Tak rano nazwał ten tydzień mój M. :))) Trudny tydzień gdyż M. odwozi, przywozi, zawozi, dowozi dzieci i ogarnia wszystko. To znaczy ja jestem typem kierującym a M. nie może spamiętać KTO na którą, gdzie i co ma... :) Komedia normlanie tym bardziej, ze wszystko zapisane i wisi na lodówce :))))
Trudny tydzień chyba dla mnie bo jak ja mam iść do szpitala kiedy w domu takie szaleństwo będzie? Dziś zasapaliśmy ale ja robiłam kanapki dzieciom, M. SIĘ ubierał i pił kawę, M. sie ubierała sama... było ok. A jak mnie nie będzie? Hi hi... dobrze, ze mnie nie będzie to krzyków nie będę słyszeć :) No i Jasia marudzenia bo Jaś rano ma focha dopóki kaszy nie zje. To znaczy JUZ chłopaki razem focha mają ... bo i Staś manaikalnie za kaszą tęskni od rana...
A u mnie?
Skurcze w nocy dość nas nastraszyły bo i koszule do szpitala wyprasowałam i co z tego.. jak się położyłam to zasnęłam i skurcze znów magicznie zniknęły. Czyli Dziecię jakieś niezdecydowane :)
M. chyba poraz pierwszy jest przy takich akcjach bo przy Marcysi był 600 km ode mnie... a przy chłopcach nie miałam ŻADNYCH akcji skurczowych...
No proszę... czwarty poród a ja się ciągle czegoś nowego uczę... :D
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Czy ktoś mi powie dlaczego już prawie święta?
Wróciłam z dziećmi z katechezy adwentowej - to takie nasze spotkania neońskie.... I jestem ogromnie zdziwiona, że znów następny Adwent Naw...
-
jest taka pieśń w naszej wspólnocie, która bardzo lubię. "Wyrasta różdżka z pnia Jessego, Odrośl z jego korzeni. Spoczywa na Ni...
-
A mi jest szkoda lata Tych dni leniwych, nie spiesznych Tych wschodów i zachodów Upalnych wieczorów I nocy bez wiatru Znów zacznie kapać i ...
Oj Aguś, brzmi to wszystko znajomo... te nasze chłopy... mój np. zawsze śpi najdłużej (typ sowy, cóż ma szczęście, że ja jestem skowronek), a jakbyśmy miały czekać na śniadanie w jego wykonaniu to chyba by nas obiad zastał... o ile w ogóle.
OdpowiedzUsuńNo ale nie powiem, wieczorami to on obsługuje mnie:)
Gdy gdziekolwiek wychodzimy, ja wyprawiam siebie oraz dzieci, on ma ogarnąć tylko siebie, a i tak zwykle bywa ostatni.
Niekiedy jest w stanie ogarnąć trochę dzieci, ale wyłącznie, gdy JA przygotuję ubrania, pieluchy i inne niezbędniki...
Gdy przychodzi z pracy, chciałby wiadomo usiąść na chwilę w spokoju, ja sama owszem też więc rozumiem i nie brzęczę mu nad głową. Podaję obiad, on zasiada, rozkłada gazetę i rozpoczyna konsumpcję :D, z tym że ja zwykle jem na czas, a on czas MA, a ostatnio nie zdzierżyłam, gdy zamarł z widelcem między talerzem a buzią, zaczynany w jakimś artykule... No pogoniłam, bo ile można...
Tak że widocznie tak mają, albo po prostu za dobre my ich rozpuściłyśmy? Nie wychowałyśmy, a teraz już za późno?
Choć może akurat Twój M. będzie miał teraz pewną szkołę życia.... :D U mnie płonna nadzieja, bo są dziadkowie, którzy NATYCHMIAST przybywają z odsieczą dla dzieci...
No nic. Wierzę, że M. jednak wspaniale podoła :)))
A Ciebie kochana ściskam, i pięknie proszę o sms-ka, gdy Kruszyna znajdzie się po drugiej stronie brzuszka. Trzymajcie się!!!
Aguś co tak milczysz? czyżby to już? :)
OdpowiedzUsuńAguś, a nawet jak przez tydzień nigdzie nie pozdążają, to przecież nic wielkiego się nie stanie - to przecież czas wyjątkowy :-)
OdpowiedzUsuńPamiętam i czekam :-)
Maciejka