Znów, dzięki uprzejmości AUDIOTEKA możemy słuchać ... ale tym razem słuchamy wszyscy ... słuchamy bajek :)
W niedzielę jechaliśmy na mały piknik nad jezioro. Nasze dzieciaki kochają ognisko, kiełbaski i pieczone ziemniaczki. Mimo, że nadal dość zimno ale uwielbiamy takie wypady. Dzieciaki nabiegają się a i my mamy dla siebie trochę czasu. Przypomina mi się nasz czas przed i po ślubny kiedy zjezdziliśmy całe Kaszuby. I nie tylko...
Ale czasem podróż bywa męcząca. Dopóki dzieci nie miały możliwości wyboru muzyki musileiśmy razem z M jakoś dojść do kompromisu. Ale kompromis przy sześciu osobach? Dość trudne do osiągnięcia.
Z pomocą nam przyszedł audiobook ...Larson :)
I okazuje się, że nie znam moich dzieci. Opowieść, które fenomenalnie czyta Edyta Jungowska spodobała się, ku mojemu zdziwieniu... Marcelinie - lat 8.
I oczywiście mi :) Szczególnie upodobanie mam do specyficznych powiedzonek Larsona.
Ale w aucie słuchali wszyscy i nie zadawali trudnych pytań - KIEDY DOJEDZIEMY?!
Sukces :)
W sobotę miałam zaś góre... prasowania. Starszaki poleciały na dwór a maluchy kisiły się z Mamą domową. Mama wpadła na pomysł aby trochę wykorzystać przyjemne z pożytecznym i włączyłam Misia Uszatka
Maluchy bawiąc się w swoje nieśmiertelne samochodziki oraz rysując (to średniak) widziałam, że byli zasłuchani. Sama przypomniałam sobie moje dzieciństwo kiedy to robiłam tysiące książeczek o Misiu Uszatku. Jak dla mnie - bajka dobra dla maluchów - od 2 do 4 lat...
Dla starszaków a szczególnie dla chłopców (nasz Jasio lat 6 jest zaczarowany) polecam Mikołajka.
Czyta Jerzy Sztur... no klasyka normalnie i dla starszaków to naprawdę nie lada smakołyk.
Sami lubimy czytać wieczorami bajki - czasem włączam audiobooki lub kołysanki - tak trochę ze zmęczenia. Ale Mikołajka polecam w stu procentach.
A na półce czeka (mam nadzieję, że dla naszej całej czwórki łobuziaków Kubuś Puchatek
Czemu lubimy czytanie? Słuchanie?
Rzowija wyobraźnie. Dzieci wyraźnie się wyciszają. Przy okazji rysują lub bawią się.
Czemu ja lubię?
Wracam do dzieciństwa bez żadnych skrupułów czy wyaoda czy nie. Mam też trochę odpoczynku, mogę zająć się sobą lub jakimiś obowiązkami domowymi, które krzyczą na mnie, że JUŻ na nie pora :)
Uwielbiam słuchanie... uwielbiam książki. Uwielbiam jak ktoś mi czyta. Tak... lubię jak ktoś mi czyta bajki.
Naprawdę nie mogę się nacieszyć, że mam taką możliwość.
Sama jestem ciekawa co smakowitego wyszukam w tej skarbnicy :)
środa, 25 marca 2015
Jak wygląda mój dzień ?
Mój dzień... :) Jak wygląda? Jest intensywny choć czasem leniuchuję ale to i tak bez znaczenia bo to co zostanie nie zrobione trzeba nadrobić.
Czy mój Mąż mi pomaga...? OCZYWIŚCIE ale też pracuje na utrzymanie nas bo jestem Matką domową więc jakże bym miała wymagać od Męża sprzątanie i zmywania po powrocie z jego pracy?
A czyż ja swojej pracy nie mam? Jeśli tak to powinnam ją wykonywać najlepiej jak umiem. A że się czasem po prostu nie da ...
Mąż najczęściej kiedy wraca po 18.00 - 19.00 zabiera się za mycie dzieci, robienie łóżek tym którzy robić łóżek jeszcze nie potrafią i ewentualnie robi mi kolację kiedy już wszyscy śpią a my w końcu możemy oglądac filmy, pogadać i zjeść w spokoju...
Ale zdarza się, że oboje padamy na twarz.
Więc jak wygląda nasz dzień?
Rano - szybko szkoła, rozwożenie, śniadanie dla starszaków, jak zdążą maluchy to też zjedzą a jak nie to jedzą po powrocie z pierwszej rundy objeżdżania... w sumie to i tak bez znaczenia bo czy zjedzą czy nie - jedzą później też. Słowem - nasze dzieci jedzą ciągle. No prawie ciągle...
Potem wracamy - ja wstawiam pralkę, zmywarkę i ogarniam co się da mając ciągle w głowie jednak tekst, jaki kiedyś słyszałam, że sprzatam cały dzień a wieczorem i tak wygląda jakbym nic nie robiła :)
Siadam do kawy... ha :) czasem udaje mi się usiąść do kawy... i to jest gdzieś koło 11.oo
jest to trochę niebezpieczne bo szansa, że nie wstanę jest duża. Ale ... Mam najmłodszego syna, który nie cierpi, że siedzę bezczynnie i z uporem maniaka ciągle każe się karmić piersią kiedy siedzę. No cóż. Ma w genach - matka nie może siedzieć bezczynnie. Grozi to chorobą :)
Potem objeżdżamy poraz drugi - zabieram tych co mam zabrać albo czekam na tych, którzy wracać już sami potrafią i ochoczo się do tego garną.
Obiad, usypianie Najmłodszego a raczej usypianie i obiad. Sprzatanie, zajęcia dodatkowe dzieci, zajęcia bonusowe matki czyli prasowanie, prace domowe gdzie pomoc jest niezbędna lub co najmniej ciut potrzebna, jakieś prace plastyczne.
I tak nadchodzi wieczór. Hm... to bardzo drażliwy punkt programu. W sumie powinnam koło 18.oo zwijać manele i zamykać chałupę po 12 godzinnym hard dyżurze - to przyzwyczajenie zawodowe... ale gdzie ja biedniutka mam się podziać?
Hardcor polega na tym - że ja jestem już na szczycie wytrzymałości, dzieci na szycie zmęcznia, mąż zmęczony...
I wieczór. Kolacja, czytanie... i cudny widok śpiących dzieci. I ciągle jest mi żal, że czas tak szybko upływa. Zbyt szybko. Że tracę czas, że przecieka przez palce. Niedawno pamiętam naszą Marcelinę kiedy spała w dzień dwa razy. Usypianie było traumatyczne dla mnie. A teraz? Dziewczynka już ma prawie 9 lat. Kiedy to zleciało?
Szkoda... dzieci rosną a mi ciągle szkoda, że nie są malutkie. Nie żałuję tej decyzji bycia tu i teraz z nimi. To tak szybko mija... zbyt szybko.
Czy mój Mąż mi pomaga...? OCZYWIŚCIE ale też pracuje na utrzymanie nas bo jestem Matką domową więc jakże bym miała wymagać od Męża sprzątanie i zmywania po powrocie z jego pracy?
A czyż ja swojej pracy nie mam? Jeśli tak to powinnam ją wykonywać najlepiej jak umiem. A że się czasem po prostu nie da ...
Mąż najczęściej kiedy wraca po 18.00 - 19.00 zabiera się za mycie dzieci, robienie łóżek tym którzy robić łóżek jeszcze nie potrafią i ewentualnie robi mi kolację kiedy już wszyscy śpią a my w końcu możemy oglądac filmy, pogadać i zjeść w spokoju...
Ale zdarza się, że oboje padamy na twarz.
Więc jak wygląda nasz dzień?
Rano - szybko szkoła, rozwożenie, śniadanie dla starszaków, jak zdążą maluchy to też zjedzą a jak nie to jedzą po powrocie z pierwszej rundy objeżdżania... w sumie to i tak bez znaczenia bo czy zjedzą czy nie - jedzą później też. Słowem - nasze dzieci jedzą ciągle. No prawie ciągle...
Potem wracamy - ja wstawiam pralkę, zmywarkę i ogarniam co się da mając ciągle w głowie jednak tekst, jaki kiedyś słyszałam, że sprzatam cały dzień a wieczorem i tak wygląda jakbym nic nie robiła :)
Siadam do kawy... ha :) czasem udaje mi się usiąść do kawy... i to jest gdzieś koło 11.oo
jest to trochę niebezpieczne bo szansa, że nie wstanę jest duża. Ale ... Mam najmłodszego syna, który nie cierpi, że siedzę bezczynnie i z uporem maniaka ciągle każe się karmić piersią kiedy siedzę. No cóż. Ma w genach - matka nie może siedzieć bezczynnie. Grozi to chorobą :)
Potem objeżdżamy poraz drugi - zabieram tych co mam zabrać albo czekam na tych, którzy wracać już sami potrafią i ochoczo się do tego garną.
Obiad, usypianie Najmłodszego a raczej usypianie i obiad. Sprzatanie, zajęcia dodatkowe dzieci, zajęcia bonusowe matki czyli prasowanie, prace domowe gdzie pomoc jest niezbędna lub co najmniej ciut potrzebna, jakieś prace plastyczne.
I tak nadchodzi wieczór. Hm... to bardzo drażliwy punkt programu. W sumie powinnam koło 18.oo zwijać manele i zamykać chałupę po 12 godzinnym hard dyżurze - to przyzwyczajenie zawodowe... ale gdzie ja biedniutka mam się podziać?
Hardcor polega na tym - że ja jestem już na szczycie wytrzymałości, dzieci na szycie zmęcznia, mąż zmęczony...
I wieczór. Kolacja, czytanie... i cudny widok śpiących dzieci. I ciągle jest mi żal, że czas tak szybko upływa. Zbyt szybko. Że tracę czas, że przecieka przez palce. Niedawno pamiętam naszą Marcelinę kiedy spała w dzień dwa razy. Usypianie było traumatyczne dla mnie. A teraz? Dziewczynka już ma prawie 9 lat. Kiedy to zleciało?
Szkoda... dzieci rosną a mi ciągle szkoda, że nie są malutkie. Nie żałuję tej decyzji bycia tu i teraz z nimi. To tak szybko mija... zbyt szybko.
niedziela, 22 marca 2015
Być matką w teorii i praktyce
Być matką w teorii i w praktyce
Zastanawiałam się który z
proponowanych tematów wybrać… Być matką czy córką… wszak córką byłam ponad
czterdzieści lat więc powinnam się w tym czuć lepiej ale jednak coś przeważyło,
że wybrałam temat o byciu matką. Te tematy i tak się ze sobą wiążą i
przeplatają. Są jak warkocz – nie mogą bez siebie istnieć o czym zdążyłam się
przekonać.
Stałam się matką po raz pierwszy
dopiero dziesięć lat temu… i nie wtedy kiedy pojawiła się córka ale wtedy kiedy
po raz pierwszy byłam w ciąży. A w zasadzie kiedy pierwszy raz straciłam dziecko wtedy stałam
się Matką. I to doprawdy zadziwiające, że brak i strata stawiają nas w innej
perspektywie. Przewracają świat do góry nogami. Zmieniają priorytety… świat,
który był przed stratą przestaje istnieć a to co się wydarza potem może zmienić
naszą przyszłość w coś dobrego i silnego o ile nie pogrążymy się rozpaczy.
Druga strata była boleśniejsza…
Druga strata, która nas z Mężem dosięgnęła była jeszcze bardziej bolesna i
trudna ale to doświadczenie spowodowało, że spojrzałam na Męża inaczej – bo to
my mamy być razem i nasza jedność ma być najważniejsza. Tak więc bycie Matką po
raz drugi i strata dość wcześnie – jeszcze bardziej mnie przekonały, że Miłość
może zwyciężyć ale śmierć nie może nas zniszczyć. Że chcę być Matką ale nie
mimo wszystko – a mimo wszystko JUŻ byłam – tyle, że Matką po stracie.
Kiedy w końcu po raz trzeci
stałam się Matką – był to bardzo trudny czas. Wyleżany, wypłakany, wyproszony i
pełen cudów. Urodziła się nasza Córka… i wtedy doświadczyłam tego, że ból przy
stracie, który mi towarzyszył, strach czy urodzę, czy będzie zdrowa już będzie
mi towarzyszył całe życie. I że wraz z urodzeniem nie kończy się strach ale
ciągle moje serce będzie przepełniać lęk, niepokój i troska.
Następne straty … tak niestety …
oraz radości z urodzenia następnych dzieci – naszych synów… na nowo wlewały w
moje serce nowe doświadczenia. Dumę, radość, miłość, poświęcenie, siłę, moc…
To co zmieniało mnie to wbrew
pozorom nie doświadczenia pełne radości choć pewnie też ale doświadczenia,
którym towarzyszyły ból i rozpacz – te zmieniały i wzmacniały moje serce, nasze
Małżeństwo, naszą Miłość
Okazało się, że być Matką zmienia
mnie jako córkę. I dopiero przy śmierci mojej Mamy doświadczyłam w stu
procentach bycia córką a to z kolei zmieniło mnie i umocniło w byciu Mamą.
Teraz patrzę na wielki dar jakim
zostałam obdarzona i dumna jestem – mogę być Mamą. Mamą domową, Mamą zapłakaną
bo wyniki córki nie były dobre, Mamą silną bo potrafiłam znieść wieść o
stratach. Mamą niewyspaną bo czwórka zachorowała na ospę i noc była jednym
wielkim Armagedonem. Mamą kochaną bo dającą osiem razy życie… Mamą zmęczoną ale
i Mamą zafascynowaną dziećmi, ich pomysłami, ich życiem…
Bycie Mamą to Dar do którego
ciągle nie dorastam ale i Dar, który mnie zmienia i umacnia i czyni chyba
lepszą żoną, przyjaciółką… człowiekiem i córką…
poniedziałek, 16 marca 2015
Nowe odkrycie... Audiobooki :)
Dostałam ostatnio - kilka dni temu propozycję otrzymania audiobooka i napisania recenzji. Cóż... czasu aby czytać mam coraz mniej. A chętna jestem aby coś usłyszeć :) gdzieś ten apetyt na słowo nie ginie we mnie.
Odpowiedziałam i otrzymałam taki oto audiobook... Mamo - czy możesz mnieć wszystko?
Nie znam (jeszcze) serwisu foch.pl ... ale z wielką przyjemnością zasłuchałam się w refleksje kilku matek. Refleksje związane z macierzyństwem. Z pojawieniem się dzieci... cóż. Słuchałam i chłonęłam.
Dla mnie ciekawe doświadczenie... Dla mnie samej pojawienie się naszych dzieci było wielką przygodą, niespodzianką i wyzwaniem. I takie też słowa usłyszałam. Nie wszystko dla mnie dość realne i zrozumiałe ale wiem, że to są prawdziwe odczucia kobiet, które z takich lub innych powodów zdecydowały się (bądź i nie) na potomstwo.
Niektóre śmieszne, inne bardzo osobiste, trochę smutne, jeszcze inne dość irytujące (szczególnie te sfeminizowane) ale słuchałam z zapartym tchem i siedziałam w mojej kuchni. Siedziałam to jednak nadużycie. Jak to, że siedzę w domu z dziećmi...
Ale dzięki audiobookowi :) mogłam przyjemnie spędzić czas robiąc zwykłe choć konieczne rzeczy.
Taką możliwość słuchania uzyskałam dzięki serwisowi audioteka.pl , który polecam.
Szczególną uwagę zwróciłam już na półkę z audiobookami dla dzieci. Odkrycie na nowo moich dziecięcych książek. Mniam ... już marzę co takiego znów tam wyszperam.
A na serwis foch.pl ... chyba jednak zajrzę w wolnej chwili
Polecam ... "Matko czy możesz mieć wszystko?"
Subskrybuj:
Posty (Atom)
Taniec co robi porządek z głową
Mamy po pięćdziesiąt lat. Michał prawie a jak prawie 52 i... jesteśmy szaleni. Zaczęliśmy chodzić na taniec towarzyski. I jest nam chyba do...

-
jest taka pieśń w naszej wspólnocie, która bardzo lubię. "Wyrasta różdżka z pnia Jessego, Odrośl z jego korzeni. Spoczywa na Ni...
-
choć tak naprawde nie mam na to ani chęci, sił ani nastroju. Tak... milczę aby nie płakać, płaczę aby nie rzuacać czym popadnie... Mamy og...