Zaczęły się jeszcze w czerwcu a jak widać potrwają do
drugiej połowy września.
Dużo jeździmy, zwiedzamy, leniuchujemy, odpoczywamy i
cieszymy się tym co jest.
W czerwcu po raz kolejny odwiedziliśmy Słowinski Park
Narodowy aby odnaleźć kilkutysięczne dęby. I znów się nie udało ale wycieczka
była wyśmienita. Towarzystwo doborowe – ciocia Asia i ciocia Ewa z wujkiem
Włodkiem. To co urzekło po raz kolejny
nas i dzieci to ogrom morza i wyniosłość wydm. Ruchome piaski są jednocześnie
przerażające i fascynujące. Potrafią zachwycić, tak jak morze ale i niszczą
wszystko co napotkają.
W czerwcu wyjechaliśmy również do Lichenia. To było marzenie
Michała. Wycieczka udana choć daleka ale zakłóciła nam ją choroba Jasia.
Biedaczek od połowy drogi źle się czuł a potem wymiotował i miał gorączkę. Ale
byliśmy i w sumie nawet, mimo mojego antynastawienia – miejsce mnie
zafascynowało. Nie jestem fanką monumentalnych świątyń ale w tej coś jest.
Choć… kocham jednak te małe i klimatyczne.
W pierwszy tydzień wakacji pojechaliśmy na wschodnią część
Polski. Do Gołdapi. Mieliśmy okazję odwiedzić ciocię Ewę i wujka Włodka a
odkryliśmy także wspaniałe miejsce na nocleg nie tylko na wakacje. Puszcza Rominicka.
Kapitalni gospodarze, środek lasu, mnóstwo komarów, które do dzisiaj nam
towarzyszą. 400 km w jedną stronę ale opłacało się. Pogoda dopisała w połowie –
tak jak całe nasze lato ale humory mieliśmy jak zawsze. W sumie liczy się to
kto jedzie i że jedziemy razem. Pojechaliśmy zobaczyć wiadukty w Stańczykach.
Nie zmieniły się aż nadto przez 11 lat od kiedy byliśmy tam jako nowożeńcy.
Wspomnienia ożyły. Ale widzimy, że i wszędzie już wkracza komercja. I tam też.
11 lat temu było to miejsce nadal pustawe i odwiedzane przez nielicznych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz