niedziela, 11 marca 2018

NIedzielnie

Wychodzimy z chorób
To znaczy ja, Staś i Jaś... Antek jakoś nie. chyba jutro lekarz jednak. Zaropiałe oczy, katar ogromny i nieustępująca gorączka.
Dziś wyjdę w końcu z domu wieczorkiem bo jestem już w stanie. A tak spędzam bardzo leniwie (ha ha) niedzielę. Obiad i ciasto. Ale mam za to teraz chwilę wytchnienia bo Antoś w chorobie śpi popołudniami a reszta na dworzu a ja sobie już drugą godzinę słucham Siesty.
Jak za dawnych lat. Skład nieco inny. Więcej lat na liczniku ale klimat ten sam.
Wiosennie nam się dzisiaj zrobiło. Nagle. A jeszcze tydzień temu padał śnieg przez cały weekend.

Od razu widać brudne okna i kurz w domu. Ale też od razu w głowie zaczynają krążyć plany i myśli co z tym zrobić? :)
A za  trzy tygodnie już święta i nasza ulubiona Pascha. Będziemy chrzestnymi więc dodatkowo jeszcze większe święto. Pomysłu na prezent zero. Głowy też do tego nie mamy teraz (drugie skrutinium trwa więc w tygodniu jesteśmy zabiegani).
I jeszcze moja specjalizacja co miesiąc. Minie nam ten miesiąc szybko. W kwietniu wyjazd na 50 lecie Drogi Neokatechumenalnej. Więc to wszystko tak dodatkowo a życie płynie a raczej pędzi.

Widzę, że od jakiegoś czasu zupełnie nie mam weny... zupełnie. Jakbym była całkowicie wyczyszczona z pomysłów do pisania.

Dodatkowo od dziś niedziela jest ustawowo wolna od pracy. Szaleństwo niezadowlonych wręcz oszałamiające a przecież nawet ja pamiętam te czasy kiedy w niedzielę czynne były tylko kwiaciarnie i kawiarnie.

poniedziałek, 5 marca 2018

Konwiwnecje czyli co się dzieje przed i po

Przed  - dzieje się wszystko - opiekunki nagle odpadają, psują się telefony, aby po knwiwncji jakby nigdy nic normalnie się włączyć, koła od auta dostają dziur i należy zmienić koło po 2 minutowej podróży. Aaaa... jeszcze giną marynarki, żakiety i inne.
A po konwiwencji dzieje się znów wszystko :D ... Staś w nocy wysoko zagorączkował. Więc chory Staś i ja jakaś niewyraźna.

Tak jest. Bój jest i przed i po.

Ale ogólnie, podsumowując było dobrze choć obfitość Słowa i Jego ciężar spowodowała, że przyjechałam wykończona i u teściów na kolacji zasypiałam.
Dziś dochodzę do siebie ale też jest trudno bo noc była z wędrówkami.

Co do rozmowy w Hospicjum. Hm... była dobra. Mam pojawić się na kilkugodzinnym dyżurze. I mam z tym nie zwlekać. Dobrze.
Jednak jakieś światło dostałam na tym skrutinum i widzę, że mam cierpliwie czekać. A nic nie dzieje się przypadkiem. Widzę, jaką mam intencję powrotu do pracy. Widzę, że przede wszystkim jestem żoną i mamą. I jeśli to jest uporządkowane to będzie czas i miejsce na pracę. A specjalizację sobie spokojnie dalej robię. Oby praca nie była dla mnie ucieczką w samospełnienie i samorealizację. A na dzień dzisiejszy chyba tak by było.
Wszystko ma swój czas.

Byłam dzisiaj na pogrzebie Zosi - córeczki Karoli i Jacka. Piękny pogrzeb i piękne świadectw rodziców, którzy mają wielką wiarę. Spokój spokój i spokój...tak można było określić postawę rodziców. To wielka łaska mieć swojego Świętego w niebie. My też mamy cały zastęp. Ale czasem po ludzku żal mi... że nie usłyszę ich głosów i nie poczuję ich zapachu. Dopiero tam... może dlatego łatwiej będzie nam przejść przez tę bramę bo taki orszak na nas już czeka.

Taniec co robi porządek z głową

 Mamy po pięćdziesiąt lat. Michał prawie a jak prawie 52 i... jesteśmy szaleni. Zaczęliśmy chodzić na taniec towarzyski. I jest nam chyba do...