYCH akcji skurczowych...
No proszę... czwarty poród a ja się ciągle czegoś nowego uczę... :D

sobota, 12 stycznia 2013

17 stycznia - św. Antoniego???

Otóż po wczorajszej wizycie u pana doktora dowiedziałam się albo raczje dowiedzieliśmy, że O ILE Dziecina nie zechce sama (jak biblijna sulamitka) to przewidywana cesarka jest na 17 stycznia ...
I tu mi daje wiele do myślenia bo... po pierwsze Michasia obstawiona już od kilku lat a ja z uporem maniaka od kilku tygodni mówię - Antosia...
Więc.... pierwszy raz nam się tak zdarzyło, że imię dla dziewczynki jest pod znakiem zapytania. iby chcę iść za głosem wierności i dziewczynkę nazwać Michalina Anna ale... No ten Patron? Chyba, że będzie po problemie i Antoni się urodzi i tyle...
Pan doktor zasmucił mnie jednak bo przypomniał, że to ostatnie Dziecko... Hm... nie wiedziałam co mam mu odpowiedzieć - bo niby co? Duchem świętym nie jestem... A na moje milczenie jakby jednak się zorientował i stwierdził, że ustalimy wersję przy cc... bo obejrzeć trzeba to od środka. No ok.... w sumie nie ma co wybiegać do przodu. Jest jak jest. Jak to wczoraj gin powiedział - norma wyrbiona w 100 procentach i to w tak krótkim czasie (a co ma powiedzieć T. z jedenastką dzieci czy M. z czternastką?) no fakt... ale cc to cc ... szkoda tylko, że na zachodzie inaczej do tego podchodzą. U nas panuje nadal wizja - pan doktor nie pozwala... tak... do neidawna to i po jednej cc rodzić sn nie można było. Teraz to się zmienia.

W każdym bądź razie już niedługo...zobaczymy Kruszynę i okaże się Kto się tam chowa i jaki (jaka) jest?
W sumie... dobrze. Choć ciąża to taki fajny czas :)

piątek, 11 stycznia 2013

Totalnie nic...

Oszczędzę osobistych doznan pod koniec ciąży bo są dość męczące i uciążliwe ale nazbyt osobiste aby je na blogu umieszczać. Powiem tak..
Ledwo siedzę, ledwo chodzę (rwa), ledwo wstaję, ledwo się podnoszę, kucam, schylam i co tam jeszcze mam robić... nawet ledwo zakładam COKOLWIEK...
A Nasza Dziecina wyjść nie chce... co prawda do TERMINU ma jeszcze 5 -6 dni... no ale wiadomo. BYŁAM pewna, że urodzę PRZED a tu nic...
W nocy tylko spać nie mogę, budzą mnie skurcze które sobie są albo i nie... Potem się wyciszają i budzi mnie siku... potem picie, potem dzieci potem chrapanie M....
A więc tak.. DOSZŁAM już do owego momentu kiedy jest mi już naprawdę wszystko jedno JAK urodzę - i godze się na tą nieszczęsną cc ale JA CHCĘ JUŻ BYĆ PO. CHCĘ JUŻ urodzić... :) I kropka.
Ciąża jest bardzo fajna, chodzenie z brzuszkiem również i w ogóle kopniaki, ruszanie się malucha i takie tam ale... 9 miesięcy i dolegliwości KOŃCOWE rzeczywiście mają na celu wydobycie  zkobety desperacji do takiego kroku jakim jest... RODZĘ :)
No to pa... i znów północ :(

czwartek, 10 stycznia 2013

I znów kampania...

W streetcomie znów załapałam się na nową kampanię - tym razem bardzo smaczną i słodką :)


Słodka kampania i dość szybko ciastka nam "zeszły" bo przyszła opiekunka do dzieci, potem jacyś niezapowiedzianio goście... i... po ciastkach :)

Numerem  Pierwszym były jednak

Później w kolejności...


I te.....


A na końcu niestety te...

Co moge opisać?
Ogólnie... kampania ciekawa, jak zwykle trafiona i ja osobiście jestem zadowolona. Ze wzgloędu na to, że tak wiele się dzieje w naszym domu - zbyt mało mam czasu na pisanie raportów ale rozmów było wiele... o... najczęściej z dziećmi :)

wtorek, 8 stycznia 2013

Mały przedsiębiorca

Tak zdziwiona to już dawno nie byłam! Otóż Moja Najstarsza Córka wpadła na pomysł - ze swoją koleżanką - przyjaciółką, że będą w szkole sprzedawać własnorobne gazetki z informacjami dotyczącymi bajek :))) po złotówce... tanizna. A... i nie w szkole - bo nie wolno - a przed szkołą - na podwórku :))))
P. miała zbierać na kota a M. na razie nie wyjawiła jakie pragnienie a w zasadzie pragnienie posiadania czego pchnęło ją do tak twórczego działania :)
Dowiedziałam się tego od mamy P. bo do niej zadzwoniła mama innej dziewczynki, która próbowała wyciągnąć od rodziców potrzebna złotówkę :))
Dziewczynki w sposób delikatny zostały upomniane, że gazetki można rozdawać a nie sprzedawać (w sumie dlaczego nie?) i ze swoich pomysłów na dorobienie na razie zrezydnowały. Choć powiem szczerze, że nadal jestem zdziwiona przeokrutnie, że TO moja najstarsza wpadła na taki pomysł. Bardziej spodziewałabym się inwencji Jasia ale... jak widać dzieci nas zadziwiają na każdym kroku.
Tak to z mamą P. doszłyśmy do wniosku, że dziecko artystów (P.) oraz dziecko z patologii wielodzietnej podjęły dość wcześnie inicjatywę dołożenia sie do budżetu domowego... :D:D
Komedia :)

U mnie ok

Podjechałam dziś i jednak kupiłam dwie czapeczki... ale odwagi nie miałam różowych :D
Kupiłam beżowe... ładne. Z reniferkiem. I ... różowe skarpetki. A tak na wszelki wypadek. takich nie mam.
W nocy Staś nie gorączkował... ale nad ranem marudził - brzuszek. Za to ja... miałam jakies dreszcze - objaw choroby lub zbliżającego się porodu :) na dwoje babka wóżyła...
W zasadzie do porodu wszystko gotowe. 39 tydzien więc w sam raz... ale czemu ja nie chce jeszcze rodzić... PO niedzieli Kruszyno... nie dzisiaj, nie jutro... po niedzieli... ot takie moje malutkie życzenie. No niestety nie da się tego już dalej przełożyć. A czy mówiłam już jak bardzo mi się nie chce do tego szpitala jechać? buuuuu.......

poniedziałek, 7 stycznia 2013

00.47

Taka właśnie jest godzina a ja mniej więcej od pól godziny nie spie bo obudził mnie Staś, smarkająco rzężący... z ogromną gorączką, zalepionymi od ropy oczami...
Czopek podałam, widać teraz tempka spada ale oczywiście trzeba pieluchę przebrać (nie lubię podawać czopków bo zawsze się tak kończy - kupą a ja wtedy nie wiem ILE się wchłonęło) ale w oblicz rzygania Stasia przy temperaturze pow. 39 to jedyna droga podawania leku.
Porodu nie widać... choć jakieś kurcze się pojawiają.
I całe szczęście, że nie widać bo Marcysia dołaczyła do grona chorych. Aż się boję bo zaczyna się niewinnie... kaszelek, katarek, temp 37,3 a potem dowala gorączką do 40...
Dzieci już któryś dzień w domu więc bywa różnie. Ja zmęczona po nockach. M. marudny bo sobota i niedziela w domu... to wiadomo jak może wyglądać popołudnie neidzielne? Dzieci kłócą się, Marcysia w tym wiedzie prym, Jasio marudzi. Choć po filmie Na dobre i na złe obejrzanym choć trochę przeze mnie... udało się nam wspólnie obejrzeć Kubuś i Hefalumpy. Choć coś. Prawie było spokojnie - no prawie bo Staś marudził i wisiał na rękach...
Padnięta jestem... Zaraz zmienię pieluchę Stasiowi (Matko... to nie spotykane u mnie żeby prawie dwuletnie dziecko w pieluszce latało ale widać przy następnych dzieciach już tak się nie chce)... i lecę spać - przed tem pochłaniając znów litry gazówki z sokiem... jakaś masakra suszeniowa mnie dopada w ciążach.
Jutro pediatra bo Stasio ma tak zaropiałe oczy, że chyba sobie sama z tym nie poradzę. Aż mi się nie chce tam znów iść.... Booooższe.... no chyba, że nastąpi JAKIŚ cud. No i o ile nie zacznę rodzić bo jakoś wizja odchodzących wód zaczyna mnie prześladować.

sobota, 5 stycznia 2013

Bardzo krótko

O ile się da...
Pan Doktor mnie zaskoczył i zamiast kłaść mnie na patologię i robić cc oznajmił, że Dziecię ma się dobrze, wód płodowych na razie ok, przepływy ok, szew chyba też, waga dziecka nie za wielka - 3400, oddycha swobodnie ... więc  w okolicach 15 stycznia mnie najpóźniej kładzie. O ile Dziecię nie zechce wcześniej. Ale 11 tego idę jeszcze raz na kontrolę...
I dobrze bo w domu mamy kosmos wirusowy. Janko po 40 st gorączki choć raczje w fazie wychodzenia z choroby, z okropnym kaszlem... zaraził Stasia - dziś ten rzygoli i gorączkuje - 39.2. Obrzygał M.... chwilę wcześniej JA trzymałam Stasia na rękach :) No zawsze jakiś komediowy akcent nawet w obliczu choroby.
Marcysia nieweyraźna... jak złapie tego wirusa to ja z nią oszaleję bo to histeryczka na maksa.
Ogólnie ja sama dobrze się czuję... jakoś tak jakbym nie miała rodzić wcale.
No ale wiadomo, że czas ciąży a w zasadzie stanu błogosławionego dobiega końca (SZKODA!!!) i niedługo się okaże Co Za Kruszynę chowamy w brzuszku :))) hihi.... ciekawe :)))))
Jakieś notowania dziewczyny?

środa, 2 stycznia 2013

Końcóweczka :)


 To już końcóweczka :) warto uwiecznić brzuszek z Niespodzianką i pięcioosobową rodzinkę bo za chwileczkę... trzeba będzie kadrować inaczej aby się wszyscy zmieścili :D

wtorek, 1 stycznia 2013

Sylwester skurczowy

Trochę mnie postraszyły wczoraj skurczybyki... ostatnio wieczorami zaczynają się kilkugodzinne akcje. Tak więc około 22 zaczęło się. Ani leżeć , ani siedzieć. Boli dół brzucha, krzyż... no super - myślę - jeszcze będziemy jechać wśróod fajerwerków na cc....
Ale co znaczące nie są to regularne skurcze tylko takie straszenie. Boli i tyle... Na piłce przechodzi, w kąpieli przechodzi więc chyba nadal nie to...W każdym bądź razie jakieś sygnały są ale nie dość wyraźne...
Głowa dziś mnie boli masakrycznie od rana. W sumie po czym? Nie piłam a boli :) kaca mam tzw.? dziwne. M. siedział wczoraj długo - teraz odsypia. Ja padłam przed końcem filmu, koło 23 i o mały włos nie zwlekłabym się na fajerBERKI jak to Jaś mówi. Chłopcy padli po 21...
Potem jak się zwlekłam to popatrzyłam pięć minut, wzięłam Reni i resztę czasu witania Nowego Roku spędziłam w wc. Urocze... :)
Dziś spędzam na prasowaniu ubranek :) no i jako tako ogarnięciu bo może mnie jednak nie być w domu przez kilka dni. W czwartek do doktora to się COŚ dowiem :)

Czas płynie ... pędzi jak pociąg włoski

  Nie dawno pisałam notatkę o tym, że za chwilę urlop. I rzeczywiście pamiętam tę chwilę. Jakby wczoraj... Siedzę w kawiarni i chłonę ciszę....